Artykuły

Komu naprawdę służycie?

Główny konflikt dramatu jest bliższy opowieściom spod znaku sensacji drukowanych w kolorowych pismach niż tragedii sióstr Betanek - o "Siostrach przytulankach" w reż. Giovanny'ego Castellanosa w Teatrze na Woli w Warszawie pisze Joanna M. Cywińska z Nowej Siły Krytycznej.

Wiele już słyszeliśmy kuszących obietnic zmian i wystąpień programowych z ust dyrektorów teatrów, a to z okazji premier, a to z okazji rocznic, czy też zmian personalnych na decydujących stanowiskach. Niestety, w wielu przypadkach obietnice te przypominały "wyborczą kiełbasę", którą kusi się potencjalnego widza. Teatr musi być aktualny, musi iść z duchem czasu, tym bardziej, że na kulturalnej mapie Warszawy teatrów nie brakuje, jest zatem o kogo walczyć. Widza nie da się oszukać, a zatrzymać go można tylko jakością - interesującą treścią i niebanalną formą. Spektakl jest szczególnego rodzaju produktem, ale na każdą produkcję i sprzedaż trzeba mieć pomysł. Kierujący Teatrem Na Woli Maciej Kowalewski niewątpliwie ten pomysł ma. Ostatnie propozycje repertuarowe tego teatru dowodzą, że pomysły i deklaracje dyrektora są rzeczywiście konsekwentnie realizowane.

Priorytetem Teatru Na Woli stała się obrona i prezentacja polskiej dramaturgii współczesnej. Widzowie mają okazję obejrzeć sztuki Ingmara Villqista, Michała Siegoczyńskiego, Macieja Kowalewskiego, czy Marka Modzelewskiego. Ostatnia premiera, to spektakl "Siostry przytulanki". Tekst autorstwa Marka Modzelewskiego powstał specjalnie dla Teatru Na Woli, a jego reżyserii podjął się Giovanny Castellanos Cabarique - Kolumbijczyk mieszkający w Polsce.

"Siostry przytulanki" to opowieść o tym, jak w wyizolowanej ze społeczeństwa grupie narasta seksualne napięcie, które szuka możliwości wyładowania. Zamknięci w murach klasztornych bracia różnie radzą sobie z seksualną frustracją - jedni pożądliwie spoglądają na współbraci, inni komponują psalmy na cześć Maryi Panny, jeszcze inni szukają odmiennej postaci piękna, zajmując się pielęgnacją klasztornego ogrodu. Jednak od ciała i pierwotnych instynktów nie da się uciec, skumulowane frustracje wpływają na zachowanie braci, którzy stają się drażliwi, skorzy do bójek, przestają skupiać się na modlitwach, nie potrafią już tak wydajnie pracować. Przeor klasztoru obmyśla zatem plan, dzięki któremu wszystko powinno powrócić do normy. Rozwiązanie znajduje w comiesięcznych wizytach niewiast, które miałyby pomóc zakonnikom w rozładowaniu ich seksualnych napięć. Przeor, jednego z braci czyni odpowiedzialnym za zorganizowanie owych wizyt. Powierza mu klasztorną kasę i kieruje na zewnątrz, by powrócił z kobietami. W tym czasie pozostali zakonnicy zajmują się aranżacją dwóch cel, w których odbywać się będą intymne spotkania.

Kiedy brat Bernard powraca z kobietami i ich opiekunem zwanym Francuzem, klasztor ogarnia gorączka. Od tej chwili staje się jasne, że nie ma mowy o bezemocjonalnym traktowaniu intymnych spotkań. Najmłodszy z braci po kilku spotkaniach z piękną niewiastą zakochuje się w niej, jest zazdrosny o jej kontakty z innymi zakonnikami. Pojawienie się dam do towarzystwa nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale przysparza nowych, wewnątrz i na zewnątrz klasztoru. Wieści o pojawieniu się tak zwanych sióstr przytulanek szybko rozchodzą się po okolicznych wsiach. Ludzie burzą się, dokonują aktów agresji, wybijają szyby w kaplicy. Jednak środowisko duchowne cichą aprobatą przyjmuje rewolucję. Do przeora zgłaszają się przedstawiciele innych klasztorów, którzy wyrażają chęć wypożyczania kobiet w zamian za opłatą. Przeor, któremu kończą się już pieniądze, podchwytuje ten pomysł i obmyśla plan marketingowy, który pozwoli mu zarobić nie tylko na bieżące potrzeby zakonników. W ten sposób przeor katolickiego zgromadzenia staje się zwykłym sutenerem. To właśnie zachowanie przeora (w tej roli doskonały Maciej Wierzbicki) jest popisem nadinterpretacji słów Pisma Świętego i manipulacji zamkniętymi w zakonie ludźmi. Zakonnik doskonale, mistrzowsko wręcz, potrafi odwrócić sens biblijnych przypowieści w taki sposób, by tłumaczyły wszystkie jego nadużycia.

Manipulacji dopuszczają się również tytułowe przytulanki. Jedna z nich świetnie czuje się w zgromadzeniu i dla niej, tak jak dla wielu z braci, klasztor staje się miejscem bezpiecznym, bo w pewnym sensie nierzeczywistym. Jej pragnienie ucieczki od chorego i trudnego świata owocuje pomysłem utrzymania tego bezpiecznego miejsca. W rzeczywistości zakonnej najprostszą metodą zdobycia uznania jest ogłoszenie objawienia. Wielu z braci nie wierzy w to objawienie - wszak czy Matka Boska może ukazać się dziwce? Jednak ostatecznie przeor, w znamienny sobie sposób, uzasadnia i uznaje to objawienie. Dziwka przywdziewa strój zakonny.

Za pośrednictwem sióstr przytulanek odsłonięty zostaje również sekret Bernarda, który zaszył się w zgromadzeniu. Wcześniej pracował on razem z Francuzem i zasłynął niesłychanym okrucieństwem. Okazuje się, że za jego przyczyną zmarła jedna z pracujących w tej agencji dziewczyn. Gorliwy i najbardziej konserwatywny z braci okazuje się alfonsem o przydomku Diabeł.

Tragiczne zakończenie sztuki - społeczny samosąd wykonany na przytulankach i samobójstwo Bernarda, obnaża tchórzostwo przeora, który pozostawia współbraci i ucieka z klasztoru. Nowego przewodniczącego zgromadzeniu ma wybrać wyczekiwany posłannik z Rzymu - ojciec Navar. Kiedy wreszcie przybywa, bracia przyjmują go w pokłonach, opadające kłęby dymu odsłaniają jego diaboliczną postać. Twarz jego ukryta jest w czarnej skórzanej, nabitej ćwiekami masce. Wtedy właśnie zakonnicy mogą zobaczyć, komu naprawdę służyli.

Spektakl Teatru Na Woli jest niezwykle dynamiczny, jego tempo podkreśla doskonale dobrana muzyka. Pierwszy akt zapowiada sztukę niezwykle komiczną (tu nie sposób nie zauważyć kreacji Rafała Rutkowskiego, który zdaje się być specjalistą od pomysłów na tego typu postaci), ale komizm nie zabija sensów objawiających się w drugim akcie spektaklu, który tak naprawdę dotyka tematów trudnych i bolesnych dla wielu Polaków. I choć główny konflikt dramatu jest bliższy opowieściom spod znaku sensacji drukowanych w kolorowych pismach niż tragedii sióstr Betanek, to z całą stanowczością oddałabym pierwsze popremierowe brawa Markowi Modzelewskiemu, za niesamowity spryt i błyskotliwość w budowaniu warstwy dialogowej dramatu. Modzelewski w tym tekście popisał się iście lekarską znajomością naszego społeczeństwa, mówiąc kolokwialnie "wiedział, gdzie nas boli". Kolejne brawa należą się reżyserowi za zastosowanie rozwiązań na miarę możliwości współczesnego teatru (znakomita scena przedstawiająca sny zakonników) i obsadzie, za świetną grę zespołową.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji