Artykuły

Jarmark Kilianów

Ojciec Adam Kilian, znakomity scenograf i plastyk, wraz z synem Jarosławem Kilianem, tym razem reżyserem i inscenizatorem, pokazali swoją bardzo osobistą wersję "Balladyny" Juliusza {#au#126}Słowackiego{/#}.

Wychodząc z założenia, za przyzwoleniem zresztą autora, że ,,Balladyna" jest ,,tragedią podobna do starej ballady ułożonej tak jakby ją gmin układał" Kilianowie spróbowali odczytać ten utwór przez doświadczenia ,,sztuki ludowej". Przy czym "ludowa" nie oznacza tu ,,wiejska". To raczej taka tradycja, która kojarzy się ze sztuką popularną, ze sztuką zbudowaną na stereotypach, ze sztuką, w której istnieje prosty rozdział wartości, sztuką, która "ciesząc się" ze swej iluzyjności, nie przestaje poważnie traktować swego moralnego czy światopoglądowego posłannictwa.

Mamy więc w teatrze Kilianów cyrk z jarmarkiem. Mamy szlachetną w swej naiwności i zarazem wysmakowaną w rozwiązaniach plastycznych "maszynerię" sceniczną, służącą w równej mierze do "opowiadania" o bohaterach ze Słowackiego, jak i do "pokazywania własnego świata" przez twórców przedstawienia.

Świat Słowackiego nie za bardzo ucierpiał. W niektórych fragmentach zabrzmiał nawet dość "odkrywczo", jak zawsze wtedy, gdy "Balladynę" traktuje się w teatrze jako swoistą "grę" autora z rozmaitymi "figurami". Nie powodują większego "zgorszenia" rozmaite przedmioty, rekwizyty czy mechanizmy wykorzystane do ujawnienia tej romantycznej "gry" Słowackiego. Pokazywane są tu wręcz z wdziękiem odnoszącym się do całej stylistyki "romantycznego teatru". Pozostały jednak całe obszary miejsc dość pustawych, szczególnie gdy utwór wchodzi w "dialog literacki", gdy sam staje się pastiszem albo posługuje się aluzją.

Tu na pociechę Kiliana można jedynie przypomnieć, że praktycznie dotąd nikomu nie udało się pokazać "całej" "Balladyny" i że jest to utwór, który ciągle czeka na, swojego wielkiego... odkrywcę.

O ile więc "sama z siebie żartująca" (według Zygmunta {#au#67}Krasińskiego{/#}) ,,Balladyna" będzie zapewne kusiła jeszcze wielu reżyserów, o tyle z wieczoru w "Powszechnym" pozostanie przede wszystkim wrażenie obcowania z teatrem Kilianów.

Oczywiście, aktorzy po trosze "naciągają" ten teatr w swoją stronę. Justyną Sieńczyłło (bardzo zabawna Goplana, sparodiowana nieco w kostiumie z Cher w filmie "Syreny") w jedną, Ewa Dałkowska (dobra, ale z "innego", psychologicznego bardziej teatru Matka) w inną, czy Dorota Landowska (swoista "ofiara" wielu stylistyk w tym przedstawieniu) "walcząca" o swe miejsce na scenie, w jeszcze inną. Panowie na ogół rozgrywają swoje role bez większych komplikacji, zgodnie z regułami gry postaci stereotypowych czy schematycznych (Franciszek Pieczka - Pustelnik, Piotr Kozłowski - Filon, Sylwester Maciejewski - Grabiec czy Rafał Królikowski - Kirkor). Dominuje w tym jakiś "pomysł" na postać. Na ogół "bez wariacji". Ale to wszystko jest mniej ważne.

Dominuje bowiem wrażenie obcowania z teatrem pełnym ciepła, humoru, dobrego gustu i smaku. Teatrem skonstruowanym według bardzo "ludzkich" proporcji, w którym śmieszność idzie w parze z powagą, piękno z kiczem, mądrość z głupotą, a szczegół z uogólnieniem. I - co być może najważniejsze - jest w tym teatrze więcej ludzkiej troski i życzliwości niż zawiści czy niechęci. I to w "Balladynie"!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji