Artykuły

Doświadczenie

"Makbet" w reż. Andrzeja Wajdy w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie w ocenie Joanny Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Pusta scena, oszczędna inscenizacja, skupienie się na aktorach i dramacie postaci. Na ludzkim doświadczeniu. Takie są założenia "Makbeta" Wajdy. Czy zrealizowane i przekonujące? Nie do końca.

Scena nie udaje, że nie jest sceną. Podłoga wyłożona ciemnymi, starymi deskami, odkryte teatralne mechanizmy, pusto - ledwie kilka potrzebnych w danej chwili mebli. Czasami z góry zjeżdża niestarannie pomalowana na szaro zastawka, zostawiająca aktorom wąski pas tuż przy brzegu sceny. Tych skromnych zmian dekoracji dokonują wojskowo zamaskowani i umundurowani maszyniści. Trochę jak w "Biesach" Wajdy przed trzydziestu paru laty, gdzie czarne, zamaskowane postaci wzięte z japońskiego teatru rządziły sceną. Ale "Biesy" miały inną temperaturę, było w nich szaleństwo, dziki rytm. "Makbet" to spektakl chłodny, inscenizacyjnie nieefektowny. Rozpoczyna się - i kończy - na polu bitwy. Jest już po wszystkim. Scena zasłana jest trupami - ale nie malowniczo rozrzuconymi, lecz ułożonymi w równe rzędy - zamkniętymi już w plastikowe worki. To współczesna wojna, tak jak współczesne są mundury, w które ubrani są aktorzy. Ale nie ma tutaj odwołań do jakiegokolwiek konkretnego współczesnego konfliktu. Tematem spektaklu - a raczej głównym tematem - nie jest historia. Główni bohaterowie są zwyczajnymi ludźmi, a królestwo, które zdobywa Makbet, jest tutaj abstrakcyjne.

Gdy Duncan został zamordowany, Makbet i Lady Makbet zasiadają na tronie. Ale nie ma dworu, koronacji, odświętnych strojów, uroczystości. Na tle szarej zastawki, w dwóch wnękach postawiono metalowe krzesła. Na nich siadają Makbet i Lady Makbet. Korony na ich głowach to zwykłe złote obręcze. Trudno o bardziej wyraziste pokazanie, że królestwo, dla którego popełniono zbrodnię, jest tyle warte co nic. Makbet i Lady Makbet po zbrodni są samotni. Dobitnie pokazuje to scena uczty, gdzie do wielkiego stołu zasiada tylko trzech gości, a służba (ci sami zamaskowani mężczyźni) powoli odstawia na bok pozostałe krzesła. To zresztą najlepsza scena spektaklu. W finale Makbet zostaje sam. Siedzi na krześle pośrodku pustej sceny. Jest w nim poczucie nietykalności, szaleństwo i świadomość, kim jest. Kim jest człowiek. Nie ma tutaj Lasu Birnamskiego. Przez scenę przejdzie tylko zdecydowanym krokiem Malcolm ze świtą, mijając skulonego na krześle Makbeta. Ostatnia walka Makbeta toczy się w na pół realnej aurze: zasłaniany i odsłaniany przez mur lśniących tarcz zabije tylko jednego wroga i zostanie zabity przez Macduffa.

Najbardziej przekonujący w "Makbecie" Wajdy jest wątek główny: Makbeta i Lady Makbet, i to dopiero od chwili po dokonaniu zbrodni. Wajda mówił przed premierą, że w "Makbecie" interesuje go temat zbrodni i sumienia, które jest karą. Najciekawsza w spektaklu jest właśnie owa kara. Pewne obniżenie tonu, pokazanie Makbeta i Lady Makbet jako zwyczajnych ludzi sprawia, że ich doświadczenie staje się tym bardziej dotkliwe. Podczas premierowego spektaklu jednak Krzysztof Globisz nie zagrał do końca przekonująco; znacznie lepsza, konsekwentniej prowadzona była rola Iwony Bielskiej[na zdjęciu].

Ale "Makbet" to nie tylko główni bohaterowie. Drugi wątek spektaklu, czyli historia - wszyscy ci ludzie, którzy ponoszą konsekwencje zbrodni Makbeta, szaleństwa króla - nie jest przekonujący. W tak oszczędnej inscenizacji siłą rzeczy skupiamy się na aktorach. Trudno mówić tutaj o świetnych czy nawet interesujących rolach. Owszem, słowa i ich znaczenia docierają do widzów, ale jest to przeważnie referowanie problemu, a nie granie. Jedynie Katarzyna Gniewkowska (Lady Macduff) i Rafał Fudalej (Malcom) wydobyli ze swych postaci coś ponad owo referowanie.

Co skłoniło Makbeta do zbrodni? Kim są wiedźmy? Na początku wyłaniają się spośród leżących na scenie trupów. Owinięte bandażami i czarnymi plastikowymi workami wyglądają jak powstałe z martwych ofiary bitwy. Zwłoki powoli unoszą się do góry; przez cały spektakl wiszą wysoko nad sceną. Zbrodnia rodzi się więc ze zbrodni, w świecie skażonym wojną jest łatwiejsza, wręcz naturalna. W finale trupy w plastikowych workach powoli zjeżdżają w dół, znowu zasłały scenę. Wiedźmy w czerni wypowiadają ostatnie kwestie - te, które u Szekspira mówi zwycięski Malcom. Nie będzie więc ucieczki od wojny i zbrodni. Raz uruchomiony mechanizm się nie zatrzyma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji