Artykuły

"Skandal" w operze

Czy spektakl w teatrze operowym może dziś prowokować, a nawet oburzać? Przyzwyczailiśmy się do tego, że opera jest sztuką tak bardzo nobliwą, że nie lubimy niespodzianek. A jednak okazało się, że wybierając się na uroczystą premierę możemy zostać nagle zaatakowani formą niespotykaną, wręcz agresywną. Rzecz taka miała miejsce w Teatrze Wielkim w Łodzi.

Bywalcy łódzkiej opery bardzo są przywiązani do swego teatru. W ciągu 30 lat działalności zdobył sobie on wiernych widzów, którzy uważnie śledzą kolejne przedstawienia. Z reguły pasowały one do pewnego potocznego kanonu sztuki operowej czy baletowej. I nagle tym właśnie widzom zaproponowano spektakl "Republika - rzecz publiczna" w choreografii Ewy Wycichowskiej z muzyką Grzegorza Ciechowskiego.

Na scenie pojawili się tym razem członkowie jednej z najpopularniejszych aktualnie grup rockowych w Polsce - "Republiki". Do ich muzyki Ewa Wycichowska zaproponowała spektakl baletowy inspirowany Samuelem Beckettem. Taka inspiracja, jak twierdzi sama choreografka, jest dla niej ważna, choć chyba niezbyt czytelna dla średnio zorientowanego widza. I nie jest to zresztą najistotniejsze.

Wycichowska proponuje przecież widowisko o bardzo przejrzystej konstrukcji, mimo całej jego wieloznaczności i umowności. Ruch nie służy tu ukazaniu piękna ludzkiego ciała, do czego przyzwyczaił nas balet, wręcz przeciwnie - atakuje nas swoją monotonią, czasami świadomą deformacją. Jest w tym rzeczywiście pewien klimat beckettowskiej prozy, choć zabrakło precyzji gestu, rozpisania ruchu na poszczególne drgnienie mięśni, drobiazgowości zapisu ważnej dla Becketta. Czy zresztą jest możliwe dokładne przetransponowanie jego prozy na język właśnie baletowy?

Muzyka rockowa miała być pomocna takiej wizji choreograficznej. Istotnie, rock ze swym monotonnym rytmem, z powtórzeniem pewnych fraz tak charakterystycznymi dla kompozycji Grzegorza Ciechowskiego mógł być atrakcyjną propozycją muzyczną. Efekt, jaki osiągnięto w wyniku spotkania rocka i baletu, może zadowolić jedynie połowicznie. Z jednej strony zawiniły owe niedostatki choreograficzne, z drugiej - również muzyczne. Propozycja "Republiki" nie jest w pełni konsekwentna. Zatrzymuje się w pół drogi między zwykłym koncertem, a spektaklem, który przecież rządzi się innymi prawami.

Nie chciałbym zresztą nadmiernie wybrzydzać, bowiem widowisko to ma już swoich przeciwników oburzonych faktem, że miejsce dyrygenta zajął w teatrze idol rockowy, jakim jest niewątpliwie Ciechowski. Publiczność przychodząca na zwykłe, niepremierowe przedstawienia, często zresztą nie wie, kto właściwie powinien zasiąść w kanale orkiestrowym. Na "Republikę - rzecz publiczną" idzie w Łodzi przede wszystkim młodzież i dla niej może to być interesujące doświadczenie.

A stałych bywalców opery, zgorszonych skandalem, który zresztą Teatr Wielki zgotował im wspólnie z Estradą Łódzką, należy uspokoić. Następną premierą była już "Halka". I wszystko - chyba - wróciło do "Normy" (także zresztą obecnej w repertuarze).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji