Artykuły

Łódzka parada banalności

Zaskakująca jest lekkość wyboru postaci. Sięgamy po pstrokatość i blichtr, która gwarantuje szybki i tani absurd. Okraszamy go radiowym przebojami i sala śmiechu gotowa - o "Łódzkiej paradzie próżności" w reż. Tomasza Pietrasika w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.

"Łódzka parada próżności", spektakl przygotowany przez Teatr Arlekin w Łodzi, swoim tytułem nawiązuje do parady równości, która przyjęła formułę manifestu przeciw homofobii. Zgodnie z rozporządzeniem ówczesnego prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego, zakazano jej organizowania przez dwa lata. Czego w łódzkiej paradzie bać się powinniśmy? Zdaje się, że jej przemarszu zatrzymać się nie da żadnym zakazem.

Staje się maszyną samonapędową. Przyglądamy się uważniej, gdy jej bohaterami stają się politycy, których twarze nie schodzą z pierwszych stron gazet, a i sejmowa trybuna staje się dla nich teatralną sceną, na którą bilet wstępu ufundowali podatnicy. I do tego role gwiazd telewizyjnych programów. Role życia. Kiedy ktoś wyda zakaz organizowania parad próżności, najlepiej dożywotni?

Póki co, pozostają nam szopki satyryczne, w których polityczne faux pas ubrane zostają w piosenki - anegdoty i kabaretowe numery. W łódzkiej paradzie Tomasz Pietrasiak, autor tekstów i reżyser, ostrze krytyki kieruje na scenę regionalną. Wśród szarych, tekturowych lalek na patyku pojawia się Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi. Na scenie ukazują się wizerunki polityków, wywodzących się z rodzimego miasta - Mirosława Drzewieckiego oraz Cezarego Grabarczyka. Od razu rozpoznajemy przedmiot kpin, którymi są osiągnięcia polskich sportowców na olimpiadzie i ilość dziur na drogach.

Do galerii sław dołączają Palikot, Kurski, Gosiewski jako dyżurni satyrycy kraju. Podczas kameralnego spotkania w kawiarnianej atmosferze widz znajdzie kilka słów o Tusku- plusku i balu u prezydenta, poselskich mandatach i piosenki "coś tam, coś tam" a la Elżbieta Kruk. Paradzie przygląda się Tuwim i Rubinstein, uliczne rzeźby, łódzkie straszydła, które mają reklamować miasto, jak afera z mieszkaniem dla Małgorzaty Potockiej, dyrektor łódzkiego oddziału telewizji. Echo śmiechu podbija Doda i koń Joli Rutowicz.

Zaskakująca jest lekkość wyboru postaci. Sięgamy po pstrokatość i blichtr, która gwarantuje szybki i tani absurd. Okraszamy go radiowym przebojami i sala śmiechu gotowa. Gdzie podziała się szopka, która nie zatrzymuje się nad zwykłą reprezentacją rzeczywistości, a błyszczy inteligentnym humorem, który stanowił jej znak rozpoznawczy, uderzał w sedno problemu?

Dziś często staje się zwykłym kserem. I nie idzie tu o poziom zaangażowania w życie społeczne, czy zabieranie głosu w tzw. sprawie, ale o zbyt łatwą optykę, jaką wybieramy. Czy musi być ona tożsama z kolorowymi gazetami, w przeglądaniu których zatrzymujemy okno nad atrakcyjnym obrazem i sloganem? Łatwość montowania ich w szybkie sekwencje może i oddaje porządek rzeczywistości, ale czy są one wystarczające dla teatru? Tego wieczoru "Łódzka Szkopka Próżności" mogła jedynie zaspokoić niewybredne oko. Nie znalazło się w niej miejsce na rzeczy ważne, lecz tylko banalne ksera stron gazet.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji