Artykuły

Test Wassermana

O Antonim Dzieduszyckim powiadają, że uprawia krytykę wyłącznie za pomocą superlatywów. Ucieszyłem się tedy, widząc w tłumie opuszczającym salę dystyngowaną sylwetkę "hrabiego Tola". Albowiem kto jak kto, ale on na pewno poradzi sobie z podsumowaniem wrażeń z sobotniego wieczoru.

Kaliska Inscenizacja "Lotu nad kukułczym gniazdem" zasługuje wyłącznie na pochwały i rzeczą recenzenta jest tylko uporządkować je i uzasadnić.

Sztuka Wassermana znajduje się w bieżącym repertuarze Teatru Nowego w Poznaniu, a równolegle z kaliską odbyła się premiera rzeszowska. O inscenizacji poznańskiej wiadomo tylko, że jej realizatorzy wydobyli ze sztuki wszystko, co jest w stanie rozbawić publikę. Jeżeli tak jest w istocie, mamy do czynienia z podejściem stricte komercyjnym, adresowaniem, przedstawienia do szerokich (czytaj: mniej wybrednych) kręgów odbiorców.

Zgoła inne przesłanie przyświecało w 1978 r. Zygmuntowi Hübnerowi - autorowi głośnej inscenizacji "Lotu" w warszawskim Teatrze Powszechnym. Kwestie polityczne, opozycja wobec totalitaryzmów wszelkiej maści wysuwały się wówczas na plan pierwszy. Kombinat symbolizował machinę zniewalającą nie tylko jednostki, ale i całe społeczeństwa.

Realizatorzy kaliskiej premiery ogromnie serio zabrali się do dzieła, korzystając m. in. z konsultacji dra Tomasza Giersza ze Szpitala dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Warcie. Jakie są rezultaty ich ponad dwumiesięcznej pracy?

Scenografia autorstwa Marii i Andrzeja Albinów jest na tyle realistyczna, że bez większych retuszy dałoby się ją przekształcić w plan zdjęciowy, i na tyle umowna, że zastępuje cały szpital z przyległościami. A przedstawienie biegnie wartko, dzięki "filmowemu" scaleniu go ze scen długich i krótkich, czasem niedopowiedzianych, urwanych w pół, ściemnionych.

Nie ma w tym spektaklu źle obsadzonej lub "położonej" roli. Gra wszystkich aktorów zasługuje na uznanie. Siostra Rached w interpretacji Grażyny Barszczewskiej nie jest demonem zła, lecz tylko reprezentantem złej racji. Widzowie zdają się bardziej pragnąć jej nawrócenia niż klęski.

Randle P. McMurphy budzi cieplejsze uczucia. Luzacki sposób bycia cwaniaka, który pojmuje świat intuicyjnie, ale prawdziwiej i pełniej, niż jego antagonistka, zjednuje mu przychylność widowni. Kreujący, tę postawę Zbigniew Lesień umiejętnie kontrapunktuje błazenadę chwilami słabości, zwątpienia i coraz bardziej paraliżującego strachu.

Drugi, poza Grażyną Barszczewską, gościnie występujący aktor, Tadeusz Szymków z wrocławskiego Teatru Polskiego, udatnie wciela się w postać Wodza Bromdena. Jest skarlałym olbrzymem, którego wyprostowuje i "nadmuchuje" osobisty przykład McMurphego.

Oszczędnymi, ale jakże przekonującymi środkami buduje postać Billy'ego Bibbita Jakub Ulewicz. To także znakomita rola. Jedna z wielu.

Nic dziwnego, że publiczność zgotowała artystom owację na stojąco. Zadowolony był także główny sprawca "zamieszania" reż. Jan Buchwald. Nawet w kaftanie bezpieczeństwa, w który wtłoczyli go bezlitośni pielęgniarze, nie stracił swady. Widać, że realizacja "Lotu" utwierdziła go w przekonaniu, że ludzie nie dzielą się na normalnych i czubków, ale na jednostki przed i po badaniach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji