Artykuły

Sąd ostateczny

Spektakle jednego aktora, jedna z ciekawszych form teatru telewizyjnego, zostały przeniesione do programu II. Jakby na dowód, że w ten sposób ich ranga została zwiększona, jako pierwszą pozycję w tym sezonie pokazano Upadek Alberta Camusa, opatrując ten program komentarzem krytyka literackiego, Michała Sprusińskiego, i twórców spektaklu, reżysera Janusza Majewskiego oraz wykonawcy dwu wcieleń głównej postaci, Zygmunta Hübnera.

Muszę od razu się przyznać, że ten końcowy komentarz był dla mnie w całym tym przedsięwzięciu najbardziej interesujący. Ujawnił on głęboki stosunek do dzieła Camusa wszystkich trzech rozmówców, pozwolił poznać intencje realizatorów spektaklu i, pośrednio, zrozumieć dlaczego ich zamierzenie nie powiodło się w sposób dość przykry dla każdego, kto ma wysokie mniemanie o walorach artystycznych adaptowanego tekstu.

Oczywiście, można nazwać Upadek esejem filozoficznym ujętym w formę monologu. Tak go bowiem określił Janusz Majewski. Nie bardzo jednak pojmuję, dlaczego ma stąd wypływać wniosek, że monolog ten winien być w realizacji teatralnej sprowadzony do maksymalnie czystego ciągu logicznego idei. Nie chodzi mi zresztą o spór teoretyczny, ale o praktyczny rezultat takiego założenia, który przyniósł niestety fiasko. Monolog tak wyreżyserowany odbierało się jako bezbarwną gadaninę, której nie sposób było słuchać przez kilkadziesiąt minut. Nawet przerywniki wizualno-muzyczne nie mogły wyrwać odbiorcy ze znużenia. Właściwie dopiero końcowy pomysł z wprowadzeniem sobowtóra Clamance`a dawał smak zmarnowanych - w imię pryncypiów - możliwości utelewizyjnienia Upadku.

Nie miejsce tu, by szczegółowo zastanawiać się nad sensem filozoficznym tego utworu, zależało jednak Camusowi przede wszystkim na nakłonieniu czytelnika do zastanowienia się nad samym sobą, nad tym, że nikt z nas nie jest bez winy i nie ma prawa sądzić inych, jeśli najpierw nie przeprowadził "sądu ostatecznego" swego własnego sumienia. Stąd porte-parole autora w tej powieści-monologu nazywa się Clamance (od vox clamans); on, sędzia-pokutnik, chce i nas, swoich słuchaczy, nakłonić do przyznania się do winy. Używa wszelkich sposobów, by poruszyć ludzką świadomość zaskorupiałą w przyzwyczajeniach, konwenansach, fałszywych normach etycznych. Spektakl trzeba niestety zaliczyć do nieudanych. Nie tylko nie poruszał ludzkich sumień, ale nie budził nawet zwykłego zainteresowania. Przesadna asceza środków aktorskich, monotonia inscenizacji odstręczały od odbioru nawet miłośników prozy Camusa. Cóż, szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji