Artykuły

Wizytówką krakowskiej bohemy był Skrzynecki

O płycie "Suita Krakowska - La Boheme" z krakowskim kompozytorem ANDRZEJEM ZARYCKIM rozmawia Joanna Weryńska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Płyta nawiązuje swoim tytułem do środowiska krakowskiej bohemy artystycznej. Kto właściwie tworzy ową elitę?

Ktoś, kto ma pewien luz wewnętrzny. Nie spędza czasu na pogoni za pienią- dzem. Chce od życia czegoś więcej. To kwestia charakteru i poczucia wolności.

A jak obecnie miewa się bohema pod Wawelem?

Wydaje mi się, że gorzej niż przed laty. Mam tu na myśli głównie artystów z Piwnicy pod Baranami, bo właśnie to miejsce od lat skupiało bohemę krakowskiego świata muzycznego. Teraz piwnicznicy się zmienili, no i nie ma już Piotra Skrzyneckiego, który przez lata był jej wizytówką. Tylko on potrafił zjednoczyć cały zespół, sprawić, że ludzie nie tylko z sobą grali, ale i byli. A teraz, co rusz ktoś z Piwnicy odchodzi, albo robi coś na własną rękę.

Skąd w ogóle pomysł, żeby zrobić parodię muzyki kameralnej i w dodatku wykorzystać do tego utwory znanych krakowskich muzyków?

Kilka lat temu spotkaliśmy się ze Sławkiem Zubrzyckim przy pracach kompozytorskich dotyczących jakiegoś projektu. W pewnym momencie zaczęliśmy się bawić muzyką, grając znane utwory muzyki popularnej. Potem stwierdziliśmy, że te igraszki z dźwiekami można ciekawie wykorzystać,

na przykład przerabiając utwory znanych artystów na klasykę. I tak to się zaczęło.

Dlaczego w takim razie płyta ukazała się dopiero teraz?

Bo w pewnym momencie nasze zawodowe projekty zmusiły nas do przerwania pracy nad krążkiem. Gdyby nie upór Sławka Zubrzyckiego, pewnie nic by z tego pomysłu nie wyszło. To on zredagował

i zinstrumentalizował ostateczną wersję płyty.

I dzięki temu krakowscy artyści doczekali się własnej suity...

Tak, od samego początku postanowiliśmy skorzystać z utworów krakusów.

Dlaczego?

Bo jest w tej muzyce pewna odrębność. Nazwałbym ją rodzimym stylem krakowskiego grania. Mam tu na myśli charakterystyczne brzmienia muzyki znanej ze scen teatralnych pod Wawelem i utwory artystów Piwnicy.

A czy te Panów muzyczne wariacje bardzo odbiegają od oryginałów?

Tak. To taka muzyka wolności, swobodnej zabawy dźwiękiem, skierowana do każdego. Komponuję utwór tak długo, aż dobrze czuję się z tym, co stworzyłem. Wychodzę z założenia, że jeśli mi się podoba, to będzie to również odpowiadać i innym.

Czy Grzegorz Turnau albo Zygmunt Konieczny - autorzy piosenek, które Pan i Sławomir Zubrzycki wzięli na swój warsztat, nie mieli nic przeciwko zabawie ich dziełami?

Grzesiek Turnau bardzo się ucieszył, kiedy opowiedzieliśmy mu o naszym pomyśle. Zbigniew Wodecki też nie miał nic przeciwko temu. Tylko Zygmunt Konieczny trochę się obawiał, ale jego teksty były już tyle razy przerabiane, że wcale mu się nie dziwię. Staraliśmy się więc niczego mu nie zepsuć.

Mimo że w "Cichoszy" Turnaua brzmią nuty charakterystyczne dla Beethovena, cała "Suita Krakowska" jest zabawą z muzyką poważną...

A kto powiedział, że muzyka kameralna musi być poważna? To stereotyp. Nazwa wymyślona przez recenzentów. Przecież było wielu dowcipnych kompozytorów, jak Jan Sebastian Bach, który pisał rozmaite utwory "cywilne", na przykład słynną "Kantatę o kawie". To, że ktoś tworzy klasykę, nie oznacza od razu, że jest smutasem, któremu brak poczucia humoru.

Sparodiowali Panowie dopiero utwory kilku krakowskich artystów. Czy słuchacze mogą w takim razie liczyć niebawem na kolejną część suity?

Jak najbardziej. Mamy jeszcze kilku kolegów, których nie tknęliśmy.

Kogo ma Pan tu na myśli?

Chociażby Zbigniewa Preisnera czy Jana Kantego Pawluśkiewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji