Artykuły

Wszystko jest jak na odpuście

Jadąc na spektakl do Teatru Powszechnego nie byłam pewna, czy Jarosław Kilian znajdzie klucz interpretacyjny do przedstawienia. {#au#126}Słowacki{/#} pisał "Balladynę" w okresie fascynacji Cyrkiem Olimpijskim. Była to rozrywka powszechna i trochę jarmarczna. Aby pokazać ten dramat współczesnemu widzowi, reżyser spektaklu, wraz ze swoim ojcem - scenografem, odwołali się do wzorów ludowych, odpustowych, i trochę cyrkowych. "Prześwietna Publiczności!" - spektakl otwiera Henryk Machalica w kostiumie cyrkowego antreprenera. Na scenie, która wygląda trochę jak odpustowa strzelnica, a trochę jak obramowanie wjazdu na arenę, już są Skierka (Daria Trafankowska) oraz Chochlik (Jacek Barciak), oboje w kostiumach clownów, ale ze skrzydełkami elfów. Baśniowość jest mocno ukonkretniona, przeplata się z kiczem odpustu, patronuje jej jeleń na rykowisku. Ta sztuka jest pełna kiczu i miłości do kiczu. Ale tylko wprzęgając kicz do własnej roboty, używając go celowo, z sensem, można się kiczu ustrzec.

Na scenę wbiegają lajkonikowi jeźdźcy. To Kirkor (Rafał Królikowski) i jego towarzysze polują z wiatrówek, strzelając do blaszanych jelonków z wymalowanymi tarczami. I wszystko jest jak na odpuście. Wszystko jest stylowe. Nie dlatego, że odbywa się tak, jakby to sobie wymarzył Słowacki (nota bene na tego ostatniego ucharakteryzowany jest Filon - Piotr Kozłowski), ale tak, aby przemawiało do naszej wyobraźni.

I przemawia. Grabiec (Sylwester Maciejewski) to wiejski osiłek, w rozchełstanej koszuli, spod której wyglądają tatuaże. Pustelnik (Franciszek Pieczka) jest odziany w wojskowy szynel, jaki nosił Odys u Kantora - i od razu widać, że ma przechowywać wartości. Goplana (Justyna Sieńczyłło) upozowana jest na divę z taniej operetki. Znakomita Matka (Ewa Dałkowska) szyje na starym Singerze, na bal wkłada pretensjonalnego lisa, a w trakcie burzy zmaga się z zupełnie zbędną parasolką. Ta aktorka potrafi zagrać tak samo mocno nutę farsową, jak szekspirowskiej tragedii. Alina (Beata Ścibakówna) jest musowo blondynką, natomiast Balladyna (Dorota Landowska) koniecznie brunetką, i to ciemniejącą od swych czarnych zbrodni.

W ogóle wszystko jest tu czytelne. Widać, kto kim jest. I bardzo dobrze, że widać. Bywają bowiem spektakle, gdzie gra aktorów przesłania role, a praca reżysera - przesłanie tekstu. O "Balladynie" Kilianów na całe szczęście tego powiedzieć nie można. Jest natomiast kilka świeżych pomysłów (najświeższy ten na wystawienie owego zapomnianego tekstu). Co robi wrażenie? Wywoływanie ducha Aliny w kolejnych zbliżeniach z rzutnika - w kolorze; to, co dzieje się na brzegu, a co w królestwie Goplany pokazuje prospekt, lub jego zwierciadlane odbicie; operowanie (trochę jak z Felliniego) dużymi powierzchniami materii, z której można wyczarować różne żywioły. Pomysłów reżyserskich, scenograficznych i muzycznych (Filon wkracza na scenę pod melodię "Słońce już zaszło, psy się uśpiły...") jest wiele. Nie sposób ich streścić. Trzeba je obejrzeć. I jest to czynność, do której Państwa z całego serca namawiam.

To teatr "teatralny". Teatr żywy i ładny. Wydaje mi się, że ta premiera - jak dotąd - jest najoryginalniejszą premierą tego sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji