Artykuły

10 minut z laureatem - Zygmuntem Hubnerem

Przede wszystkim proszę przyjąć szczere gratulacje z powodu tak zaszczytnego wyróżnienia - nagrody miasta Krakowa.

Dziękuję. Jest ona istotnie dla mnie bardzo zaszczytna i bardzo cenna. Bo cóż może być cenniejszego dla twórcy, niż uznanie środowiska, w którym pracuje. Wyróżnienie nie rodowitego krakowianina ma dla mnie również specjalne znaczenie. i wreszcie - oddźwięk: niespodziewane mnóstwo życzeń, jakie otrzymałem z tej okazji od ludzi i instytucji, z pozoru mało z teatrem związanych - a więc życzeń bezinteresownych. To była również miła niespodzianka. A w ogóle wiadomość o nagrodzie dotarła do mnie drogą telegraficzną - do Poznania, gdzie właśnie prezentowałem swój camusowski program.

Zacznijmy więc od "Upadku", który spotkał się z tak wielkim uznaniem widzów, mających już okazję oglądać ten jednoosobowy spektakl. Czy realizacja camusowskiej adaptacji zapowiada trwalsze Pana zainteresowanie się teatrem jednego aktora, czy teatrem małych form?

Bynajmniej. Po prostu od dawna myślałem, że tekst ten nadaje się do teatralnej roboty. Nie było jednak bodźca, by myśl tę zrealizować. Dopiero zmobilizowało mnie zaproszenie do udziału w wieczorze wawelskim. I tak przygotowałem Upadek. A w ogóle sprawy aktorstwa najmniej mnie angażują. Jego powtarzalność drażni mnie...

Smutne, gdy słyszy się to z ust Alcesta ze znakomitego zeszłorocznego przedstawienia "Mizantropa", Pańskiego reżyserskiego dzieła. A praca reżysera?

Niestety interesy placówki, którą prowadzę, nie dadzą się w pełni pogodzić z osobistymi interesami artystycznymi; po prostu obowiązki dyrektorskie pochłaniają zbyt wiele czasu.

Jednak co roku realizuje Pan scenicznie przynajmniej jedną sztukę?

W tym roku nawet dwie, licząc gościnną reżyserię Tanga w Splicie.

W Krakowie sztuka dopiero na warsztacie?

Zbliża się już premiera. Na otwarcie "Dni Krakowa", 2 czerwca wystąpimy z Anabaptystami Dürrenmatta w mojej reżyserii.

Słyszałam też o drugiej sztuce innego wybitnego dramaturga szwajcarskiego, Frischa - "Biografii", która ma ukazać się w Waszym teatrze.

Co więcej, przygotuje ją szwajcarski reżyser, Serge Nicoloff.

A dramaturgia polska?

Różewicz (Moja córeczka - w reżyserii Jerzego Jarockiego, z gościnnym występem Jerzego Kaliszewskiego - premiera lada dzień), a przede wszystkim Wyspiański, którego Klątwę i Sędziów realizować będzie w jesieni Konrad Swinarski.

Jako zapowiedź Roku Wyspiańskiego?

Tak. A i polska dramaturgia współczesna stanowi nieustanną troskę naszego teatru. Sytuacja w tej dziedzinie jest obecnie bardzo poważna. Można użyć sformułowania, że przeżywamy kryzys naszej rodzimej dramaturgii.

Oto i trzecie oblicze Zygmunta Hübnera: dyrektor. A zatem - problemy, kłopoty dyrektora teatru.

No właśnie, kłopot chyba podstawowy - to problemy repertuarowe. Szczególnie w naszym teatrze, który stara się być teatrem - literackim, bazującym na wartościowych pozycjach, budującym przedstawienia przede wszystkim w oparciu o tekst, problem to wagi pierwszorzędnej.

Cenne to stwierdzenie w ustach dyrektora teatru i zarazem reżysera. Szacunek dla literatury nie zawsze bowiem charakteryzuje współczesnych ludzi teatru. Myślę, że z owym szacunkiem dla literatury wiiąże się także szacunek dla widza.

Jestem przeciwnikiem ekstremistycznych tendencji w teatrze. Sprawdzianem wartości i w ogóle sensu sztuki teatralnej jest jej komunikatywność, kontakt z widownią. Gdy sztuka nie zdobywa widza, nie spełnia nie tylko swej funkcji społecznej, ale także artystycznej.

A więc teatr realistyczny - oczywiście, w szerokim tego słowa pojęciu. I teatr literacki. Są w Starym Teatrze spektakle i są twórcy, którzy reprezentują odmienny kształt teatralny...?

Przede wszystkim Józef Szajna, wychodzący w swej pracy reżyserskiej od plastyki. Ale uważam, że udział tego artysty w naszym teatrze jest bardzo cenny - zarówno dla spraw kształtowania warsztatu aktorskiego, jak i jako ważna przeciwwaga, zapobiegająca zmechanizowaniu, "zglajchszaltowaniu" pewnych sposobów pracy.

Wspomniał Pan o warsztacie aktorskim. Dobre aktorstwo - to, obok dobrej literatury, druga cecha prowadzonego przez Pana teatru.

Podnoszenie poziomu aktorstwa stanowi jedną z głównych trosk naszej placówki. Mówię - placówki, nie dyrektora, bo założeniem Teatru im. Modrzejewskiej jest kolektywność, zespołowość w pracy i w kierowaniu. Także kierowniatwo artystyczne polega na podziale funkcji i wspólnym, grupowym działaniu. Nasz teatr nie jest ustawiony pod kątem jednego człowieka, ale pod kątem zespołu reżyserskiego i pewnych grup aktorów. A więc podnoszenie poziomu aktorstwa, eksponowanie aktora, a zarazom ujednolicenie stylu gry - to główna troska naszego teatru.

Po dyrektorskich troskach i kłopotach może coś przyjemniejszego; na przykład plany teatralnych podróży?

Są takie. We wrześniu teatr nasz ma wziąć udział w Festiwalu eksperymentalnych teatrów w Belgradzie. Jest to impreza bardzo poważna, organizowana po raz drugi na zasadzie wyboru zapraszanych zespołów (w roku ubiegłym czołową nagrodę zdobył Teatr Grotowskie go z Wrocławia). Z kolei wyjedziemy prawdopodobnie na Holland Festival i do Szwajcarii.

A na zakończenie - jako że teatry przeżywają obecnie okres angażowania aktorów - prosimy o uchylenie rąbka zakulisowych tajemnic z tej dziedziny.

Zmiany personalne w nowym sezonie będą u nas minimalne. Najciekawszą dla sympatyków teatru (i filmu!) może być wiadomość o zaangażowaniu do naszego teatru pary czołowych bohaterów ekranowego Faraona - Krystyny Mikołajewskiej i Jerzego Zelnika.

Filmowy akcent nasuwałby nowy temat rozmowy: Zygmunt Hübner na ekranie. Ale sprawa to nie mająca wiele wspólnego z nagrodą m. Krakowa, a zatem nie wprowadzajmy jej do rozmowy z Laureatem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji