Artykuły

Z życia Andersena

Scenę zamykają nienaturalnie pochylone, nienaturalnie długie, smukłe ściany. Ograniczają przestrzeń do wąskiego, wysokiego pomieszczenia. Jak studnia. Zaledwie kilka najniezbędniejszych mebli-rekwizytów: fortepian, sekretarzyk, kredens. Na jednej ze ścian imponujących rozmiarów kobiecy portret. Zimne barwy i skąpe oświetlenie.

Ponuro, niesamowicie, nieswojo. To wrażenie nie opuszcza nas do końca spektaklu. Bo też rzecz jest wyjątkowo przygnębiająca. Wybitny autor szwedzki Per Olov {#au#406}Enquist{/#} napisał o Hansie Christianie {#au#449}Andersenie{/#}. O Andersenie i o największej aktorce duńskiej jego czasu Johanne Luise Heiberg. Napisał pozornie bardzo nieefektownie, bo wszystko, co się tu dzieje, dzieje się w warstwie słownej. Sztuka zachowuje trzy klasyczne jedności, jest dialogiem pozornie statycznym, pozornie mało teatralnym. A jednak jest ów dialog przejmujący, śledzimy go z zapartym tchem. Tym bardziej, że przedstawienie w Teatrze Powszechnym przygotował Zygmunt Hübner, a role powierzył aktorom znakomitym. Hannę Heisberg gra Krystyna Janda, Andersena Zbigniew Zapasiewicz, Johana Ludwiga Heiberga, męża Johanny, dyrektora Teatru Królewskiego w Kopenhadze - Franciszek Pieczka. Jest jeszcze na scenie niemy świadek wydarzeń - Łysa Wiesławy Mazurkiewicz.

"Z życia glist" to sztuka o poszukiwaniu samego siebie, o spowiedzi, tej najtrudniejszej - przed sobą samym. O strachu przed tą spowiedzią. To, co najważniejsze, dzieje się pomiędzy Andersenem a Hanną Heiberg, pomiędzy dwiema zagubionymi duszami. Oboje pochodzą z nizin, oboje trafili na najwyższe szczeble społecznej hierarchii. Ale tutaj nie są sobą, ciągle kłamią, udają, grają. Wstydzą się swych źródeł i chcą je ukryć przed światem. Udaje się to rzecz jasna wspaniałej aktorce, genialny pisarz demaskuje się na każdym kroku. Przedstawicielem owego świata nienagannych manier i dobrego smaku jest pan Heiberg. Żyje obok nich, ale jakże im daleki, obcy, jakże niepojęty. Hanna i Hans porozumiewają się ponad słowami, czują swą bliskość, choć cały czas toczą ze sobą walkę. Bezkompromisową i gwałtowną. Bez cienia uśmiechu, taką zapłacili cenę, takie jest ich życie.

Krystyna Janda w pierwszej części powściągliwa i beznamiętną, stopniowo ujawnia coraz większe rozdrażnienie. W ton lodowaty wkracza irytacja, potem krzyk. Opadają kolejne maski, kolejne bariery, które w świecie ludzi dobrze ułożonych dzielą człowieka od człowieka. Hanna Jandy rozkleja się, z rozpaczą i bólem dociera do prawdy o sobie. Tych dwoje tak bardzo do siebie pasuje, tak bardzo siebie nawzajem potrzebuje. Ale jest już za późno, zabrnęli zbyt daleko, by można było cokolwiek zmienić.

Andersen Zapasiewicza nie przechodzi podobnej metamorfozy, albo raczej przechodzi ich mnóstwo. Jest nieopanowany, nieobliczalny, do świata zupełnie nie przystosowany. Zapasiewicz pokazuje to już od początku, od wejścia na scenę. W ciągu kilku sekund uśmiecha się i płoszy, cofa i postępuje naprzód, przygryza wargę i zakrywa ręką usta. Jego nieporadność sięga groteski, jest bliska tragifarsy.

Urzekająco niski, dudniący, "posągowy" głos Franciszka Pieczki, powolny sposób wysławiania się, dystynkcja potęgują dystans między nim a parą Hanna-Hans. Heiberg Pieczki w swym opanowaniu, w swej nienaganności form jest nieznośnie doskonały. Nieludzki.

Może wydawać się, że przedstawienie w Powszechnym jest o tym, jak ludzie za wszelką cenę pragną się wyzwolić z małości i brudu swego życia, jak mierzą wysoko i jak długa i żmudna jest ich droga. Ale chyba przede wszystkim jest ono o tym, co się na tej drodze traci. O powolnym umieraniu od wewnątrz, o umieraniu człowieka w człowieku. O tym, że człowiek z tego brudu wymyty jest już tylko cząstką samego siebie, cząstką człowieka. I o tym, że z tej drogi nie ma powrotu.

Świat, jaki stworzył Enquist, świat Andersena i Hanny Heiberg jest światem dżdżownic, które z niepojętym samozaparciem dążą do wydostania się na powierzchnię, jakby chciały w wodzie deszczowej oczyścić się z błota, jakby nie wiedziały, że czeka je zagłada. W świecie Andersena-Enquista nie ma miejsca na optymizm. Dlatego przedstawienie "Z życia glist" może być tylko takie, jak w Powszechnym - przygnębiające, ponure, beznadziejne.

Dowiemy się zeń bardzo wielu bardzo ważnych rzeczy o autorze najwspanialszych bajek świata. Ale prawda o Andersenie może stać się i naszą prawdą. Prawdą o człowieku, który w imię jakichś ideałów czy celów, usiłuje zagłuszyć swoją naturę, zakrzyczeć i zakłamać samego siebie. Gorzką prawdą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji