Przez szybę
Zygmunt Huebner daje kolejny dowód swojej pasji poszukiwania repertuaru w rejonach mało albo zgoła w ogóle nie penetrowanych. Gudmundur Steinsson jest twórcą w swoim kraju cenionym, a wystawiony właśnie dramat zrobił także karierę międzynarodową, prezentowany już na scenach: RFN, Danii, Norwegii i Szwecji. Można mu wróżyć powodzenie także i w Polsce.
Steinsson buduje portret rodziny z epoki audiowizualnej. Rodzice, dziadkowie i dzieci mieszkają pod wspólnym dachem, ale niemal wszyscy osobno, nie dotykając się, obchodząc, żyjąc swoimi drobnymi sprawami. Nawet kiedy patrzą na siebie, sprawia to wrażenie jakby gapili się w telewizor. Nie "oglądali", ale właśnie "gapili". Rzecz zatem sprawia wrażenie satyry społecznej, ujawniającej zanik uczuć rodzinnych, rozpad podstawowych więzi społecznych, proces wtórnego zdziczenia jako pochodnej cywilizacyjnego postępu. Dzieci Haralda i Ingun przestają z magnetofonami, telefonem, telewizorem, podobnie postępują rodzice, jedynie dziadkowie nie mogą odnaleźć się w tym świecie pozornego życia, pośpiechu bez celu i składu.
Pierwsza część śmieszy. Autor, a w ślad za nim reżyser przedstawia serię mini-scenek z życia codziennego rodziny, kompromitujących panujące wśród "obcych bliskich" stosunki. W części drugiej do głosu dochodzi ton tragiczny, rytm życia rodziny zostanie zakłócony niespodziewanymi wydarzeniami, ich świat rozsypie się, ukazując nicość. Dramaturg z okrucieństwem ukaże zanik serca, nie oszczędzając nikogo z bohaterów. Kiedy umiera babcia syna Haralda zdobędzie się tylko na pytanie: "przecież była taka zdrowa?, daj mi samochód".
Kliniczny obraz urzeczowienia stosunków między ludźmi, pozostającymi pod wspólnym dachem, których już nic nie łączy, przeraża i przestrzega. Steinsson nie jest pierwszym, który postrzega zagrożenia, związane z urzeczowieniem więzi, literatura na ten temat jest bogata, a zapewne wiele w niej pozycji, także utworów dramatycznych, bardziej pogłębionych intelektualnie, bardziej drapieżnych, by wspomnieć choćby o "Przyjaciołach" Abe Kobo. Nie umniejsza to jednak wartości dramatu, należącego do pożytecznej grupy dramatów użytkowych, rejestrujących nasz czas i jego niepokoje.
Może ktoś powiedzieć, że to satyra na mieszczaństwo adresowana do mieszczaństwa, skrojona na jego miarę i gust, że w świat dramatu niemal nie dobiegają echa życia społecznego o pozarodzinnym wymiarze, że filozofia dramatu sprowadza się do konstatacji tragedii w kategoriach "małego realizmu". To prawda. Bohaterowie Steinssona "wydrążeni ludzie", nie przeżuwają wielkich dramatów, kon fliktów moralnych, nie podejmują wyborów na wielką skalę, nie potrafią. Ale w tej właśnie ich nieumiejętności, w owej skazie psychicznej tkwi sedno tragedii, może banalnej, ale ludzkiej.
Piekło "Obcych bliskich" zostało ukazane na scenie po mistrzowsku. Ewa Dałkowska jako Ingun stworzyła przejmującą rolę, kobiety zagonionej, robiącej dobrą minę do świata, przerażonej narastającą obcością. Kazimierz Kaczor (Harald) zapracowany i wiecznie zajęty swoimi sprawami, ukazuje mężczyznę, którego stać jedynie na mechaniczne zachowania, który utracił zdolność czułości, a kiedy usiłuje ją odbudować jest już za późno. Finezyjnie para aktorów rozegrała lękową scenę ciszy, kiedy psuje się telewizor i małżonkowie zostają "opuszczeni" w wypełnionym ciszą domku. Nie wiedzą wówczas co począć z tym niezakłóconym telewizyjnym szumem czasem, jak odnaleźć się.
Świetne role dali również Aniela Świderska i Bronisław Pawlik (babcia i dziadek), budując postacie zagubionych w rodzinnym buszu, próbujący bez skutku tworzyć ciepły klimat, niezręczni i niepotrzebni. Dobrze też trzeba powiedzieć o najmłodszych - wykonawcach roli dzieci: Jerzym Gudejce (Arni), rozhukanym koszykarzu, niewrażliwym na wszystko, co nie jest sportem. Danucie Kowalskiej (Marta), zajętej poszukiwaniem partnerów i Marcie Klubowicz (Gudrun), która jako córka "w trudnym wieku" pozostaje jedyną sprawiedliwą w Sodomie. Wyraziste postacie kochanków Marty stworzyli Bogdan Szczesiak ("intelektualista") i Kazimierz Wysota (punk).
Dobra zatem, wyrównana robota aktorska pod wytrawnym okiem Zygmunta Huebnera, przedstawienie, które jest o czymś, które bawi i przeraża.