Artykuły

W Moskwie przestał mówić Zaratustra

"Zaratustra" w reż. Krystiana Lupy w Starym Teatrze w Krakowie. Po występach w Centrum Meyerholda w Moskwie pisze Ałła Szenderowa w Kommiersancie.

Centrum im. Meyerholda kontynuując cykl spotkań ze słynnymi eksperymentatorami teatralnymi zaprezentował w Moskwie spektakl Krystiana Lupy "Zaratustra", oparty na książce Nietzschego i Einara Schleefa o Nietzschem. Przeniknięta duchem eksperymentu Ałła Szenderowa relacjonuje dla nas to wydarzenie.

Wielbiciel traktatów filozoficznych i hippis z półwiekowym stażem, sześćdziesięciopięcioletni Krystian Lupa całe życie studiuje graniczne stany ludzkiego życia. Można nawet powiedzieć, że dramaturgia i teatr w ogóle stanowią dla niego nie tyle pracę (co nie przeszkadza mu już około trzydziestu lat pracować w Starym Teatrze w Krakowie), co środek do poznania samego siebie. Trudno zapomnieć, jak po pokazie "Mewy" zrealizowanej półtora roku temu w Teatrze Aleksandryjskim w Sankt Petersburgu, siwy reżyser w bardzo szerokich spodniach i rozciągniętym podkoszulku stał przy mchatowskim portalu z zadowolonym wyrazem twarzy uczniaka, który przed chwilą napsocił. Wydawało się, że umyślił tę swoją zrealizowaną w poprzek "Mewę" (w jej finale Trieplew wcale nie miał zamiaru się zastrzelić) tylko po to, żeby nacieszyć wzrok wyciągniętymi z zaskoczenia twarzami rosyjskiej publiczności.

Nic dziwnego, że pan Lupa często powtarzający w wywiadach, że człowiek to projekt czegoś zdecydowanie potężniejszego, postanowił zrealizować spektakl według tekstu "Tako rzecze Zaratustra", w trakcie prób łącząc go z biograficzną sztuką Einara Schleefa. Sprzeczna biografia Nietzschego, piewcy siły i wolności, który dokończył żywota w szpitalu psychiatrycznym, często stanowiła samodzielną fabułę. Ale Lupa nie zamienia "Zaratustry" w spektakl biograficzny, tylko realizuje trzyczęściowe misterium, dokładnie podążając za tekstem książki Nietzschego. Trzy hipostazy Zaratustry - zbuntowanego młodzieńca, znużonego myśliciela i zdziecinniałego włóczęgę, stojącego w kolejce po bezpłatną zupę - nie grają, a raczej zaznaczają trzej aktorzy. Drobiazgowa gra przypada tylko najstarszemu - Krzysztofowi Globiszowi.

Artysta plastyk z wykształcenia, nienagannie władający rzemiosłem reżyserskim Krystian Lupa umyślnie tłumi widowiskowość swojego spektaklu na rzecz słowa. Gwałtowny, dynamiczny początek - przy dźwięku bębnów na scenę wybiega z sali współczesny tłum, oczekujący wystąpienia linoskoczka - to preludium urywa się wraz z jego upadkiem. Reżyser zanurza scenę w szkarłatnym półmroku i stopniowo rozmywa rytm. Zaratustra, początkowo zaciekle wykrzykujący swoje hasła o wolności, stopniowo cichnie.

Czerwona ściana nad sklepieniowymi łukami (ni to współczesne miasto, ni to mityczny Babilon) chwilami zamienia się w ekran, przedstawiający górskie schronienie Zaratustry, splecione nagie ciała, albo człowieka odgryzającego głowę żmii (symboliczne wyzwolenie od duszącej moralności). Wideo, wykonane przez Zbigniewa Bzymka, zachwyciłoby każdego znawcę wideo artu, ale Lupa korzysta z niego nader skąpo.

Medytacyjny chód spektaklu urozmaica tylko swoisty humor reżysera. Opisane u Nietzschego spotkanie Zaratustry z ostatnim papieżem okazuje się spotkaniem z Janem Pawłem II. Przy czym za plecami siedzącego w fotelu bokiem do sali papieża stoi akwarium z nagim kloszardem, który karmi papieża własną krwią - obu łączą dziesiątki kroplówek. "Co masz za plecami?" - pyta papieża porażony Zaratustra. "Nie wiem - pada w odpowiedzi. - doprawdy, tam zawsze była ściana"

Najbardziej wyrazistą sceną staje się scena dyskusji Zaratustry z dwoma królami i uczta, na którą schodzą się wszystkie ekscentryczne stworzenia, spotkane przez bohatera podczas wędrówek. Łącząc purpurę i złoto, haftowane tkaniny i królewskie korony Lupa tworzy obraz godny artystów Renesansu. Jednak w ciągu pięciu godzin swojego spektaklu rozpieszcza tak malarskimi scenami tylko przez kilka minut.

Bohaterem trzeciej części staje się popadający w zdziecinnienie Nietzsche, którym opiekują się matka i siostra. Scena ablucji nalanego filozofa w wannie i towarzysząca jej rodzinna sprzeczka (sądząc po niej, matka i siostra są nie mniej zwariowane, niż brat) grana jest według wszelkich zasad teatru realistycznego. Przy czym tak powolnie i szczegółowo, jakby Lupa umyślnie mścił się na skłonnej do plotek publiczności: chcieliście widzieć Nietzschego na sedesie - no to sobie popatrzcie.

W finale stary i bezradny Nietzsche trafia do tego samego miasta, w którym na początku nauczał jego bohater. Początkowo lękliwie próbuje przylgnąć do ulicznego tłumu, a później pochyla się nad ociekającą krwią nierządnicą. I tutaj Lupa urywa swój spektakl, dając możliwość wyciągania wniosków samym widzom. W danym przypadku chce się myśleć nie tyle o dumnym nadczłowieku, który poznał cierpienie i litość, ile o paradoksie istnienia samego spektaklu. Tak jak Zaratustra, reżyser lekceważy gusta tłumu, rzucając mu obce i nieprzyjemne prawdy - i całkowicie podporządkowuje sobie ten tłum.

tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji