Artykuły

"Sprawa Dantona" po raz piąty

Na kilka miesięcy przed uruchomie­niem sceny przy ul. Zamoyskiego kompletował się już zespół aktorski, do którego zgłosiło akces wiele znakomi­tości. Kierownikiem artystycznym Te­atru Powszechnego został Zygmunt Huebner, a kierownikiem literackim - Roman Bratny.

I wreszcie w 30 rocznicę wyzwolenia Warszawy teatr wystartował, prezentu­jąc długo przygotowywaną premierę sztu­ki Stanisławy Przybyszewskiej "Sprawa Dantona", w reżyserii Andrzeja Waj­dy. Przedstawienie stało się z miejsca wydarzeniem w życiu teatralnym sto­licy i nie tylko stolicy. Bilety wyprze­dane są na parę tygodni naprzód; zdobycie ich staje się swoistym wyczy­nem i oczywiście ambicją teatromanów.

"Sprawa Dantona" ma niedługą bio­grafię sceniczną. Jako pierwszy zain­teresował się nim Leon Schiller, pla­nując jej wystawienie w Łodzi, ale premiera - jak sam się wyraził - od­sunięta została "w dal magistracką". Podobnie spaliły na panewce wysiłki W. Mischla z Berlina, który przetłu­maczył sztukę i chciał ją wprowadzić na sceny niemieckie.

Ostatecznie prapremiera "Sprawy Dantona" odbyła się 23 marca 1931 r. we Lwowie w reżyserii Edmunda Wiercińskiego, ale po paru przedstawieniach zdjęto sztukę z afisza na żądanie cen­zury sanacyjnej. W 1933 r. sięgnął po "Sprawę" Aleksander Zelwerowicz, wystawiając ją w znakomitej obsadzie (Danton - Bogusław Samborski, Ro­bespierre - Kazimierz Junosza-Stępowski); przedstawienie to było jednak nieudane, reżyser nie zrozumiał głębo­kiego sensu sztuki. Wielkim sukcesem Jerzego Krasowskiego i Teatru Pol­skiego we Wrocławiu była pierwsza powojenna premiera w 1967 r. ze świetnymi kreacjami Igora Przegrodzkiego (Robespierre) i Stanisława Igara (Danton). Krótką listę zamyka łódzka inscenizacja w 1970 r. w Teatrze No­wym (reż. - Jerzy Zegalski, Robespierre - Wojciech Pilarski, Danton - Bogusław Sochnacki)

Tak więc inscenizacja Wajdy jest piątą z kolei w dziejach polskiego tea­tru. Powiedzmy od razu na wstępie: to przedstawienie wysokiej próby, ale nie rewelacyjne, zwłaszcza w zestawieniu z wrocławskim, które wydobyło sztukę i autorkę z mroku niezasłużonego za­pomnienia.

Postać Stanisławy Przybyszewskiej, nieślubnej córki pisarza Stanisława Przybyszewskiego, jest w równej mie­rze fascynująca co tragiczna. Żyła dość krótko (1901-1935), ale zdążyła zaznać wszelkiej goryczy, całkowitej obojętności ojca, skrajnej nędzy i za­poznania, które pchnęło ją w ostatnich latach życia ku narkomanii.

Była tytanem pracy, przeprowadziła imponujące studia nad Wielką Rewo­lucją Francuską, której poświęciła w zasadzie całą twórczość pisarską. To wielkie zainteresowanie Przybyszew­skiej nie miało cech wyłącznie historiograficznych. Pisarka w poplątanych meandrycznie i obfitujących w bolesne pomyłki dziejach XVIII-wiecznego zry­wu społecznego szukała odpowiedzi na dręczące ją wątpliwości dotyczące współczesności. Sympatyzując z mło­dym państwem radzieckim i będąc świadomą konieczności zmian rewolu­cyjnych, była jednocześnie pełna obaw, by nie powtórzyły się dawne błędy.

Podstawową problematykę twórczości Przybyszewskiej stanowiła więc rewolucja: przywódcy rewolucji - masy lu­dowe. W "Sprawie Dantona" prezentu­je dwóch trybunów ludu i dwie kon­cepcje władzy rewolucyjnej - Dantona i Robespierre'a. Obie te koncepcje przynoszą klęskę i w sensie historycz­nym, i w płaszczyźnie osobistej. Jed­ną z kulminacyjnych scen sztuki jest rozmowa Robespierre'a z Dantonem w Cafe de Foy, w której zderzają się ra­cje obu rewolucyjnych mężów stanu.

Danton, z usposobienia sybaryta i miłośnik uciech życiowych, uważa że rewolucję należy zniżyć do poziomu natury ludzkiej. A więc nie stawiać ludziom zbyt wygórowanych wymagań, zezwalać im pobłażliwie na zaspokaja­nie osobistych pragnień i zachcianek nawet z uszczerbkiem dla interesu pu­blicznego. Fanatyczny Robespierre, zwany dla swego charakteru Nieprzekupnym, odrzuca ze wzgardą poglądy Dantona, określając je jako zdradę re­wolucji. Od tej chwili będzie zwalczał Dantona bezlitośnie, doprowadzi do je­go zasądzenia i stracenia.

Ale po procesie Dantona przed Try­bunałem Rewolucyjnym miasta Pary po jego demagogicznych i aktorskich wystąpieniach oratorskich z ławy os­karżonych (jest to druga kulminacja sztuki), Robespierre przeżywa chwile zwątpienia i słabości. Nie żałuje Dan­tona, do którego czuł tylko wstręt, ale uświadamia sobie, że sprawa Dantona nie skończyła się wraz z błyskiem noża gilotyny, Danton uosabia to co w na­turze ludzkiej jest skłonne do konfor­mizmu i interesowności. Dantonowie odradzać się będą, zdaniem Robespie­rre`a (i Przybyszewskiej), jak odrasta­jące łby Hydry i zagrażać każdej re­wolucji, usiłując odebrać jej bojowni­kom czystość intencji. Więcej jeszcze. Danton uwił sobie gniazdko w tażdym z nas, a walka z nim jest bardzo tru­dna. Robespierre uświadamia sobie, że droga krwawego terroru, na którą wkroczył, nie uratuje rewolucji.

I tym pesymistycznym akcentem koń­czy Przybyszewska swą sztukę. Czy rzeczywiście pesymistycznym? Czy do­prowadzenie do świadomości ludzkiej skomplikowanego kłębowiska konflik­tów, jakie towarzyszą rodzeniu się no­wego życia, to pesymizm?

Inscenizacja Andrzeja Wajdy w Te­atrze Powszechnym zmierza do maksy­malnego uwspółcześnienia "Sprawy Dantona". Nie przez kostium, który ma odniesienie do stylu epoki. Głów­nym posunięciem reżysera mającym mówić publiczności wyraźnie, że spra­wa Dantona nie rozgrywa się we Fran­cji w płaszczyźnie historycznej, oddalonej od nas bezpiecznie o 180 lat, ale tu i teraz, w nas samych - była re zygnacja z tradycyjnego podziału na scenę i widownię. Wajda powściąga przy tym swą wyobraźnię malarską i wtłacza przedstawienie w prostokąt otoczony z czterech stron przez krze­sła dla publiczności. Akcentami sceno­graficznymi są tylko udrapowane trój­kolorowe flagi i rozety, dla każdej sce­ny wnosi się i wynosi niezbędne me­ble i rekwizyty (nie bez straty dla tempa spektaklu).

Uformowanie płaszczyzny do grania w tzw. scenowidownię ma w przypad­ku inscenizacji Wajdy swoje dobre i złe skutki. To prawda, że podczas sce­ny w Trybunale Rewolucyjnym publi­czność teatralna staje się jak gdyby świadkiem uczestniczącym w history­cznych wydarzeniach, ludem Paryża, osądzającym oskarżonych. Służy tej ilu­zji także rozsadzenie na balkonie mię­dzy widzami aktorów, którzy okrzyka­mi komentują obrady Konwentu czy rozprawę przed Trybunałem. Na to zgoda! Ale konwencja przyjęta przez Wajdę obowiązuje podczas całej sztuki i w jej kameralnych partiach po pro­stu nie sprawdza się. Szczególnie do­tkliwie daje się to odczuć podczas dra­matycznej rozmowy dwóch wodzów, która rozmywa się w pustej przestrzeni. Marzyłoby się obejrzeć ten epizod ro­zegrany na zwykłej, tradycyjnej scenie, która podniosłaby jego rangę i zwielo­krotniła ekspresję.

Odnosi się także wrażenie, że moc­niej zabrzmiałaby przy tym przyjęta przez Wojciecha Pszoniaka interpreta­cja roli Robespiene'a. Jego umiar i powściągliwość (znamy żywiołowy tem­perament tego aktora) budzić musi po­dziw i uznanie, lecz powoduje, że Ro­bespierre jest chwilami zanadto wyci­szony. Bronisław Pawlik zagrał Danto­na z wielkim talentem, ale jednostron­nie, wydobywając raczej tylko małość i śmieszność tej postaci, a nie uzasad­niając popularności tego przywódcy wśród mas ludowych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji