Artykuły

Obelga

Co z tą ideologią w teatrze? - pyta w pierwszym poniedziałkowym felietonie specjalnie dla e-teatru Marta Cabianka

Kiedyś przedstawienia teatralne w opinii krytyków były dobre albo złe, wybitne albo słabe. Potem ni stąd ni zowąd zaczęto je dzielić na prawdziwą sztukę i tanią publicystykę. Teatr publicystyczny stał się na kilka sezonów synonimem teatru rozpoznającego rzeczywistość i przedstawiającego niewygodne fakty społeczne. Kiedy się nie podobał, a często się nie podobał, do pogardliwego "publicystyczny" dorzucano jeszcze: miałki, doraźny, interwencyjny. Twierdzono, że bije pianę, produkuje szybkie numerki, żeruje na mediach. Czy to jednak krytykom przymiotnik "publicystyczny" się znudził, bo uznali, że jest wyświechtany jak kapota Raskolnikowa, czy może teatr jakoś radykalnie się zmienił, jedno jest pewne: w recenzjach teatralnych pojawiło się nowe wyzwisko.

Nie każdy twórca się na nie narazi, nie każdy spektakl można nim obdarzyć, nie każdy teatr może na tę obelgę liczyć. Wiadomo jednak, co trzeba zrobić, żeby nań zasłużyć. Wystarczy tylko zająć stanowisko w obronie przegranych spraw, przyznać się w wywiadzie do upodobania do profanacji, w programie teatralnym opowiedzieć się przeciwko rozumowi cynicznemu. Na to wyzwisko bardziej narażeni są ci, którzy wściekają się przy lekturze porannych gazet, których wyprowadza z równowagi wszechobecna hipokryzja, których drażni Jarosław Gowin. Jeśli tylko dadzą temu w jakikolwiek sposób wyraz na scenie, mogą zostać nazwani "ideologami", a ich spektakl może zostać opatrzony inwektywą "ideologicznej agitki" albo"pustego manifestu ideologicznego". Jeśli gdzieś takich spektakli pojawi się więcej niż dwa, to do wiadomości publicznej zostanie podana mrożąca krew w żyłach informacja, że "ideologia zżera teatr". Jeśli zaś recenzentom jakiś spektakl się spodoba, to jest niemal pewne, że będą go chwalili za to, że "nie wymachuje sztandarem ideologii". A jeśli jakiegoś twórcę zdecydują się wprowadzić do panteonu mistrzów, to będą pisać, jak ostatnio o Janie Klacie, że "z teatralnego ideologa wyrósł na reżysera dojrzałego".

O co właściwie chodzi z tą ideologią?

Czy chodzi o jakiś konkretny zestaw poglądów na wszystko poparty przynależnością partyjną? O jakiś jednoznaczny program polityczny rozpisany na teatralne strategie? A może chodzi o wprowadzanie na scenę upiorów przeszłości? O nieprzemijającą fascynację osobowością Zenona Kliszki? Trudno powiedzieć, czy recenzenci wyzywając twórców od ideologów, apriorycznie odmawiają im prawa do rzeczywistego politycznego zaangażowania, hołdując przekonaniu, że prawdziwa sztuka trzyma się z dala od polityki. A może po prostu tropią w teatrze pogrobowców komunizmu, bo kiedy piszą "ideologia" - zawsze myślą "komuna"?

Za manifest ideologiczny uznaje się dzisiaj na scenie wszystko, co poparte zostało lekturą któregoś ze współczesnych filozofów opublikowanych przez wydawnictwo Krytyki Politycznej. Adaptacje wykorzystujące cytaty z Žižka, konstruowanie świata scenicznego wokół myśli Rancire'a, interpretacje inspirowane Judith Butler załatwią reżysera na dobre. Hamlet czytający Montaigne'a jest myślicielem, czytając Agambena staje się ideologiem ex definitione.

A może ideologia dzisiaj oznacza po prostu wyraziste poglądy? Albo wręcz jakikolwiek pogląd na cokolwiek? Nie chodzi o to, żeby zaraz na wszystko, ale na przykład na zarobki pielęgniarek, przeszłość Ulrike Meinhof czy antysemicki eksces w Warce. Teatr zostaje uznany za ideologiczny, kiedy taki pogląd uogólnia i deklaruje swoje zaangażowanie. Ideologiczne okazuje się publiczne mówienie o bezrobociu i wyzysku, wykluczeniu i braku równouprawnienia, klerykalizacji i neoliberalnych mitach. Kiedy teatr przedstawiał społeczne problemy, zatrzymując się na poziomie reprezentacji nazywany był "publicystycznym". Domagano się od niego wówczas diagnozy. Kiedy się na nią poważył i zaczął dopatrywać się przyczyny problemów w panującym porządku politycznym, finansowym, kulturowym, nazwano go "ideologicznym".

"Ideologiczny" w wokół teatralnym dyskursie oznacza więc różne rzeczy w zależności od kontekstu. Na ogół jednak świadczy o niemocy zajęcia własnego stanowiska wobec sprawy podjętej przez teatr. Posługiwanie się obelgą ideologiczną zastępuje polemikę ideową, pozwala nie być nigdy do końca serio, nie ujawniać swojego poglądu na świat, nie obnosić się z własnym oportunizmem. Częściej niż nam się wydaje jest też świadectwem historycznej fobii. Paradoksalnie jednak ci, którzy jej ulegli, używają dzisiaj wyzwiska "ideologiczny" równie bezsensownie jak politrucy w Peerelu używali takich pojęć jak kosmopolityzm, formalizm czy burżuazyjny estetyzm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji