Artykuły

Żył szybko

MAREK SIKORA był choreografem, konsultantem programowym i reżyserem: teatralnym, telewizyjnym i operowym. Żył tak szybko, jakby przewidywał, że niewiele zostało mu czasu. Potrafił całą noc jechać pociągiem, z przesiadkami, ze Słupska do Rzeszowa, żeby tylko wyreżyserować kolejny spektakl.

Na imię miał Marek, ale pierwsze role Filmowe sprawiły, że dorobił się kolejnych imion. Dla swoich rówieśników był również Julkiem i Arielem. W filmie debiutował jako aktor dziecięcy. Miał 14 lat, gdy po raz pierwszy stanął przed kamerą. Wtedy traktował to jako młodzieńczą przygodę. Zaraz po zakończeniu zdjęć rozpoczął naukę w szkole baletowej. - Moją pasją jest taniec - mówił Marek Sikora jako nastolatek w jednym z wywiadów dla "Świata Młodych". - W przyszłości chciałbym być choreografem.

Listy z miłosnymi wyznaniami

Pochodził z Buska-Zdroju, gdzie się urodził 30 sierpnia 1959 roku. Od najmłodszych lat dużo czytał i interesował się wszystkim. W 1973 roku z tygodnika "Świat Młodych" dowiedział się o castingu do filmu "Koniec wakacji". Zgłosiło się 3 tysiące dzieci z całej Polski. Wśród nich był Marek.

Pokonał wszystkich. Dostał główną rolę - Jurka. Z rodzicami pojechał na plan filmowy na Śląsk, do Szopienic. Przygoda trwała kilka miesięcy. Marek zrobił na całej ekipie doskonałe wrażenie.

Zagrał potem jeszcze jako nastolatek w kilku filmach. Najważniejsza była na pewno rola Ariela w serialu "Szaleństwo Majki Skowron" - chłopaka ukrywającego tytułową bohaterkę, która uciekła z domu, bo zawiodła się na ojcu.

RoJa Ariela zapewniła mu ogromną popularność. W 1977 roku był najbardziej znanym młodzieńcem w Polsce, kochały się w nim tysiące dziewcząt.

Codziennie otrzymywał listy z miłosnymi wyznaniami. Korespondencję do niego adresowano: "Ariel z Buska-Zdroju". Ale Marek, z natury nieśmiały, źle się czuł, kiedy zwracano na niego uwagę. Z planu filmowego uciekał do rodzinnego miasteczka. Wtedy chował się na działce rodziców i nadrabiał zaległości w nauce.

W1978 roku ukończył szkołę baletową. Zdawał sobie już jednak sprawę, że jako tancerz nie zrobi wielkiej kariery. Dlatego coraz poważniej myślał o aktorstwie. W 1982 roku rozpoczął studia na Wydziale Aktorskim PWSFTViT w Łodzi. Pięć lat później uzyskał dyplom. Grał w filmach i pracował jako choreograf. Wciąż poszukiwał. W 1991 roku ukończył Wydział Reżyserii PWST w Warszawie.

Na początku lat 90. współpracował z wieloma teatrami. Był choreografem, konsultantem programowym i reżyserem: teatralnym, telewizyjnym i operowym. Żył tak szybko, jakby przewidywał, że niewiele zostało mu czasu. Potrafił całą noc jechać pociągiem, z przesiadkami, ze Słupska do Rzeszowa, żeby tylko wyreżyserować kolejny spektakl.

Cios spadł niespodziewanie

Miłość swego życia znalazł podczas pracy w Teatrze Nowym w Poznaniu. Była nią początkująca, urodziwa aktorka Grażyna Wolszczak. Pobrali się w 1986 roku i przenieśli do Warszawy. Tam rozpoczęli budowę domu. Marek wcześniej zasadził drzewo. Po trzech latach urodził się im syn.

- To był czas naszego szczęścia i harmonii - wspomina Grażyna Wolszczak. - Filip przyszedł na świat w idealnym momencie. Byłam bezrobotna. Miałam 30 lat i mogłam się poświecić macierzyństwu. Zawodowe sukcesy odnosił mąż, a ja mu kibicowałam.

Cios spadł niespodziewanie siedem lat później. Aktorka była akurat w Warszawie Tam dopadła ją wiadomość o śmierci Marka w Busku. Wylew. Miał 37 lat i nigdy nie chorował. Młodej wdowie trudno było się pozbierać po tym dramacie.

- Nie wierzyłam, że to mogło się stać - mówi Grażyna Wolszczak. - Chociaż bardzo bolało, musiałam wrócić do normalnego życia. Wiedziałam, że dla naszego syna muszę żyć tak, jakby ta tragedia nigdy się nie wydarzyła.

W chwili śmierci ojca Filip miał właśnie rozpocząć naukę w szkole podstawowej. Trzeba mu było zapewnić spokój i dom. Aktorka postanowiła zrobić wszystko, by wychować go na mądrego mężczyznę. A kilka lat później związała się z Cezarym Harasimowiczem, znanym pisarzem i scenarzystą.

Dziś syn Marka Sikory ma 19 lat, zadebiutował już w filmie i w teatrze. Ojciec na pewno byłby z niego dumny. - W naszym domu Marek jest jakoś obecny - mówi aktorka. - Nie unikamy rozmów na jego temat Filip często mówi, że jak tata żył, to robił to czy tamto. Syn jest bardzo podobny do ojca, te same oczy, to samo abstrakcyjne, raczej czarne poczucie humoru, z którego słynął Marek...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji