Artykuły

Szastał po scenie boskim ciałem

- We Wrocławiu, gdzie mieszkał, chyba czuł się bardzo samotny. Aby być bliżej swoich dawnych przyjaciół, nie tylko pisał listy, ale słał paczki. Dużo do Szczecina, do jakiegoś pana garderobianego, którego bardzo lubił. Do mnie słał elegancką odzież i różne wyrafinowane smakołyki, na przykład kraby w konserwie... - Lucyna Legut, aktorka, pisarka i malarka wspomina Jerzego Ernza, w latach 50. aktora Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Z aktorką Lucyną Legut o krabach w konserwie, o teatrze i śmierci przyjaciela rozmawia Gabriela Pewińska:

Ponoć miał obłędne, zielone oczy...

- Graliśmy razem w bulwarowej sztuce pt. "Nina". Szastał po scenie boskim ciałem i chińskim szlafrokiem. Zakochałam się w nim bez pamięci. Do konsumpcji nie doszło z powodu flanelowej nocnej koszuli. Byliśmy w moim domu. Romantyczny, nastrojowy wieczór. Niestety, on na widok koszuli dostał ataku śmiechu. Jakiś czas temu znalazłam nawet fragment tamtej koszuli i z okazji Dnia Teatru wysłałam mu w liście wycięty kwadracik - drobna pepitka biało-różowa, a na tym kwiecisty rzucik. Od tamtej nocy minęło jakieś 45 lat. I przyjaźnilibyśmy się do dziś, gdyby...

Gdyby pewnego jesiennego ranka Jerzy Ernz nie umarł.

- Dokładnie 17 listopada minionego roku. Na zawał serca.

Napisała Pani dlań bajkę, o Księżycu, który nazywał się Jerzy Ernz i wysyłał paczki do swojej wróżki. W paczkach były kapelusze, szaliki, nauszniki i kawa, po której świecił jaśniej...

- We Wrocławiu, gdzie mieszkał, chyba czuł się bardzo samotny. Aby być bliżej swoich dawnych przyjaciół, nie tylko pisał listy, ale słał paczki. Dużo do Szczecina, do jakiegoś pana garderobianego, którego bardzo lubił. Do mnie słał elegancką odzież i różne wyrafinowane smakołyki, na przykład kraby w konserwie... Przysyłał też piękne koszule męskie i spodnie i w ogóle różne męskie wdzianka. Ja z powodu tuszy noszę męskie, duże koszule, a Ernz schudł, więc były w sam raz dla mnie. Przysłał mi nawet kilka męskich kapeluszy! Z wdzięczności namalowałam Ernzowi dwa portrety i kilka obrazków, napisałam też dla niego dziękczynną bajkę.

To był na wieki wieków amant...

- Szalenie romantyczny! Lubił ubierać się w niebieskości, bo marzył o tym, aby mieć błękitne oczy. Gdy przyszłam do teatru Wybrzeże, Ernz, który nazywał się wówczas Jerzy Woźniak, był tu znanym i ważnym aktorem. Wówczas właściwie go nie zauważyłam, bo chociaż był diablo przystojny, to takich w teatrze było więcej. Robiliśmy sobie różne kawały przed wejściem na scenę. W czasie naszej młodości byliśmy wszyscy nastawieni na straszne wygłupy... Dla niego najważniejszy był zawsze teatr, dlatego gdy nie dostał głównej roli w jakiejś sztuce, to odszedł z naszego teatru, czego do końca życia żałował, bo uwielbiał Wybrzeże, a zwłaszcza Sopot.

Gdzie wtedy mieszkał?

- W starym Domu Aktora przy dzisiejszej ulicy Powstańców Warszawy. Tam każdy aktor miał swój pokój, na każdym piętrze była maszynka gazowa, na której wszyscy gotowali, i była jedna toaleta na cały dom! Przy maszynce gazowej odbywała się większość spotkań i rozmów. Opowiadano mi, że pewnego dnia Ernz, w bardzo niekompletnym stroju, kłócił się, przy maszynce gazowej, z innym z kolegów, też w niekompletnym stroju. Poszło o to, kto najpierw ma prawo zająć maszynkę, jako że każdy spieszył się na próbę.

Obserwował też z okna... włosy samej Ćwiklińskiej!

- Ernz mieszkał na piętrze, niżej był pokój wiekowych aktorów: Ireny Trojeckiej i Mrunia Trzywdar-Rakowskiego oraz ich dwóch psów - mieszkanie z balkonem. Do nich to przyjeżdżała pani Miecia Ćwiklińska, rozczesywała swoje włosy na tarasie, czemu Ernz przyglądał się z góry, z zachwytem, bo przecież pani Miecia od zawsze była sławną aktorką i widzieć ją w tak intymnej sytuacji to było coś!

Pisaliście do siebie blisko 20 lat!

- Ernz odszedł z Wybrzeża najpierw do Szczecina, potem do Bydgoszczy, a potem do Wrocławia. We Wrocławiu zaczął straszliwie tęsknić za Wybrzeżem i wtedy rozpoczęła się nasza korespondencja, jako że byłam jedyną mu bliską osobą z tamtych czasów. Poza tym ja byłam "Wybrzeżowa", więc może nawet najbliższa jego sercu. Tego oczywiście nie wiem. Ernz w listach pisał mi o miłości do Wybrzeża i wspominał wszystkich aktorów z tamtych czasów. Cały czas grał w totolotka. Był pewien, że kiedyś wygra i kupi sobie mieszkanie w Sopocie. Ponieważ bardzo dobrze gotował, zaproponowałam mu, że gdy już zamieszka w Sopocie, będziemy się spotykali na obiadach, raz u mnie, raz u niego.

I co?

- I tu mnie zaskoczył; powiedział, że na obiady to on mnie będzie zapraszał do restauracji. Chyba najbardziej lubił być w Sopocie tylko sam z sobą. Pisałam mu o wszystkim, co się działo w naszym teatrze. On odpisywał, cały czas wspominając tamte czasy.

Miał tu swoje miejsca?

- Potrafił przejść plażą od Gdyni aż do Gdańska. Marzył do końca o tych spacerach.

Bardzo kochał sopocki Teatr Kameralny.

- Gdy dowiedział się, że chcą przenieść scenę w inne miejsce, gdy zabrakło nadziei na powrót na Wybrzeże, Ernz po prostu umarł. I wcale mu się nie dziwię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji