Artykuły

Pojedynek myśli

Dobiega już końca miodowy miesiąc stołecznego Teatru Po­wszechnego z publicznością. Wszystkie znaki wskazują, że ten związek będzie udany. Wi­downia wypełnia się każdego wieczoru nie tylko z ciekawoś­ci jak wygląda długo nieobec­ny (czas modernizacji) w ży­ciu warszawskim teatr po swej reinkarnacji. Przyciągają jego nowość i estetyka, lecz przede wszystkim samo przed­stawienie; fama podawana z ust do ust głosi: to warto zo­baczyć. Od rana do wieczora urywają się w teatrze telefony w sprawie biletów lub choćby wejściówek.

A tu jak na złość rozmach kształtu inscenizacyjnego "Sprawy Dantona" wymagał jeszcze zmiany układu wnęt­rza: obcięcia miejsc na widow­ni. Za to widz czuje się w sa­mym środku pasjonującego po­jedynku pomiędzy bohaterami rewolucji francuskiej znanymi każdemu z historii - Robespierrem i Dantonem oraz ich świtą.

I pomyśleć, że autorka "Spra­wy Dantona" pisała w 1929 roku: "Smutny jest ten upor­czywy sofizmat, że dramat, któ­ry posiada pewną treść inte­lektualną i zajmuje czytelnika, tym samym traci wartość sce­niczną".

Utwierdzali ją w tym zapew­ne ludzie teatru, skoro w ok­resie międzywojennym docze­kał się ten utwór tylko dwóch inscenizacji, i tak samo po woj­nie; obecna jest dopiero trzecia. A "Sprawa Dantona" jest godna zaliczenia do żelaznego repertuaru. Sądzę, że przedsta­wienie w Teatrze Powszech­nym obala dostatecznie mit jej niesceniczności.

Stanisława Przybyszewska obrała za przedmiot swych dramaturgicznych penetracji przełomowy epizod rewolucji francuskiej, aby ukazać me­chanizm władzy w tych wyjątkowych okolicznościach, gdy walka o najwyższe ideały nie przebiega łatwo i prosto.

Co jest najcenniejsze w tej sztuce, to jej dyskusyjny ton (w życiu spotykamy się nie tylko z białym i czarnym lecz pomiędzy nimi jest rozpięta ca­ła gama kolorów), pulsująca myśl i wysoka temperatura.

Reżyser docenił te właśnie walory. Odszedł od bliskiego mu inscenizacyjnego przepy­chu ku ascezie, aby tym silniej zaakcentować dramatyzm sy­tuacji. Wszystkie reflektory skierował do bohaterów, na wyrazistą ekspozycję ich myśli i strategii politycznej, decydu­jących przecież o losach milionów. I jeśli mówi się o zwy­cięstwie aktorów (każda postać jest godna osobnego opisu), to przecież nie kto inny tyl­ko reżyser poprowadził ich w odpowiednim kierunku i jest to również jego wiktoria.

Narzekania niektórych re­cenzentów na przydługość przedstawienia wynikają za­pewne z profesjonalnego przy­zwyczajenia. Te trzy i pół go­dziny mija niepostrzeżenie i nie zauważyłam aby którykol­wiek z widzów patrzył nerwo­wo na zegarek - tak są wszyscy zasłuchani.

"Sprawa Dantona" ma nie tylko świetną, ale i bar­dzo dużą obsadę. Na począ­tek teatr mógł sobie pozwolić na rozrzutność doangażowania aktorów i statystów - stały zespół jest tylko 30-osobowy.

Pierwsi zaczęli tłoczyć się do kasy najbliżsi sąsiedzi Teatru Powszechnego - z praskich zakładów pracy. W ostatnich dniach została odnowiona (po przymusowej przerwie jaką spowodowała renowacja teat­ru) zażyłość z zakładami "Dy­mitrowa". Dopiero uroczysty akt został podpisany, a już w tym tygodniu aktorów zapro­szono na dyskusję po obejrzanym przez pracowników przed­stawieniu.

Za pasem - nowa premiera pod koniec lutego: "Ptaki" Arystofanesa. Wybór sztuki znów nieprzypadkowy.

- Jest to nasz niekonwen­cjonalny ukłon - wyjaśnia ZYGMUNT HUBNER - w stosunku do nazwy naszego te­atru. Sięgnęliśmy do klasyki związanej z piękną tradycją ludowego, a więc powszechne­go teatru, zabawowego, a jed­nocześnie dającego do myśle­nia; Arystofanes uprawiał ko­medię polityczną. Gramy ją w przekładzie Artura Sandauera - bez dopisywania tekstów współczesnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji