Artykuły

Psychoza

Dlaczego Kazimierz Kutz uważa Teatr TVP za tubę IPN-u? - pyta w pierwszym wtorkowym felietonie dla e-teatru Rafał Węgrzyniak

Kilka dni temu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Kazimierz Kutz orzekł, że "Teatr TV stał się tubą Instytutu Pamięci Narodowej". A dodał, iż obecny repertuar sceny TVP "nie ma nic wspólnego z teatrem ani sztuką". Pierwsze stwierdzenie Kutza oparte jest na założeniu, że IPN, powołany do badania i popularyzowania najnowszych dziejów Polski, prowadzi własną politykę, historyczną, którą propaguje poprzez spektakle telewizyjne, powstające w ramach cyklu Scena Faktu. Trudno byłoby Kutzowi dowieść, że realizacje historycznych faktomontaży nie mieszczą się w granicach teatru. Tym bardziej, że gatunek ten ma sporą tradycję teatralną i rozwijał się szczególnie intensywnie na przełomie lat 20. i 30. oraz 60. i 70. minionego wieku. Dość przypomnieć inscenizacje Erwina Piscatora "Rasputina" Pawła Szczegolewa i Aleksieja Tołstoja albo "Dochodzenia" Petera Weissa. Scenariusze pisane dla Sceny Faktu niekiedy posługują się epicką narracją bądź bywają dopełniane w epilogach notami biograficznymi, ale poza tym respektują klasyczne reguły dramaturgii. Walory estetyczne w spektaklach tego typu nie muszą dominować jak w wielu odmianach teatru podporządkowanych celom społecznym czy politycznym. Chociaż nie ulega wątpliwości, że w przedstawieniach Sceny Faktu aktorzy wcielając się w realne osoby z niedawnej przeszłości Polski stworzyli szereg wybitnych ról. Sam Kutz zresztą w 1994 zrealizował w Teatrze TV, oparty na scenariuszu Jerzego Stefana Stawińskiego, spektakl "Ziarno zroszone krwią" odsłaniający kulisy podjęcia decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego nieomal idealnie odpowiadający formule Sceny Faktu.

Niechęć Kutza do Sceny Faktu pozwala nieco lepiej zrozumieć dopiero jego wywiad sprzed dwóch miesięcy udzielony "Trybunie". "Nawet jak nieliczne z tych przedstawień są zrobione w miarę przyzwoicie warsztatowo - mówił 80-letni reżyser - to przecież jest to robione na zamówienie tych, którzy rządzą telewizją, czyli PiS, w oparciu o materiały IPN". Powodem deprecjonowania dorobku Sceny Faktu jest więc w istocie patronat polityczny, który jakoby objęła nad nią zwalczana przez Kutza partia Prawo i Sprawiedliwość oraz wykorzystywanie w scenariuszach archiwaliów równie znienawidzonego IPN-u. Przedstawienia Sceny Faktu ukazujące mordy sądowe dokonywane zaraz po wojnie na żołnierzach niepodległościowego podziemia czy prześladowania duchownych Kościoła katolickiego na pewno można uznać za zgodne z programem PiS-u oddania sprawiedliwości ofiarom represji komunistycznych oraz odbudowy zbiorowej tożsamości i świadomości historycznej Polaków. Jednak nie były to hagiografie działaczy PiS-u. Z kolei ignorowanie dokumentacji lub istotnych ustaleń IPN-u w rekonstrukcjach epizodów z dziejów komunistycznej Polski jest po prostu niemożliwe. A w scenariuszach współtworzonych często przez pracowników tej instytucji sporadycznie byli eksponowani konfidenci służb specjalnych, choć zawsze są portretowani ich funkcjonariusze. Zresztą Platforma Obywatelska, z którą Kutz jako parlamentarzysta jest związany, będąc partią prawicową skupiającą konserwatywnych liberałów, bynajmniej nie odżegnuje się od idei dekomunizacji ani nie postuluje likwidacji IPN-u skoro zapowiada pełne udostępnienie jego zasobów. Dlatego swe radykalne i demagogiczne opinie formułuje Kutz wyłącznie na łamach "Wyborczej" i "Trybuny", których recenzenci teatralni, zgodnie z linią polityczną tych gazet, uporczywie na różne sposoby dyskredytują dokonania Sceny Faktu. A mają one charakter taktyczny, bo wiążą się z kolejną próba przejęcia władzy w TVP przez PO z pomocą SLD.

Warto przypomnieć, że Kutz wkrótce po roku 1989 realizował politykę historyczną, ale środowisk lewicowo-liberalnych. Jej przejawem był zwłaszcza film "Śmierć jak kromka chleba" (1994), który wprawdzie oddawał hołd górnikom zastrzelonym i rannym w grudniu 1981 w kopalni "Wujek", lecz niejako zgodnie z ówczesną polityką rezygnacji z osądzania zbrodni komunistycznych właściwie nie pokazywał ich przeciwników i oprawców przez co stali się oni siłą anonimową i bezosobową z wyjątkiem jednego przyzwoitego oficera LWP. Kutz nie unikał również tematu terroru stalinowskiego, tylko w Związku Sowieckim, reżyserując w Teatrze TV adaptację "Dzieci Arbatu" Anatolija Rybakowa (1989) czy "Stalina" Gastona Salvatore (1992). A represje rodzimego aparatu bezpieczeństwa wobec niepodległościowego podziemia przedstawił w filmie "Pułkownik Kwiatkowski"(1995) w konwencji groteskowej komedii. Odrzucanie przez Kutza prawicowej polityki historycznej ma skądinąd głębsze przyczyny pozaideologiczne. Wiadomo, że jako Ślązak z rodowodem plebejskim nie znosi tradycji romantycznej i etosu inteligenckiego. Wyrazem jego rezerwy wobec Armii Krajowej były realizacje dramatów Tadeusza Różewicza, "Do piachu" (1990) w Teatrze TV oraz "Spaghetti i miecz" (2000) w Starym w Krakowie. "Ziarno zroszone krwią" również zawierało stonowaną krytykę dowództwa AK ponoszącego odpowiedzialność za jakoby nieuchronną klęskę powstania w Warszawie w sierpniu 1944. Jeśli nie liczyć odwołania Kutza ze stanowiska dyrektora krakowskiego ośrodka TVP po emisji "Do piachu", niewątpliwie będącego źródłem osobistego urazu, nikt mu nie uniemożliwiał prezentowania własnego obrazu historii Polski. Był on wyrazem jego śląskiej mentalności i pogłosem szyderstw z tradycji romantycznej manifestowanych w kinie i teatrze szczególnie po 1956 roku, gdy się formował jako reżyser. Dlaczego więc odmawia ofiarom komunizmu prawa do moralnej rehabilitacji i utrwalenia w zbiorowej pamięci poprzez odtworzenie ich dramatów w teatrze telewizji? Cykl Scena Faktu, mający blisko dwumilionową widownię, jest przy tym bezdyskusyjną realizacją misji publicznej TVP w zakresie kształtowania świadomości historycznej i postaw obywatelskich. Chociaż rzecz jasna w duchu konserwatywnym.

Wsparcie przez Kutza kampanii "Wyborczej" i "Trybuny" przeciwko Scenie Faktu można by zlekceważyć, skoro doceniają jej dorobek prawicowe gazety, "Rzeczpospolita" lub "Nasz Dziennik". Zróżnicowanie nastawienia do owego przedsięwzięcia widoczne jest też w periodykach teatralnych. "Teatr" i "Dialog" omawiają krytycznie poszczególne spektakle, jak i cały cykl. Natomiast "Didaskalia" ostentacyjnie ignorują Scenę Faktu. Motywy tej demonstracji ujawnił ogłoszony w zeszycie nr 87 pamflet na przedstawienie stworzone przez początkującego reżysera w Muzeum Powstania Warszawskiego i emitowane w Teatrze TV. Recenzent "Didaskaliów" zakwestionował bowiem budowanie tożsamości opartej na identyfikacji z tradycją niepodległościową. W jego opisie spektaklu pojawiło się zdumiewające zdanie: "Za murem majaczy złowrogo budynek IPN-u". Nie potrafię odgadnąć skąd u dwudziestoparoletniego magistranta lęk przed IPN-em. Przecież z racji metryki nie może się obawiać lustracji. Najwyraźniej uległ psychozie wywołanej przez redaktorów, wykładowców i twórców ze starszych pokoleń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji