Warszawa. Woody Allen w Kongresowej
Będziemy grać klasyczny jazz z Nowego Orleanu, taki jaki tam się gra na ulicach, paradach, weselach i pogrzebach - tak zapowiedział swój występ [na zdjęciu] w Kongresowej rozluźniony Woody Allen.
Publiczność dopisała. Sala była pełna, tuż przed występem bilety na koncert reżysera-muzyka kosztowały u koników 700 zł. - Jaki radosny, pogodny koncert - mówili ludzie po wyjściu z Kongresowej.
Woody Allen wyszedł na scenę rozluźniony, ubrany w białą, swobodną koszulę. Szybko usiadł na krzesełku i założył nogę na nogę. Nie odgrywał wielkiej gwiazdy, jako lidera zespołu przedstawił Eddy'ego Davisa grającego na banjo. - Będziemy grać klasyczny jazz z Nowego Orleanu, taki jaki tam się gra na ulicach, paradach, weselach i pogrzebach - zapowiedział swój występ Allen.
Woody Allen w Warszawie
Publiczność, spięta nieco na początku, rozluźniała się z każdym kolejnym utworem, granym przez zespół . W muzyce Woody Allen and his New Orleans Jazz Band było wszystko to, co kojarzyć może się z prawdziwym jazzem - sprawna sekcja rytmiczna oraz radość z gry.
Improwizacje każdego z członków zespołu nagradzane było przez publiczność gromkimi brawami. Muzycy bawili się granymi melodiami - w trakcie koncertu pojawiały się nawiązania do popularnych utworów - między innymi do kolęd.
Woody Allen gra na klarnecie
Niecały miesiąc temu Woody Allen skończył 73 lata. Tak naprawdę nazywa się Allen Stewart Konigsberg. W filmie i muzyce zakochał się już jako dziecko. Do kina po raz pierwszy, na "Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków" Walta Disneya z 1937 r., zabrała go mama, gdy miał trzy lata. W jednym z późniejszych wywiadów stwierdził, że wtedy właśnie kino stało się jego drugim domem. Jako młody chłopak większość wolnego czasu spędzał w swoim pokoju, ćwicząc sztuczki magiczne oraz ucząc się gry na klarnecie, instrumencie wcale niełatwym do opanowania. - W jego muzyce wyraźnie słychać fascynację wielkimi klarnecistami, Woodym Hermanem czy Sidneyem Bechetem - tłumaczy Paweł Szamburski, klarnecista, założyciel zespołów Meritum i Horny Trees.
Publicznie Allen zaczął koncertować dopiero w latach 60., w tym samym czasie, gdy po kilkuletniej karierze w telewizji zaczął kręcić własne filmy, do jednego z nich - "Śpiocha" - sam skomponował ścieżkę dźwiękową. Od 12 lat regularnie można go zobaczyć i usłyszeć w kawiarni luksusowego hotelu Carlyle na Manhattanie. W niedawnej rozmowie z "Gazetą" na pytanie, czego nauczył się jako muzyk przez ponad 30 lat, od czasu nagrywania ścieżki dźwiękowej do "Śpiocha", odpowiedział: Rozwinąłem się bardzo. Kiedyś byłem fatalny, teraz jestem tylko słaby. Podobnie na zakończenie koncertu w Los Angeles kilka lat temu powiedział publiczności: No to teraz sami możecie ocenić, co jest gorsze, moja gra na klarnecie czy filmy?