Artykuły

Arkadina i inni

"Czajka" jest chyba naj­trudniejszą sztuką Czechowa. I najważniejszą zarazem. Nie tylko dlatego, że ona pierw­sza przyniosła mu sławę wiel­kiego dramaturga i nie tylko dlatego, że stała się progra­mowym przedstawieniem i pierwszym wielkim zwycię­stwem MCHAT-u. Przede wszytkim dlatego, że jest to programowa sztuka Czecho­wa, zawierająca credo arty­styczne pisarza. Już w pierw­szej scenie dramatu mó­wi młody pisarz Konstanty Trieplew "Potrzebne są nowe formy. Nowe formy są tak po­trzebne, że jeśli ich nie ma, lepiej nic nie robić". Cała sztuka jest wielką dyskusją na temat nowych form w sztuce, zarówno w teorii jak i w praktyce, jest manife­stem nowego teatru XX wie­ku, proklamowanym przez Czechowa u schyłku wieku XIX.

Opowieść o losach aktorki Arkadinej jej kochanka pisa­rza Trigorina, jej syna Kon­stantego Trieplewa, początku­jącego dramaturga, zakocha­nego nieszczęśliwie w mło­dziutkiej Ninie Zariecznej marzącej o karierze scenicznej i wielkim świecie, do którego się rwie, jest poetyckim dra­matem epickim, złożonym z krótkich scen o głębokim wew­nętrznym powiązaniu i spe­cyficznym rytmie. Jest w tej sztuce liryka i subtelny hu­mor, rozważania o literaturze, miłości i życiu, wszystko to przemieszane w cudowny pe­łen harmonii sposób. Wśród wielu głębokich myśli "Czaj­ki" jest jedna, która wydawać nam się musi dziś szczególnie bliska i aktualna. Treplew mówi: "Żywi ludzie! Życie trzeba pokazywsć nie takie, jakie jest i być powinno, ale takie, jak się je widzi w ma­rzeniu".

Bardzo trudno jest wyreżysero­wać tę sztukę, odtworzyć na sce­nie jej skomplikowaną, wielowar­stwową strukturę, oddać jej wew­nętrzny rytm i pełną sprzeczności harmonię. Jak wiadomo, prapre­miera "Czajki", która odbyła się w dniu 17 października 1896 w znakomitym teatrze Aleksandryj­skim w Petersburgu, zakończyła się całkowitą klęską autora i utworu, mimo że rolę Niny Zariecznej grała znakomita aktorka W. Komissarżewska.

Tadeusz Minc wziął więc na swe barki zadanie nie lada. Uporał się z nim dobrze, wyszedł z tego przedstawienia obronną ręką, choć nie po­wiem, by spektakl pozbawio­ny był pewnych wad. Zaletą inscenizacji "Czajki" w Tea­trze Narodowym, jest jej de­likatny ton, duża kultura i próba syntezy poezji z ironią. To już bardzo wiele. Nato­miast wadą jest brak wew­nętrznej spoistości przedsta­wienia, brak rytmu, montażu, owej myśli przewodniej, która powinna łączyć i wiązać posz­czególne sceny sztuki. To prawda, że "Czajka" składa się z krótkich scen o bardzo różnorodnym charakterze. Ale tym bardziej trzeba szukać w niej tego co poszczególne sce­ny wiąże. Brak jej akcji w tradycyjnym tego słowa zna­czeniu, sztuka ma konstruk­cje poziomą, a nie pionową, nic tu nie narasta, jak w tra­dycyjnych dramatach konwen­cjonalnych. Ale właśnie dla­tego tak wielką rolę odgrywać tu powinien rytm i montaż przedstawienia.

Wady konstrukcji i montażu wyrównuje w tym spektaklu z nawiązką gra aktorów. Nad wszy­stkimi góruje oczywiście IRENA EICHLERÓWNA w roli Arkadi­nej. Po dłuższej przerwie możemy znowu oglądać tę wielką ak­torkę na scenie i jest to rozkosz niezrównana. Eichlerówna iden­tyfikuje się prawie całkowicie z postacią aktorki Arkadinej ze sztuki Czechowa. Jest urzekają­ca, wierzymy w jej sukcesy, w jej miłość, w jej przeżycia. Ale jednocześnie rysuje cieniutką kreską subtelną karykaturę aktor­ki Arkadinej, wyśmiewa delikat­nie jej kabotynizm, jej pozy, jej ustępstwa i kompromisy wobec Trigorina, wobec życia. Ta auto­ironia Eichlerówny, ten ton cha­rakterystyczny i komediowy wprowadzony przez nią do roli Arkadinej jest chyba największym zwycięstwem aktorki nad sobą, a zarazem najbliższy jest chyba te­go, czego chciał Czechow.

Wielka kreacja Eichlerówny jest największą siłą tego przedstawiania, ale także przyczyną jego słabości. Ta­deusz Minc nie potrafił wkom­ponować Eichlerówny w lo­giczną konstrukcję całośsi. Rozsadza ona swym tempera­mentem i dynamiką aktorska wszystkie ramy i uniemożli­wia sprowadzenie całości do wspólnego mianownika zespo­łu. Są przedstawienia "Czajki" których bohaterką jest Nina Zarieczna. Są spektakle, w których na pierwszy plan wy­suwa się Konstanty Trieplew i jego tragedia. W Teatrze Na-rodowym jest to bezspornie sztuka, której bohaterką jest Arkadina. Skutkiem tego więeei w niej tonów komedio­wych, charakterystycznych, mniej liryki i poezji. Na dru­gim biegunie spektaklu zna­lazł się Zdzisław Wardejn w roli Trieplewa. Ten utalento­wany aktor wystudiował po­stać młodego pisarza bardzo ciekawie. Jest poetycki, lirycz­ny, nieśmiały, nosi w sobie tragedię w sposób przyciszony i skupiony. Tylko jakby dla kontrastu z Eichlerówną gubi prawie zupełnie mimowolny komizm tej postaci. A to zno­wu zuboża przedstawienie. Nie ma wspólnego mianownika między Arkadiną i Trieplewem. Są to w przedstawieniu Teatru Narodowego postacie z dwu różnych sztuk. Nie ma więc tej smutnej komedii, ja­ką we wszystkich swych war­stwach jest "Czajka".

Pomiędzy tymi dwoma an­typodami jest kilka bardzo do­brze zagranych ról charak­terystycznych. A więc przede wszystkim Kazimierz Opaliński w roli Sorina, który już przed laty udowodnił w roli doktora Czebutykina w "Trzech siostrach'', jak znako­micie rozumie humor i lirykę Czechowa. W pierwszej części przedstawienia jest może tro­chę zbyt monotonny, ale jego finał rozgrywa po mistrzow­sku. Bardzo lekko, dowcipnie, bez cienia przesady prowadzi rolę Trigorina Andrzej Szczepkowski, demaskując delikat­nymi środkami oportunizm i miałkość tego rutynowanego pisarza, który pragnie tylko jak najwygodniej urządzić się w życiu i przejść przez nie bez bólu, doznając jak najwięcej przyjemności. Bardzo zabawnym rządcą Szamrajewem, postacią soczystą i pełnokrwistą jest Kazimierz Wichniarz. Małe studium wiejskiego nau­czyciela, nieszczęsnego Miedwiedienki daje Janusz Bukowski. Oni wszyscy zbliżają się w stylu gry do Eichlerówny.

Na pograniczu pomiędzy kome­dią, liryką i filozofią jest doktor Dorn JERZEGO KALISZEWSKIEGO. Jest elegancki, przystojny, wygląda z bródką jak Henryk Sienkiewicz, tylko nie bardzo mu wierzymy, że był kiedyś prowin­cjonalnym Don Juanem, pożera­czem serc niewieścich w całej okolicy. Utrudnia mu to rozegra­nie scen z zakochaną w nim po uszy Pauliną, żoną rządcy Szam-rajewa (IRENA KRASNOWIECKA). Nie odczytała także złożo­nej roli jej córki Maszy EMILIA KRAKOWSKA. Była nazbyt zew­nętrzna, nie wydobyła kontrastu miedzy powszedniością tej dziew­czyny, a tragedią jej nieodwza­jemnionej miłości do Trieplewa.

I wreszcie sama czajka, Nina Zarjeczna. Gra ją ANITA DYMSZÓWNA. Obsadzona jest znako­micie. Kiedy wybiega po raz pierwszy na scenę wydaje się że tak właśnie powinna wyglądać "czajka". Ma w sobie lekkość i wdzięk młodziutkiej dziewczyny, urok i lirykę zakochanej i cieka­wość życia debiutantki. Łączy hu­mor i poezje, tak właśnie jak trzeba w tej roli. To ona najbliż­sza jest myśli sztuki, potrafi wy­dobyć jej klimat zarówno w sce­nach z Trieplewem, jak i z Trigorinem. Niestety gubi się póź­niej w wirach nie dość konsek­wentnego przedstawienia i odnaj­duje swój ton dopiero w ostat­niej rozmowie z Konstantym. Ten debiut zasługuje jednak stanow­czo na uwagę. Nie wiem, czy Ni­na Zarjeczna została wybitną ak­torką. Wiem, że Anita Dymszówna nią będzie.

Do zalet przedstawienia zaliczyć jeszcze trzeba scenografię MA­RIANA KOŁODZIEJA. Stanowi ona niezwykle trafną syntezę realizmu i poezji. Prostymi środ­kami i światłem potrafił sce­nograf wydobyć z reali­stycznych kształtów nastrój pe­łen zadumy, tak ważny w sztu­kach Czechowa, promieniujący mimo wszystkich wad z tego przedstawienia, które oglądamy z prawdziwym zainteresowaniem i oklaskujemy gorąco, kwitując po­ważny wysiłek aktorów i teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji