Artykuły

Reklama bez sławy

Gra w łódzkim Teatrze im. Jaracza, ale przede wszystkim jest gwiazdą filmów reklamowych. Namawiał już ludzi do chipsów, majonezu, oleju samochodowego... - rozmowa z MICHAŁEM JARMICKIM.

Krzysztof Kowalewicz: Dlaczego gra Pan w reklamach?

Michał Jarmicki: Nie ma się co oszukiwać. Reklamy robi się dla pieniędzy. Nie zdecydowałem się na reklamy z pazerności, życie tak pokierowało moim losem. Chodziłem na castingi, pojawiła się pierwsza propozycja i tak zostało. Nie nastawiałem się na granie w reklamach, ale po pierwszej uznałem, że to może być świetny trening przed kamerą. Oczywiście aktor nie może ograniczać się tylko do reklam.

Pamięta Pan swoją pierwszą reklamę?

- Oczywiście. Reklamowałem chipsy. Dziewczyna z psem podchodziła do ławki, na której siedziałem w stroju księdza i rozkoszowałem się chipsami. Spytała, czy mogę się poczęstować jednym, a ja odpowiadałem "jem ostatni", a po chwili wyjmowałem kolejnego. Na planie zjadłem sześć paczek chipsów, ale to mnie do nich nie zniechęciło. Choć ostatnio unikam chipsów. Walczę z nadwagą.

Zastanawiał się Pan, dlaczego wybierają Pana agencje reklamowe?

- Widzą twarz spokojnego, miłego, ciepłego, uśmiechniętego człowieka. Taki jestem na zewnątrz, ale to mój niepełny obraz.

Dla aktora z reklamówek twarz jest szczególnie ważna. Stosuje Pan kosmetyki?

- Żadnych kremów czy makijaży. Tylko się golę i już.

Co chciałby Pan reklamować jako Michał Jarmicki?

- Jeszcze nie miałem takich propozycji, ale chętnie reklamowałbym książki lub instrumenty: gitarę lub perkusję. Mogłyby też być adidasy, bo biegam. Chciałbym w końcu zareklamować coś, co pomagałoby człowiekowi się rozwijać, a nie być tylko pochłaniaczem codziennej konsumpcji. Ona nas zjada.

A Pan nie czuje, że wciska ludziom lipę?

- Gdybyśmy wszyscy przyjęli takie założenie, to rynek reklamowy by nie istniał. Pewnie, że nie czuję się za dobrze nakłaniając ludzi do nie zawsze potrzebnych czy wartościowych rzeczy. To jest trochę mój dramat moralny, ale z drugiej strony nie zapominajmy o konieczności codziennego życia. Reklamuję produkty, do których zostaję skierowany. Nie wybieram tego, co chcę pokazywać. Dlatego nie można mi np. zarzucać namawiania ludzi do jedzenia chipsów.

Reklamy wpłynęły na Pańską popularność?

- W Polsce wciąż reklama nie jest traktowana poważnie, co uważam za błąd. Przecież pracujący przy nich ludzie podchodzą do zadania poważnie. Dla wielu to sposób na życie, samorealizacja. Nawet nie prowadzę spisu reklamówek, w których zagrałem. Jako aktor nie mam co chwalić się nimi przed reżyserami. Nie uznają tego za dorobek aktorski, chociaż stoję przed kamerą i mam do wykonania często niełatwe zadania. A za sławą nie gonię. Czasem ludzie zaczepiają mnie na ulicy. To miłe uczucie, ale nie można mu się poddać. Powiem coś niemodnego. Aktor nie powinien zapominać o pokorze. Dzisiaj liczy się przebojowość i dążenie do celu za wszelką cenę. A tego nie potrafię.

Nie myśli Pan o zrezygnowaniu z grama w reklamówkach?

- Coraz częściej zastanawiam się, jak długo może to jeszcze trwać. Z każdą kolejną propozycją rośnie niebezpieczeństwo zbytniego kojarzenia mojej osoby z reklamówkami. Na to jako aktor nie mogę sobie pozwolić. Dla mnie zawsze najważniejsza była scena. Wciąż potrzebuję kontaktu z widzami, chociaż przez 5, 10 minut dziennie. Kiedy stoję przed ludźmi i mówię tekst, czuję, że nikt mi tego nie odbierze, nie zburzy.

Co chciałby Pan zagrać w Jaraczu?

- Marzy mi się rola intelektualna, sięgająca w głąb duszy, a nieprzystająca do warunków fizycznych. Mam zamiar przygotować spektakl na bazie "Ja, Feuerbach" Tankreda Dorsta. Chcę pokazać dramat bezrobotnego aktora w zetknięciu z bezwzględnym światem w osobie asystenta reżysera, do którego przychodzi. To zderzenie marzeń, naiwności i twórczej bezbronności z zimną, cyniczną codziennością.

MICHAŁ JARMICKI (rocznik 1967) ukończył Wydział Aktorski PWSFTViT w Łodzi w 1994 r. Przez siedem lat grał w Teatrze Polskim w Warszawie. Teraz jest na etacie w łódzkim Jaraczu. Można go oglądać w "Tragicznej historii doktora Fausta", "Intrydze i miłości" oraz "Wojnie matce". Ma na koncie kilkanaście reklamówek telewizyjnych.

Na zdjęciu: Michał Jarmicki w "Nocy Helvera" w reż. Pawła Łysaka, Teatr Polski, Poznań 2000.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji