"Kosmiczny" pamflet na sopockiej scenie
Amerykańska sztuka
pierwsze wielkie strajki, zjawiło się znów widmo bezrobocia, które w trzydziestych latach miało wstrząsnąć podstawami całego świata rządzonego przez pieniądz. Nie bez przyczyny narodziła się wówczas moda na ka tastrofizm filozoficzny, zbliżony do egzystencjalizmu z pierwszych lat po II wojnie Światowej, bardziej przypominający jednak katastrofizm {#au#247}Becketa{/#} niż filozoficzne dreptanie {#au#940}Sartre'a{/#}. Wtedy to przecież narodziła się popularność
O tym wszystkim należy wiedzieć idąc na sztukę Elmera Rice, którego pamflet na zakłamanie mieszczańskie i serwilizm społeczny wcale nie jest tak doskonały ażeby nie można przeciwstawić mu utworów zjadliwszych w treści i bogatszych artystycznie. Epoka każe jednak autorowi nadać temu problemowi rozmiary niemal kosmiczne, a moda na katastrofizm powiedzieć widzowi, że i on jest podobnym do pana Zero -_ wegetują-cym idiotą w wiecznym, bezsensownym kręgu urodzin i śmierci. Oto i sens filozoficzny pamfletu.
Sztuka Elmera Rice uzyskała reżyserii Stanisława Milskiego i w oprawie scenograficznej Janusza Adama Krassowskiego własny, bardzo oryginalny wyraz, który zwłaszcza w pierwszej części oraz - w scenie na cmentarzu i na Polach Elizejskich, podkreśla walory intelektualne tego dramatu - w sumie mocno zagmatwanego w swojej filozofii.
Tadeusz Gwiazdowski jako pan Zero stworzył świetną kreację postaci centralnej, a sekunduje mu w tym cały zespół, co w sumie daje widowisko na wysokim poziomie artystycznym, niezwykłe sugestywne, pozostające na długo w pamięci.