Artykuły

W Teatrze Poniedziałkowym TV. FERDYDURKE Witolda Gombrowicza.

"Dlaczegóż nie każdemu dozwolono napisać jeszcze jedną powieść o miłości albo w ciężkich bólach rozdrapać jakąś społeczną bolączkę, i zostać bojownikiem sprawy uciśnionych? (...). Lecz ja byłem, niestety, chłystek i chłystkowatość była jedyną moją instytucją kulturalną. Podwójnie przyłapany i ograniczony - raz przez własną przeszłość dziecinną, o której nie mogłem zapomnieć - drugi raz dzieciństwem wyobrażeń ludzkich o mnie, tą karykaturą, jaką się zapadałem w ich duszach - melancholijny niewolnik zieleni, ot, owad w gąszczu głębokim i gęstym".

Józio - lat trzydzieści - współczesny Every Man - nie ma ochoty dorosnąć. Już sam fakt jego istnienia w najwyższym stopniu naganny i nieodpowiedni, powoduje zacieranie się trybów napędzających społeczną machinę pozorów. A Józio niedojrzały, pasywny ignorant, nie robiąc nic, działa jak ładunek wybuchowy, rozsadzający najstabilniejsze układy zachowań.

W kontakcie z Józiem święte normy dezaktualizują się przez sam fakt b r a k u u c z e s t n i c t w a w odwiecznym rytuale dziedziczenia po przodkach. Dlaczego tak jest, Józio sam do końca nie wie. Zastanawia się, na jakim tle powstało u niego to "niewolnictwo niedokształtowania, to zapamiętanie w zieleni, czy dlatego, że pochodził z kraju szczególnie obfitującego w istoty niewyrobione, poślednie, przejściowe, gdzie na nikim żaden kołnierzyk nie leży, gdzie nie tyle Smęt i Dola, ile Niezguła z Niedojdą po polach się snują i jęczą".

No i stało się! Opowieścią o Józiu, skazanym na przymusowy powrót do szkoły, Gombrowicz dopiekł wszystkim, nie oszczędzając najbliższej rodziny, przyjaciół i samego siebie. Kto nie był do żywego obrażony atakami na świątynię wiedzy - szkołę, przybytek racjonalizmu i oszalałej nowoczesności - dom wyemancypowanego mieszczucha, czy zamachem na siedlisko stetryczałej tradycji - dwór ziemiański, kapitulował po przeczytaniu ostatniego zdania, w którym Gombrowicz nie pozostawiał żadnej szansy, stawiając sprawę jasno:

"No to koniec i bomba, a kto czytał ten trąba". Autorstwo tego skandalicznego passusu Gombrowicz przypisuje Anielce, znanej z ciętego języka i niezależnych poglądów pokojówce rodziców pisarza. Czytelnik miał do wyboru odrzucić albo oddać się całkowicie gombrowiczowskiej diagnozie stosunków społecznych, jego ocenie kondycji jednostki wśród norm i nakazów, regulujących życie stadne "składkowe", czy umaczaną w patriotycznym sosie "wspólnotę szczepową". "Upupienie" - przymusowa infantylizacja to jeden z obsesyjnie powracających motywów Gombrowicza, jego "znak firmowy".

Adaptować tę powieść o wciąż nowatorskiej formie, stanowiącej niemal organiczną całość, szczególnie trudno. Pozbawiona literackiej niedookreśloności, wypełniona konkretnym tworzywem plastycznym wersja H. i M. Wojtyszków w wielu miejscach wydaje się bardziej drapieżna. Literackie aluzje zastępują tu konkretne działania aktorskie, rozwiązania sytuacyjne nabierają z konieczności większej jednoznaczności.

A jednak telewizyjna adaptacja "Ferdydurke", pomimo że pozostaje daniem dla koneserów, przy każdym kolejnym powrocie odsłania nowe "smakowite" rozwiązania kompozycyjne. W podobny sposób ogląda się powtórnie kreację Jana Peszka, wspieranego przez wyborową stawkę krakowskich aktorów. "Ferdydurke" przypomni Państwu Teatr Telewizji w cyklu "Nasza klasyka". Określenie klasyczny oznacza tu jednego "wzorcowego Gombrowicza", ze wszystkimi atrybutami jego pisarstwa, łącznie z tradycyjną "gębą" - przylepianą każdemu z nas przez bliźnich. Tym razem jest to "gęba" klasyka, co dostarczyłoby zapewne Gombrowiczowi szczególnie pikantnego rodzaju satysfakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji