Artykuły

Nieodparta potrzeba boskości

Wszystkich nas łączy świadomość nicości. Tu nie ma ani mądrych, ani głupich. Z tego rodzi się potrzeba odszukania sensu w chaosie. To poszukiwanie sensu w chaosie jest właśnie poszukiwaniem boskości - mówi profesor Włodzimierz Pawluczuk, socjolog, religioznawca, badacz kultury ludowej, odkrywca prawosławnej sekty Wierszalin na Białostocczyźnie.

Chciałby pan być Bogiem? - Współczuję Bogu. Po co on na przykład stworzył świat? Po co mu ten ambaras? Nie znam odpowiedzi, która by mnie zadowalała. Stworzenie świata zaprzecza boskiej doskonałości. Dlaczego?! - Gdyby Bóg był doskonały, toby nie potrzebował świata. Istoty doskonałe niczego nie potrzebują. Posiadanie potrzeb świadczy o jakimś braku, ułomności. Stworzenie świata jest więc zagadką. Niektórzy uważają, że Bóg zrobił to z próżności. Ciekawą interpretację podaje też tak zwana Ewangelia Prawdy odnaleziona w XX wieku w południowym Egipcie. W niej jest powiedziane, że istota doskonała nie ma egzystencji, jest w wiecznym pokoju, wiecznym spoczynku, bezczasie. A Bogu zachciało się zaistnieć. Stworzył więc czas i świat. Jednak każdy akt stwórczy jest przestępstwem, wykroczeniem przeciw porządkowi. Można stworzyć coś dobrego. A co stworzono dobrego, co by nie było zburzeniem? Pan stworzył książki. - To mnie pan połaskotał! Co i tak nie zmienia faktu, że akt stwórczy burzy ład i wymaga ofiary. Taka interpretacja zresztą według wersji gnostyckiej wyjaśnia biblijne dzieje świata. Chrystus przyszedł na świąt nie ze względu na grzechy ludzkie, jak mówi katecheza, ale ze względu na akt wykroczenia. Bo mało, że Bóg stworzył świat z próżności, on go stworzył źle.

Ale z pana obrazoburca. Choć w końcu nie odpowiedział mi pan, czy chciałby pan być Bogiem?

- Chyba powinno być już jasne, że nie. W niezłe kłopoty bym się wtarabanił.

To dlaczego inni ludzie chcą być bogami?

- Przypadki, gdy ktoś ogłasza się Bogiem, należą do wielkiej rzadkości. To zbyt duża odpowiedzialność. Zna pan kogoś?

Ilja Klimowicz, założyciel wywodzącej się z prawosławia sekty Wierszalin [na zdjęciu], którą pan opisuje w swoich książkach. On był prorokiem Eliaszem. Ale chciał być Bogiem.

- To wcale nie jest pewne. Nie zostawił po sobie niemal żadnych dokumentów. Jego "chcenia" są domeną literatury, a nie ustaleń naukowych.

To pan przecież opisał, jak część mieszkańców Białostocczyzny uznała Klimowicza za Chrystusa. Przyszli nawet, by go ponownie ukrzyżować, choć im się nie udało. To są fakty, a nie wyobrażenia.

- Ba, ale czy Chrystus był Bogiem?

Na pewno dla białostockich chłopów.

- No dobrze, załóżmy, że był. Niech pan jednak zauważy, że to inni ogłosili Ilję Chrystusem.

Czyli to społeczność widzi bogów w ludziach?

- Tak myślę.

Dlaczego? Skoro wierzą w Boga w niebiosach, po co potrzebny im jeszcze jeden tu, na ziemi?

- Bóg w niebiosach całkowicie się od nas oddalił. To wina długiej pracy Kościoła i teologów chrześcijańskich. Umieszczali oni Boga coraz wyżej i coraz dalej, w abstrakcjach w ogóle dla ludu niepojętych. Choćby sprawa Trójcy Świętej. Kto ją rozumie?

Przed erą teologów bogowie mieszkali bliżej ludzi?

- Do czasów judaizmu wszystkie religie były religiami naoczności. To w ogóle nie była kwestia wiary, lecz oczywistości. Istnienie bogów, boskości było równie naturalne jak wschody i zachody słońca. Widziałem niedawno film kręcony w Nepalu. Chora kobieta przyszła do szamana z prośbą o wyleczenie. On ją popukał, pooglądał i stwierdził, że jedna z jej ośmiu dusz została skradziona. Zorganizowano wyprawę w celu jej poszukiwania. Ludzie na bagnach szturchali kijami, starając się znaleźć zagubioną duszę. Nagle ktoś krzyknął: "Jest, jest, jest!". Kij zaczął skakać, wyginać się. A oni ciach, nałożyli worek na duszę, przynieśli do domu. Szaman dmuchnął, kobieta wstała i tańczyła. Jak się coś takiego widzi, to niepotrzebne są żadne teologie, dogmaty, kanony. Wszystko przecież dzieje się na naszych oczach. Szaman nie jest teologiem, bo nikt tego nie potrzebuje. On tylko pośredniczy w kontaktach z bóstwami. Tyle że prawosławni chłopi z Podlasia żyli z oddalonym Bogiem przez setki lat. I nagle, w okresie międzywojennym, wśród nich pojawili się i prorok Eliasz (potem Chrystus), i kilka Matek Boskich, i car, i apostołowie. Dlaczego ci ludzie wcześniej nie potrzebowali widzieć bogów w ludziach?

- Bo wcześniej to prawosławie było dla nich osłoną, legitymizacją i gwarancją ładu.

Jakiego ładu?

- Ładu życia. Człowiek się rodzi, dojrzewa, potem bierze ślub, czyni, co do niego należy. To jest ład ziemski, nomos. Na niego składa się też ład przestrzeni. Tu dom, tam stodoła. Wszystko miało swoje miejsce. Również kobieta, mężczyzna. I jest też ład nad nami, kosmos, na który składają się: wojewoda, król, car, Bóg. Bóg daleki.

Lud nie czytał teologów i nie znał ich Boga. Bóg chłopów był swojski, a boskość bliska. W mojej wsi na przykład było miejsce, gdzie kiedyś Matka Boska przechodziła i stłukła sobie palec. Potem usiadła na kamieniu, a obok niego wytrysnęło źródełko. To nie ulegało wątpliwości.

Taka oczywista oczywistość?

- Oczywistą oczywistością była też Swiata-ja Hora, Święta Góra. Tam kiedyś cerkiew zapadła się pod ziemię podczas nabożeństwa. I za mojego dzieciństwa w trakcie Wielkiej Nocy można tam było zajść, przyłożyć ucho do ziemi i posłuchać, jak oni się modlą. Wszyscy to wiedzieli. Ale nie było takiego wariata, który by poszedł i sprawdził, jak jest naprawdę. Nikt nigdy nie chciał posłuchać podziemnego nabożeństwa?!

- Może to dziwne, ale nie.

Kościołowi nie przeszkadzała ta ludowa, nieteologiczna pobożność?

- Prawosławnemu nie. Te ikony, dewocjonalia, cuda tworzyły ludową religijność oswojoną.

Jak to się stało, że cała ta ziemska boskość się rozpadła?

- Bo runął nomos, ład ziemski. Na Białostocczyźnie nastąpiło to w czasie pierwszej wojny światowej. Prawosławni chłopi - częściowo ze strachu, częściowo z przymusu - uciekali przed armią niemiecką na wschód. Wioski opustoszały. Kiedy dotarli do Rosji, wybuchła rewolucja październikowa. Gdy wracali do swych domów w latach 20., byli już innymi ludźmi.

Pozbawionymi Boga?

- Pozbawionymi boskości, której doświadczali na co dzień. Zniknęło to, co było odczuwalne, namacalne, dane w przestrzeni, w ładzie, w obrzędach, w codziennym porządku. Pozostała im tylko boskość daleka, gdzieś w niebiosach. Kto mógł z nią nawiązać kontakt? Księża, teolodzy. Wieś nie ufała teologom. Zaczęła poszukiwać boskości w ludziach i w cudach.

To dlatego cerkiew Ilji Klimowicza sama wyrosła z ziemi?

- Niech pan zauważy, że on tego nie twierdził. To inni rozgłaszali ten cud. Ja ich nazywam "cudowiczami".

Ilja jednak nie zaprzeczał.

- Nie zaprzeczał. On mówił tylko, że cerkiew wyrosła z ziemi, bo wszystkie budowle są z ziemi: piachu, gliny, kamieni.

Sprytnie sobie radził.

- Powiedzmy, że wychodził z tego poprawnie.

Jedno mi się jakoś nie klei w pańskiej interpretacji zdarzeń. Twierdzi pan, że ludzie poszukują bliskiej boskości, gdy zmiany przyspieszają i ład się rozpada. Tymczasem dziś, gdy zmiany jeszcze bardziej przyspieszyły, ziemski ład legł w gruzach, ludzie w ogóle uciekają od religii.

- Z punktu widzenia Kościoła katolickiego czy prawosławnego rzeczywiście postępuje sekularyzacja. Bo ludzie uciekają od religii instytucjonalnych. Ale teza, że w ogóle postępuje sekularyzacja, jest ostatnio mocno przez badaczy podawana w wątpliwość. Pojawiły się przecież liczne nowe ruchy religijne i parareligijne, zwłaszcza New Age. One są powrotem do religijności tradycyjnej, plemiennej, szamańskiej. One widzą sacrum we wszystkich przedmiotach. Blisko, namacalnie, naukowo. W każdym kiosku może pan znaleźć pisma "Nie z tej ziemi" czy "Czwarty Wymiar". Wszędzie usługi świadczą wróżbici i uzdrowiciele. Pojawiają się cudowne miejsca, czakramy, święte wody. To wszystko jest powrotem do religijności ze wsi mojego dzieciństwa. Do boskości danej bezpośrednio, naocznie, a ucieczką od wiary w prawdy dogmatyczne głoszone przez instytucje do tego upoważnione, jakimi są Kościoły.

A co z potrzebą boskości u ludzi, którzy idą w kierunku ateizmu, a nie nowych ruchów religijnych?

- Samo pojęcie ateizmu jest zwodnicze. Znaczna część ludzkości wyznaje przecież religie ateistyczne. Buddyzm, dżinizm, taoizm, konfucjanizm...

Religie bez bogów?!

- Ależ oczywiście!

A co z boskością?

- W taoizmie na przykład uważa się, że wszystko, co istnieje, istnieje poprzez i dzięki tao. Ale samo tao nie istnieje. Tao nazwane nie jest już tao. By to jakoś przybliżyć do naszego pojęcia, można powiedzieć, że tao to jak prawa Newtona. Dzięki temu, że istnieją, wszystko istnieje. Choć oczywiście to bardzo daleko idące uproszczenie. Bo prawa tao są zarówno prawami materii, jak i prawami ducha. I dla tao-isty nie jest problemem służba Bogu, jego nakazom, bo ich nie ma. Problemem jest życie zgodne z tao, czyli z naturą wszechrzeczy. Porozmawiajmy jeszcze o ateistach a religijnych. Czy mogą żyć bez boskości?

- Największym ateistą ery nowoczesnej był Ludwig Feuerbach. W roku 1848, gdy Europę ogarnęła Wiosna Ludów, jego przyjaciel skarcił go: "Takie rzeczy tu się dzieją, ty siedzisz na wsi i gryzmolisz coś sobie". On zaś odpowiedział: "Po takich rewolucjach wszystko wróci do zła. Rewolucja, którą ja przygotowuję, odmieni świat". Jego rewolucja miała polegać na zniesieniu religii i wiary w Boga. Feuerbach uważał, że religia jest największym złem ludzkości. Bo gdy człowiek uświadomił sobie, że to Bóg jest pięknem, dobrem, prawdą, sam poczuł się nędzarzem. Jeśli więc odrzuci wiarę w Boga, dostrzeże Boga w drugim człowieku i z nędzarza przemieni się w istotę dobrą. I wie pan, że czytałem rozprawę katolickiego teologa, który dowodził, że największym teologiem czasów nowożytnych był właśnie... ...Feuerbach?

- Tak, bo jako pierwszy wprowadził wątek teologii spotkania. Doświadczenia religijnego, które polega na tym, że w twarz innego patrzymy jako na "ty", a nie "on". Tak rodzi się spotkanie jaźni z jaźnią.

Co łączy Feuerbacha, papieża, wyznawców proroka Ilji i ponowoczesne społeczeństwo?

- Samoświadomość. Świadomość nicości. Świadomość, że był czas, kiedy mnie nie było, i będzie czas, kiedy mnie nie będzie. Świadomość cierpienia i nieuchronnej śmierci. Tu nie ma ani mądrych, ani głupich. Z tego rodzi się potrzeba odszukania sensu w chaosie, w przypadku. Potrzeba uprawomocnienia naszej egzystencji, legitymizacji nomosu przez kosmos. Czy mnie pan jeszcze rozumie?

Chyba tak. Chociaż wciąż czekam na odpowiedź, czy można żyć bez potrzeby boskości.

- Nie można. To poszukiwanie sensu w chaosie jest właśnie poszukiwaniem boskości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji