Artykuły

"Maszyna do liczenia" Elmer Rice'a w Teatrze Wybrzeże

Nasz teatr ma ambicje - można mieć niejakie wątpliwości. Uzasadnijmy je:

Elmer {#au#1839}Rice{/#} jest ekspresjonistą, a więc hołduje antyrealistycznemu kierunkowi, który zakłada, iż właściwa deformacja rzeczywistości, przy pomocy metaforyki i licznych motywów naturalistycznych, pozwala jak najwierniej obrazować przeżycia twórcy. Stary to pogląd w literaturze i sztuce, modny u nas między rokiem 1917 a 1924, kiedy sądzono, że przy pomocy ekspresjonizmu najłatwiej pokazać alegorię nowożytnego człowieka. Jeszcze na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych naszego wieku jak meteor zabłysła w teatrach polskich rice'owska , ale to chyba tylko dlatego, że główną rolę zagrał w niej w Ateneum Jaracz i na innych scenach... szereg jego naśladowców. Później o ekspresjonizmie zapomnieliśmy. Czy więc słuszne było przypominienie nam teraz przez Teatr Wybrzeże tego kierunku literackiego?

W Ameryce ma on swą poważną zasługę. Do czasów 0'Neilla niepodzielnie panowała w teatrach amerykańskich... romantyczna komedia i melodramat. Dopiero ten wielki pisarz, nieraz realista, częściej ekspresjonista, przełamał te tradycje. Po nim zaczęła tworzyć cała plejada dramatopisarzy, a wśród nich ze znanych u nas - Sherwood, Thornton Wilder i Elmer Rice. Wszyscy uprawiali ostrą krytykę społeczną, głosili realistyczną nieraz formę protestu przeciw amerykańskiej rzeczywistości.

W stracony na krześle elektrycznym za zabicie swego szefa buchalter Zero spostrzega na Polach Elizejskich, że znów... liczy. Gdy dowiaduje się, że wraca w nieszczęsny cyki istnień, że był małpą, niewolnikiem w Egipcie, pływał na rzymskich galerach, nosił kiedyś żelazną zbroję, a dopiero ostatnio biały kołnierzyk, że w końcu stanie się bezmyślnym niewolnikiem, tym razem jakiejś supernowoczesnej maszyny- ten krąg reinkarnacji zamyka się straszliwą beznadziejnością.

Może przed 30 laty potrafiło to wstrząsnąć widzem, dziś to mija bez wrażenia. I to jest główny zarzut przeciw - wystawieniu . Mija bez wrażenia. Mimo iż przedstawieniu niewiele można zarzucić.

Aktorzy, zwłaszcza - Tadeusz Gwiazdowski (pan Zero - czy czasem nie nazbyt przypominający Jaracza?), Maria Nochowicz (pani Zero), Mirosława Dubrawska (Daisy Devore) - pokazali, że właśnie ekspresyjny sposób gry doskonale leży w skali ich talentu.

Scenografia Janusza Adama Krassowskiego: oszczęd na,tylko przez poprzekreślanie geometryzującymi liniami horyzontu wskazująca na tle ogólnej supernowoczesności poziomą mieszczańskość wnętrz pierwszych odsłon; dekoracje zaświatów mniej pomysłowe.

Zdaje mi się, że tym razem na indywidualności reżyserskiej Stanisława Milskiego (z którego koncepcjami inscenizacyjnymi, zwłaszcza w komediach, zazwyczaj się nie zgadzam) zbytnio zaciążyła osobowość kierownika artystycznego teatru Zygmunta Hübnera, który gra w drugim akcie prowadzącą rolę porucznika Karola. Chyba to niesłuszne, gdyż różnorodność koncepcji reżyserskich w jednym teatrze na pewno tworzy pełniejszy wachlarz osiągnięć artystycznych, choćby poziom ich nie był równy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji