Artykuły

Chodliwy temat przemocy

"Popcorn" Bena Eltona w olsztyńskim Teatrze Jaracza

Na pozór jest to sztuka wynikła z dobrych, poczciwych chęci. Ze sprzeciwu wobec panoszenia się obrazu zła w mediach. Ale po pierwsze, jak wiemy, dobrymi chęciami piekło wybrukowano. W tym wypadku zresztą raczej powiedzieć można: wytapetowano, ponieważ tekst "Popcornu" mocno szeleści papierem, brzmi sztucznie. Tak to często bywa, kiedy się podejmuje temat "słuszny", przyporządkowując treść i dialogi rozwinięciu przyjętego z góry pomysłu. A pomysł autora był taki: dwoje bandytów, poszukiwana już przez policję para "morderców z supermarketu", dostaje się do domu znanego reżysera, świeżo nagrodzonego Oscarem twórcy filmów pełnych krwi i przemocy. Ta parka przyjemniaczków terroryzuje jego samego oraz jego rodzinę i znajomych. Napastnicy twierdzą, że to kręcone przezeń filmy zainspirowały ich do zbrodni, więc to on jest głównym odpowiedzialnym. Żądają, by przyznał to przed kamerami reporterów telewizji. W ostateczności godzą się na rodzaj zaimprowizowanego talk-show, w którym obie strony będą mogły przedstawić swoje racje. W ten sposób autor chce sprowokować naszą dyskusję nad kwestią: czy pokazywanie przemocy w środkach masowego przekazu ma rzeczywisty wpływ na wzrost przemocy na ulicach, w naszym codziennym życiu? Pomysł podejrzanie wydumany (inteligentni na tyle, by stawiać takie żądania, dali się omamić filmowej fikcji?), wręcz groteskowy, jednak podejrzenie o ironię w nim zawartą upada wobec tego, co oglądamy na scenie: nasi aktorzy grają szalenie serio, z pełnym zaangażowaniem; dużo tutaj hałasu i szamotaniny, na umieszczonych z boku sceny ekranach migają fragmenty rzeczonych filmów pełnych gwałtu, nie dowiadujemy się jednak ze sztuki niczego istotnego dla proponowanej dyskusji. Przede wszystkim: kim są bandyci? O motywach ich działania nie wiemy niczego ponad to, co sami głoszą. Spektakl nawet nie dotyka głównych problemów narastającej fali zła, o których wołają psycho- i socjologowie: nie tylko zbanalizowania zbrodni, ale przede wszystkim zubożenia wyobraźni młodych ludzi, zacierania się w ich umysłach granicy pomiędzy światem realnym a fikcyjnym, co obserwujemy niekiedy, śledząc w prasie wypadki morderstw dokonywanych przez nastolatków, którzy nie są w stanie odróżnić śmierci rzeczywistej od fikcyjnej. Tymczasem wydaje się, że bandyci w sztuce Eltona zabijają raczej dla rozgłosu, po to by zaistnieć w mediach, a to przecież nie jest zjawisko nowe: znamy ten temat z historii, co najmniej od starożytnej Grecji (patrz niejaki Herostrates, który podpalił świątynię, by zyskać sławę). Dziś natomiast zaczynamy mieć do czynienia z "nową jakością" zbrodni, zbrodni całkiem banalnej. To co nam mówi Elton, to unik przed istotą problemu. I jeszcze jedno: wystąpienie przeciw przemocy w mediach dokonywane akurat w teatrze, który od zarania dziejów opowiada o najkrwawszej przemocy (czytajcie Sofoklesa, Szekspira), nie pokazując jej wszakże nigdy nazbyt dosłownie, pobrzękuje tonem fałszywym...To tak, jak gdyby teatr pozazdrościł swoim konkurentom - filmowi i telewizji - które mają nad nim tę przewagę, iż mogą temat zbrodni pokazać z całym jej krwawym realizmem. Z drugiej strony jednak, gdyby tę sztukę zrealizowano w kinie czy w telewizji, to w myśl tegoż realizmu i prawdy nasi bandyci najdalej po 20 minutach już by byli trupami. W tym czasie bowiem napadnięty reżyser ma co najmniej kilka okazji, by wyrwać im pistolety i się obronić. Tak są niezdarni. A wtedy przez pozostałe trzy kwadranse moglibyśmy na przykład oglądać sztukę na temat prawa człowieka do uzasadnionej czy nieuzasadnionej obrony. Też temat aktualny i gorący. Obawiam się, niestety, że dyskusja na temat zła w mediach okazała się w "Popcornie" tylko pretekstem, by podczepić się pod modny temat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji