Rozmowa z Zygmuntem Hubnerem
Drogi Panie Zygmuncie,
jesteś tak bardzo obecny wśród nas, że chyba możemy chwilę porozmawiać. Jak w Trenie Herberta. Jak mężczyzna z mężczyzną.
Nigdy nie byliśmy na "ty". Ciekawe. W tym zawodzie niezwykłe. Po tylu latach, które upłynęły od Twojego dyplomu - w którym grałem i który dokumentnie rozłożyłem.
Myślę, że Cię trochę rozumiem, bo też nie jestem skory do otwierania się. Zresztą było nam dobrze na - pan.
Gdybym był malarzem, namalowałbym Twój portret we wszystkich odcieniach szarości, od srebra do ołowiu. Unikałeś jaskrawości, w sztuce i w życiu. Byłeś wielkim artystą półtonów, myśli, refleksji, skupienia. Twój wygląd odpowiadał Twojemu wnętrzu. Twoja sucha, ascetyczna twarz bardzo rzadko rozjaśniała się uśmiechem, ale kiedy to już nastąpiło - nie znałem człowieka o większym wdzięku. Też pewnie słowo, którego nie lubiłeś. Byłeś świetnym reżyserem - tak, byłeś niezrównanym pedagogiem - tak, byłeś najlepszym z możliwych organizatorem i dyrektorem - tak, ale przede wszystkim byłeś Człowiekiem, człowiekiem najwyższego wymiaru. Twoje zasady etyki zawodowej były niewzruszalne, Twoja moralność twórcy - niepodważalna.
Choć nieraz spieraliśmy się w szczególnie gorących chwilach, był to spór, jaki może się toczyć w angielskim klubie, przy opuszczonych storach, zapalonych świecach i kieliszku porto, słowem spór prowadzony w formach, których już nie ma w naszym ginącym świecie. Nie uznawałeś kompromisu w sprawach zawodowych, ale zawsze byłeś zwolennikiem umiarkowania w działaniu.
Tak trudno zdefiniować, na czym polegała Twoja prawdziwa wielkość w tej przecież skromności. Może na tym, że zawsze w postępowaniu byłeś mężczyzną, co tak niezwykłe w naszym histerycznym środowisku, mężczyzną z Conrada.
Miałeś swoje pryncypia i wierzyłeś w nie. Wierzyłeś, że należy żyć godnie, a więc i umierać godnie. Kiedy Ksiądz Wiesław na Twoim pogrzebie odczytał Twoją dyspozycję:
"...aby pogrzeb był katolicki, aby nie było żadnych zawiadomień, aby przyszli tylko najbliżsi koledzy, aby rozejść się zaraz po egzekwiach i nie czekać na zamurowanie trumny..."
- płakałem, nie wstydzę się tego. Płakałem, bo w tych słowach była Twoja wielkość, skromność i godność.
Rozeszliśmy się - nie czekając na zamurowanie.
Do zobaczenia - drogi Panie Zygmuncie - do zobaczenia w Największym Teatrze, gdzie wszyscy mówią sobie - ty.