Artykuły

Axerowie z Kreczmarami

Jerzy Axer mówi: "Do mego pokolenia włącznie wszyscy w tej rodzinie uczyli albo dużo, albo głównie, albo jedynie. Wszyscy też w młodości pisali wiersze, gorsze lub lepsze. Wszyscy też, z pokolenia na pokolenie, namiętnie głośno czytali dzieciom, głównie Trylogię, Mickiewicza i Słowackiego." W cyklu Rody uczone, Magdalena Bajer pisze w lubelskim Forum Akademickim o skoligaconych ze sobą rodach Axerów i Kreczmarów

Poza współczesnością

Prof. Jerzy Axer [na zdjęciu]z Uniwersytetu Warszawskiego oraz z Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza, filolog klasyczny i historyk, przyznaje na wstępie, że dość późno zainteresował się historią rodziny. A obie jej linie mają w swoich dziejach i zdarzenia charakterystyczne dla losów polskiej inteligencji, i postaci ważne, jeśli chodzi o bogactwo postaw oraz intelektualnych zasług tej warstwy.

Ojciec pana profesora, znakomity reżyser teatralny Erwin Axer, dzisiaj senior rodu, zapisał w tomie niedawno opublikowanych wspomnień (Z pamięci, Iskry, 2007): "W pamięci świadka pozostały, zdawałoby się na zawsze, niepowtarzalna intonacja, gest, poza, spojrzenie, prostokąt sceny, oddech zaciemnionej widowni. Wewnętrznym okiem, z zachwytem, ale nie bez grozy, ogląda rzeczy, których nie ma, które minęły dawno czy przed chwilą, to obojętne, i które jednak są."

Słuchając autobiograficznej opowieści jego syna, a mojego gościa, zrozumiałam, jak można być równocześnie pośród "rzeczy, które minęły" i pomnażać te, "które jednak są". Trzeba do tego mieć jasną świadomość tożsamości, niekoniecznie tej odziedziczonej po przodkach, ale tej samemu wybranej.

GALICJA: PALESTRA I TEATR

Historia rodziny Axerów uchwytna jest dopiero od połowy XIX wieku. Leon był urzędnikiem w magistracie przemyskim (przeszedł wszystkie szczeble kariery urzędniczej) i cały wysiłek poświęcił wykształceniu synów, z których czterech uzyskało stopnie akademickie. Dwóch było doktorami matematyki, dwóch doktorami prawa i z zawodu adwokatami.

Wszyscy byli muzykalni. Brat Leona - Saul prowadził nawet szkołę muzyczną (był znanym w Przemyślu ekscentrykiem), syn Saula - Otto został malarzem oraz odnosił sukcesy jako scenograf teatralny we Lwowie i Warszawie już od lat trzydziestych XX wieku.

Z dzieci Leona Józef, znany przemyski adwokat, był jednocześnie kierownikiem sekcji teatralnej Żydowskiego Towarzystwa Dramatyczno-Muzycznego "Jubileusz", a także dyrygentem własnej orkiestry i chóru. Partie sopranowe śpiewała jego siostra, a żona akompaniowała na fortepianie. Sekcja teatralna organizowała przedstawienia w języku polskim i w jidysz. Jednocześnie Józef kierował żydowskim klubem sportowym z mocną sekcją piłkarską, co nie przeszkadzało mu być entuzjastycznym kibicem Polonii.

Dziadek prof. Jerzego, Maurycy, sławny adwokat zwany lwowskim Cyceronem, oficer artylerii w czasie I wojny światowej, oczekiwał od synów, Erwina i Henryka, raczej studiów inżynierskich albo kariery wojskowej, najlepiej w marynarce lub lotnictwie. Zamiłowania teatralne Erwina usprawiedliwiały jedynie szczególne okoliczności: dom pełen ludzi teatru - bliskimi przyjaciółmi ojca byli Leon Schiller i Wiłam Horzyca. Zresztą po wkroczeniu Sowietów Maurycy, który nie chciał być adwokatem w warunkach okupacyjnych, otrzymał dzięki tym znajomościom pracę administratora widowni w Polskim Teatrze Dramatycznym. Został uwięziony przez Niemców w symbolicznych okolicznościach, gdy z gwiazdą Dawida na ramieniu pozdrowił aresztowanych 1 września 1942 roku i przewożonych ciężarówkami ulicą Akademicką polskich oficerów rezerwy.

KONGRESÓWKA: GŁÓWNIE NAUCZYCIELE

U Kreczmarów, macierzystej linii przodków mojego gościa, przeważa tradycja akademicko-nauczycielska, teatr pojawił się późno. Pamięć lepiej udokumentowana zaczyna się od Edwarda, pastora luterańskiego w Wieluniu w latach 1843-44.

Z kolei jego syn August ukończył studia filologiczno-historyczne w warszawskiej Szkole Głównej, zmienił pisownię nazwiska na polską i przez ćwierć wieku był nauczycielem języków starożytnych w V Gimnazjum Męskim w Warszawie. Wśród jego wychowanków znaleźli się Tadeusz Kotarbiński i Ignacy Chrzanowski.

Dzieci Augusta i Bronisławy z Pułjanowskich, która dziedziczyła tradycje patriotyczne i powstańcze swego kresowego rodu, założyły w Warszawie głośną potem "Szkołę Kreczmara". Zorganizował ją w roku 1907 Jan, z poparciem Towarzystwa Kultury Polskiej. Była to pierwsza w zaborze rosyjskim szkoła z wykładowym językiem polskim. Po jego śmierci ("Zginął jak żołnierz na posterunku" - pisano po jego śmierci w "Sfinksie" w 1909 roku) kierownictwo przejął brat Michał, znakomicie zapowiadający się historyk starożytności grecko-rzymskiej, kształcony w Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim oraz w Monachium i Moskwie. Wykładał później w odrodzonym Uniwersytecie Warszawskim jako docent. W roku 1920 musiał porzucić karierę akademicką dla ratowania "rodzinnej szkoły" i kierował nią do roku 1939. Wprowadził nowe treści i formy w nauczaniu języków klasycznych. Szkoła była niezwykła także z innych względów. Kształcono w niej "katolików, ewangelików, bezwyznaniowców oraz Żydów, dzieci polskiej wolnomyślnej inteligencji i dzieci plu-tokracji żydowskiej. Obok dzieci ludu, autentycznych synów praczek i szewców, krawczyń i drobnych kupców [...]. Bogaci płacili wysokie czesne, ubodzy grosze albo zgoła nic", co prof. Jerzy Axer wyczytał w "Stolicy". Jednym z pierwszych uczniów był Antoni Słonimski, innym późniejszy pisarz Romain Gary. Wybitną nauczycielką była też córka Augusta, Zofia z Kreczmarów Barańska, która współpracowała ze Stefanią Sempołowską.

Dopiero w następnym pokoleniu Kreczmarów uczenie zmieszało się z teatrem. Jan to sławny aktor i wieloletni rektor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (1950-67). Jego brat Jerzy, wybitny reżyser teatralny, doktor filozofii, przed wojną nauczyciel szkół średnich, w czasie okupacji brał udział w tajnym nauczaniu, po wojnie do roku 1950 był wykładowcą uniwersyteckim, a potem -profesorem PWST. Charakterystyczne, iż w dwustronicowej, opublikowanej pośmiertnie autobiografii zapisał jedynie daty odnoszące się do wszystkich szkół i miejsc, w których uczył oraz do kampanii, ćwiczeń i awansów wojskowych (ochotniczy udział w wojnie bolszewickiej, kurs podchorążych, kolejne ćwiczenia, zakopanie broni 1 października 1939). Ani słowa o reżyserii. Na łożu śmierci rozmawiał ze swoim ciotecznym siostrzeńcem, a moim gościem, o różnicach w strategii pedagogicznej, jaką powinien stosować nauczyciel zależnie od tego, czy wykłada w klasie żeńskiej, czy męskiej i od tego, jak ustawione są ławki.

Siostry Jana i Jerzego były nauczycielkami matematyki. Ich siostra cioteczna Bronisława, matka mojego rozmówcy, uczyła przed wojną w szkole powszechnej, a w czasie okupacji na tajnych kompletach.

W kolejnej generacji utrzymał się jeszcze dualizm teatralno-akademicki. Kreczmar po kądzieli, Zbigniew Zapasiewicz, jest czołowym aktorem swego pokolenia i profesorem PWST.

Syn Jana aktora, Adam, pisał teksty poetyckie i występował w teatrach kabaretowych. Natomiast syn Jerzego, Antoni, został profesorem matematyki UW. Jego cioteczny brat Andrzej Jezierski był profesorem ekonomii w tej uczelni.

Jerzy Axer mówi: "Do mego pokolenia włącznie wszyscy w tej rodzinie uczyli albo dużo, albo głównie, albo jedynie. Wszyscy też w młodości pisali wiersze, gorsze lub lepsze. Wszyscy też, z pokolenia na pokolenie, namiętnie głośno czytali dzieciom, głównie Trylogię, Mickiewicza i Słowackiego."

OJCIEC - LWÓW - ŚWIAT WYMYŚLONY

Trylogię czytał też we Lwowie synowi Maurycy Axer, zwłaszcza opisy bitew. Erwin Axer zaszczepił synowi kult dziadka. Sam, wygnany obrotem historii ze Lwowa, nie zakorzenił się już nigdzie. Wszystkie późniejsze mieszkania były miejscami chwilowego pobytu.

Całkiem niedawno, już w XXI wieku, prof. Jerzy Axer, urodzony w Łodzi w roku 1946, ale mieszkający niemal od zawsze w Warszawie (z Łodzi pamięta jedynie hipopotama Lusię i wielkiego pawiana w zoo), zabrał swego ojca do jego rodzinnego miasta, żeby na miejscu rozpoznać domową legendę Lwowa. "Nie całkiem się udało - zapamiętane domy wypełniły się duchami tych, co zginęli albo umarli. W Stryjskim Parku stały szczątki ławki, na której kilkuletni Erwin siadywał z boną. W mieszkaniu dziadków dzieci nowego właściciela grały na długim korytarzu w piłkę, tak jak siedemdziesiąt z górą lat wcześniej mój ojciec ze swoim zamordowanym później w getcie za działalność konspiracyjną bratem."

Jedynaka wychowywała głównie matka w... "najbardziej nie wychowawczy sposób, jaki można sobie wyobrazić". W ciągłej obawie, że nie wyżyje (był siedmiomiesięcznym wcześniakiem w czasach bez inkubatorów, a lekarz oświadczył Erwinowi: "spodziewałem się po panu lepszej roboty"; w kilkanaście lat później przeżył też z ojcem ciężki wypadek samochodowy, po którym kurował się przez półtora roku), pozwalała na wszystko, wymagając stanowczo wypełniania jedynego obowiązku: rozwijania umysłu. Przekonana, że syn jest nadzwyczajnie zdolny, nie pilnowała, by odkładał zabawki na miejsce, lecz by dawał świadectwo intelektualnych walorów. Stopnie szkolne nie miały znaczenia, tylko lektury, rozmowy, sprawozdania ze "światów wymyślanych".

Najczęściej wymyślanymi były światy pochodne od Trylogii, rozbudowywane przez chłopca jego własnymi historiami o dawnej Polsce. Jerzy znał list, jaki do jego pięcioletniej matki napisał jej ojciec, Roman, który na Gwiazdkę roku 1920 wyciął dla córki z dykty pięknie malowany komplet figurek do Trylogii. Uważał, że w wolnej Polsce jego dziecko odgrywając sceny z powieści nie powinno używać (jak to robiono w jego pokoleniu) carskich kozaków i pruskich huzarów. W zabawach dziecięcych Jerzego Trylogia stopiła się z bonapartyzmem, bronił więc Zbaraża, zdobywał Moskwę w 1812 roku, urządzał Rzeczpospolitą wielu narodów, a jednocześnie... brał udział w kolejnych powstaniach. Druga Rzeczpospolita mało go interesowała. Żadne z rodziców nie przedstawiało jej jako świata wymarzonego, choć oboje mówili, że była lepsza od tego, co jest.

Z POLSKI SZLACHECKIEJ DO WSPÓLNEJ EUROPY

"Bardzo silnie sobie rozbudowałem mit Pierwszej Rzeczypospolitej" - powiada profesor. Wcześnie zaczął gromadzić książki historyczne, przesuwając stopniowo granice zainteresowań od czasów Trylogii po rok 1905. O czasach późniejszych czytał niechętnie.

Szkołę wspomina jako udrękę, czyniąc wyjątek dla uczących w Liceum Rejtana polonisty Ireneusza Gugulskiego i historyka Wiesława Żurawskiego. Obaj podsuwali uczniom interesujące, często nielegalne książki. Rzeczywistość aktualna, to, co poza "wymyślonym światem" dawnej Polski, było dalekie. Nie należał do żadnej organizacji młodzieżowej, nie był też związany z uczniowskim kręgiem rewizjonistów, choć w szkole podstawowej podkochiwał się w Basi Toruńczyk.

"Pozwolono mi odizolować się starannie od współczesności". Do piętnastego roku życia Jerzy Axer nie zdawał sobie sprawy, że w Polsce żyją jeszcze "jacyś Żydzi", choć znał ich z historii i z... Prusa. Sam nigdy nie doznał żadnego przejawu antysemityzmu, a o samym zjawisku dowiedział się ze zdumieniem w roku 1968.

Wybór studiów nie wynikał ze świadomej chęci kontynuowania tradycji pradziada Augusta i stryjecznego dziada Michała Kreczmarów. Dzisiejszy profesor filologii klasycznej chciał przede wszystkim być historykiem, ale wyobrażał sobie, że "opowiadając historię" w czasach, których końca nie mógł się spodziewać, będzie musiał iść na kompromisy, może nawet kłamać.

Postanowił studiować antyk, żeby "stamtąd wracać tylnymi drzwiami do historii". Stopnie akademickie, łącznie z "najmłodszą" w PRL humanistyczną habilitacją (1976), uzyskał z filologii klasycznej, a przeszedł tę drogę tak szybko, żeby spokojnie zająć się "wędrówkami w czasie". Teatru nie uniknął w pełni, od trzydziestu lat wykłada w Akademii Teatralnej na Wydziale Reżyserii analizę dramatu oraz pisuje na ten temat. Ale i tutaj zajmują go raczej "światy wyobrażone" niż praktyka teatralna: "Moje kompetencje dotyczą badania widowisk uśpionych w sztukach teatralnych, nie zaś sztuki budzenia ich ze snu" (w dedykowanej ojcu książce Filolog w Teatrze, PIW 1991).

W okresie pierwszej "Solidarności" prof. Axer wychynął z wymyślonego świata we współczesność - wybrany kolejno na prodziekana i dziekana Wydziału Polonistyki UW. Skończywszy urzędowanie, stworzył koncepcję, a w roku 1990 uruchomił Ośrodek Badań nad Tradycją Antyczną w Polsce i w Europie Środkowowschodniej w Uniwersytecie Warszawskim, pomyślany jako samorządna republika badaczy wewnątrz państwowego uniwersytetu, miejsce, gdzie ludzie zajmowaliby się tym, czym mają ochotę się zajmować, spotykali się dla przyjemności, a uczniowie mieli bezpośredni kontakt z mistrzami... Dziś całość tego przedsięwzięcia nosi nazwę Instytut Badań Interdyscyplinarnych "Artes Liberales", współpracuje z nim ok. 2 tys. osób (na etatach jest kilkadziesiąt) i obejmuje on szereg inicjatyw naukowych oraz dydaktycznych.

Z inicjatywy prof. Axera powstały także Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne (MISH), rozszerzone z czasem na kilka innych uniwersytetów w Polsce i tworzące sieć powiązaną wzajemnymi kontaktami. MISH-e założył mój rozmówca także we Lwowie, Kijowie, Grodnie, Mińsku, Rostowie nad Donem.

Równolegle rozwijał się program Międzynarodowej Szkoły Humanistycznej Europy Środkowowschodniej. "Jest to pomysł odtworzenia przestrzeni Pierwszej Rzeczypospolitej - nie etnicznej ani politycznej, ale kulturowej. Do jego realizacji trzeba stworzyć wspólnotę ludzi ze środowisk akademickich Ukrainy, Białorusi i Rosji - ok. 3 tys. uczestników przeszło w ciągu 12 lat przez nasz program".

Wszystko to są działania obywatelskie. Dodatkowe środki zdobywa Jerzy Axer osobiście, głównie za granicą. W tym roku ruszyło Collegium Artes Liberales - nowa forma kształcenia w "nieistniejącym kierunku badań, czyli w zakresie sztuk wyzwolonych", zaplanowana na poziomie licencjackim, magisterskim i doktorskim. Z oferty programowej słuchacze będą składać własną kompozycję - bardziej artystyczną, nauczycielską albo badawczą. "Produkt? Public intellectual, albo może po prostu polski inteligent".

Wszystkie przedsięwzięcia Jerzego Axera, odkąd zajął się działalnością publiczną na forum akademickim, zmierzają do zintegrowania elity humanistycznej - w Polsce i u wschodnich sąsiadów - wokół zadań, jakie historyczne doświadczenie wyznaczało zawsze dotąd inteligencji, tj. twórczej niezgody na współczesność i konsolidowanie się w działaniu na rzecz zmiany tego, co trzeba zmienić - tworzenia światów alternatywnych.

"Zmiana ustroju i wyjście wojsk rosyjskich z Polski to nie powód, żeby iść z rzeczywistością na kompromisy" - mówi profesor. Rozmowę kończy toastem zapożyczonym od ukraińskich przyjaciół: "Za naszą beznadziejną sprawę!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji