Artykuły

Ulisses

Jeszcze nie minęło zaskoczenie, jakie wywołało zniknięcie nie tyle z półek, co spod lad księgarskich, 40 tysięcy egzemplarzy pierwszego polskiego tłumaczenia. "Ulissesa", a już mamy nową sensację: "Ulissesa" na scenie Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Mówiąc o spektaklu Wybrzeża, trzeba rozgraniczać dwie sprawy - adaptację Macieja Słomczyńskiego i spektakl Zygmunta Hubnera. Dlaczego - o tym za chwilę.

Na przestrzeni czterdziestu ośmiu lat, jakie upłynęły od pierwszego wydania powieści, pojawiły się tylko dwie adaptacje sceniczne "Ulissesa". Jedną z nich widziałam jedenaście lat tema w paryskim Teatrze Narodów. Arts Theatre z Londynu pokazał "Ulissesa w Nocnym Mieście" w reżyserii Burgessa Mereditha ze znakomitym Zero Mostelem w roli Leopolda Blooma. Adaptacja ta, podobnie jak adaptacja amerykańska, oparta była na epizodzie XV, napisanym przez Joyce'a w formie dialogowanej i tylko nieznacznie poszerzonym o kilka fragmentów wcześniejszej "akcji". Polski tłumacz "Ulissesa", Maciej Słomczyński, postawił sobie zadanie niewykonalne - chciał przenieść na scenę całego "Ulissesa". Wprawdzie lojalnie przyznaje, ze jest to jego własna sztuka napisana na podstawie dzieła Joyce'a, nie zwalnia nas to jednak od pytania - po co? Po co próbować opowiadać "Ulissesa" innymi słowami? Wtłaczać wielowarstwową, skomplikowaną, posługującą się znanymi i nowo stworzonymi formami literackimi powieść, której egzegezy zawarte w ponad 100 tomach, dalekie są jeszcze od wyczerpania jej problematyki filozoficznej i formalnej w dwugodzinny spektakl? Nawet "Krzyżaków" takie zabiegi zubażają ! Słomczyński, oczywiście, wiedział na co się porywa. W programie spektaklu tak pisze "...gdyby Joyce chciał napisać "Ulissesa" dla ściany, zrobiłby to sam, bez mojej skromnej pomocy, ale wybrał prozę i stworzywszy rewolucyjne środki techniczne, które zapewniły mu nowy typ panowania nad tym gatunkiem, uznał dzieło za zakończone". Znęcanie się nad Słomczyńskim, współautorem "Ulissesa", jest zbyt łatwe, żeby warto było to robić. Z powieści-mitu, z wielkiej powieści, o której Eliot powiedział, że jest decydującym krokiem w, kierunku ukazania współczesnego świata - pozostały cienie, zaledwie przypominające dzieło Joyce'a. Szkoda, że teatr zaufał tłumaczowi bardziej niż autorowi i nie ograniczył się do przeniesienia na scenę tego, co Joyce chyba z myślą o scenie pisał - Nocnego Miasta, epizodu XV. Mielibyśmy rzecz autentyczną, bez pośredników.

Teatralny sukces zawdzięcza ta adaptacja Zygmuntowi Hubnerowi, który zrobił spektakl na tyle pojemny, żeby człowiek znający "Ulissesa" mógł odnaleźć na scenie choćby część z tego, co mu dala lektura, a nie znający - nabrał ochoty do sięgnięcia po książkę. Kultura i powściągliwość tej inscenizacji budzą najwyższy szacunek. Reżyser nie próbuje "błyszczeć", nie demonstruje wirtuozerii, krótko mówiąc bardziej zależy mu na tym, żeby w spektaklu zabrzmiało choćby echo głosu Joyce'a, niż na tym by pokazać własną maestrię. Ostatnio nieczęsto mamy okazję do czynienia takich obserwacji.

Lidia Minticz i Jerzy Skarżyński stworzyli scenografię utrzymaną w czerni i bieli. Na czarnej metalowej siatce, czy może raczej sieci rozpiętej nad sceną wiszą ni to kłęby białej niezbyt czystej bielizny, ni to jakieś ludzkie bebechy. Jest w tym i duszna atmosfera codzienności i zarazem plastyczna sugestia, że "Ulisses" jest - są to słowa samego Joyce'a - "epopeją bardziej ciała niż ducha". Tak wygląda teren wędrówek akwizytora Leopolda Blooma, współczesnego Odysa. Na scenie. W powieści bowiem Bloom-Odys, wędruje po Dublinie, który spełnia rolę Homerowego Morza Śródziemnego "Wziąłem Odyseję - powiedział kiedyś Joyce - jako zarys plan... rozłożenia fabuły. Przecież to niezrównana konstrukcja... Zarazem bajka i wszechświat. Tego nie da się drugi raz wymyślić, wziąłem więc Homera i w jego ramach umieściłem moich poczciwców Z ich duszą i ciałem". Poznajemy Leopolda Blooma 1 czerwca 1904 r. rano, kiedy szykuje śniadanie sobie i żonie Molly, i wybiera się na pogrzeb znajomego dublińczyka - Paddy Dignama. Rozstajemy się z nim w osiemnaście godzin później. Bez opisu tych osiemnastu godzin powieść współczesna byłaby czymś innym niż jest. Nie ma tu miejsca nawet na proste wyliczenie nowatorskich pomysłów Joyce'a. Ograniczmy się więc do stwierdzenia, że uczynił on z powieści konstrukcję otwartą, o wiele bardziej elastyczną niż model XIX-wieczny i to samo zrobił z jej bohaterami - w miejsce ściśle określonych charakterów ludzi "o stu twarzach", jest bez własnej twarzy, postacie-lustra, postacie-sejsmografy procesów ludzkiej świadomości i podświadomości, postacie-parabole ludzkiego bytu i losu". Cytat ten jedynego w polskim języku (i bardzo cennego) szerszego opracowania poświęconego twórczości Joyce'a, z książki Egona Naganowskiego "Telemach w labiryncie świata".

Osią scenicznej wersji "Ulissesa" jest wielki monolog (ponad 40 stron tekstu bez żadnej interpunkcji, pierwszy nie kontrolowany strumień świadomości w literaturze), a jej centralnie ustawione na scenie łoże, od którego rozpoczyna się i przy którym się kończy wędrówka Odysa naszych dni, to niejako: symbol początku i kresu, narodzin, miłości i śmierci. Molly-Penelopa przeobraża się w tym przedstawieniu we wszystkie kobiety z "Ulissesa". Jest wdową, po Paddy Dignamie i zmarłą matką Stefana Dedalusa, dziewczęcą Gerty MacDowell i rodzącą Minną Purefoy a także właścicielką burdelu Bellą Cohen. To kwintesencja tego, co kobiece, kobieta w ogóle. Bardzo dobry pomysł. Najlepszy w tej adaptacji. Niestety ani Bloom ani Stefan Dedalus nie wypadli tak wyraziście. Dla przykładu i w powieści bardzo ważne są relacje Odys-Telemach, Bloom-Dedalus, stanowią one dwa bieguny powieściowej konstrukcji. Szukają oni siebie, spotykają się na chwilę i nie w pełni świadomi wagi tego spotkania - rozchodzą. Kompleks ojca, poszukiwanie ojcu "z wyboru", ojca duchowego jest w "Ulissesie" - znowu zacytuję Naganowskiego - wraz z takimi motywami jak narodziny, śmierć, poczucie winy, wygnanie, pożądanie erotyczne i małżeńska zdrada" - jednym z centralnych wątków powieści. W adaptacji Telemach prawie nie istnieje.

Zygmunt Hubner, którego inscenizacja pokrywa, tam gdzie to jest możliwe, mielizny adaptacji i jest dziełem wielkiej klasy, najlepszym, chyba w jego dotychczasowym dorobku - każe obok Molly zmieniać skórę całej galerii drugoplanowych postaci. Wszyscy są wszystkimi i nie tyle ważne jest to, co indywidualne ile to, co wspólne, powszechne, właściwe wszystkim. Oto, na przykład, scena w Bibliotece Narodowej - zmontowana ze sceną w knajpie Kiernana. Tu wysublimowani intelektualiści i dyskusja o "Hamlecie" - tam ordynarni pijacy i chamskie pogwarki, prymitywny szowinizm. Jedno zostało nałożone na drugie, te same twarze raz rozświetlone są myślą, raz tępe i brutalne - i na przemian. Znakomita ta scena (świetnie przez aktorów zagrana!) dobrze ilustruje reżyserską metodę przyjętą przez Hubnera. Szuka on teatralnych ekwiwalentów dla myślowego i stylistycznego bogactwa "Ulissesa". Za Joyce'm robi stylistyczne parafrazy tyle, że w materii teatru a nie języka. Można by tu cytować kolejno sceny rozegrane w konwencji "małego" i "wielkiego" realizmu, ekspresjonizmu, aż po opisaną przed chwilą scenę, w której zastosowano symultanizm (dwie nakładające się akcje, w tle: trzecia - rodząca Minna Purefoy), elementy pantomimy, groteskę i filmowy montaż. Przy tym wszystkim spektakl jest jednorodną całością, nie zlepkiem pomysłów. Gdyby nie konieczność zajęcia się i samym dziełem Joyce'a, mało u nas w końcu znanym, całość omówienia należałoby poświęcić pracy Hubnera.

I jeszcze słowo o aktorach. W spektaklu bierze udział osiemnaście osób i wszystkim bez wyjątku należą się duże brawa. Nie ma wielkiego spektaklu bez dobrej zespołowej gry. Tu czuję się, że aktorów porwały zadania postawione im przez reżysera - dają z siebie maksimum. Ze względu na brak miejsca wymienię tylko wykonawców ról prowadzących - Molly gra HALINA WINIARSKA i gra wspaniale. Blooma - STANISŁAW IGAR, JAN SIERADZIŃSKI - Stefana Dedalusa. W drugim planie na szczególną uwagę zasługują STANISŁAW MICHALSKI (w kilku różnych wcieleniach) i JADWIGA POLANOWSKA - Zoe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji