Artykuły

Mordownia, która ocala

Ciężko odmówić racji Julianowi Kawalcowi, autorowi nicowanych przyrodą powieści oraz opowiadań pachnących szyszką, grzybem, sierścią łani cichuteńko nucącej i pierzem dzięcioła dziurawiącego pień. Z opowiadań tych Janusz M. Paluch wykroił scenariusz "Starego Słonia", a Tadeusz Piotr Łomnicki go wyreżyserował, w tytułowej roli obsadzając Andrzeja Roga - o spektaklu Fundacji Teatru Ludowego i Śródmiejskiego Ośrodka Kultury w Krakowie pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Czulej jest dla człowieka, gdy jest pliszka, niż gdy pliszki nie ma. Czulej, przyjemniej, nade wszystko uczciwiej, albowiem w zgodzie z naturą. Tak? Ciężko odmówić racji Julianowi Kawalcowi, autorowi nicowanych przyrodą powieści oraz opowiadań pachnących szyszką, grzybem, sierścią łani cichuteńko nucącej i pierzem dzięcioła dziurawiącego pień. Z opowiadań tych Janusz M. Paluch wykroił scenariusz "Starego Słonia", a Tadeusz Piotr Łomnicki go wyreżyserował, w tytułowej roli obsadzając Andrzeja Roga. Kimś na podobieństwo łysego, z reguły milczącego Bacy w lnianym, jasnym garniturze i sandałach na rzepy był Jan Nosal. Oto Baca słucha...

Z grubsza tak to jest sklecone. Przez godzinę łysy Baca uchem strzyże, a stary Słoń monologuje. Czyni konfesję z życia. Szczęśliwie, gdyż blisko natury, wśród szyszek, grzybów, sierści i pierza dzikiego urodzony, nieszczęśliwie do wstrętnego miasta wyemigrował, profesorem od fauny i flory się stał, a teraz wraca, chce wrócić... "Jest to opowieść o człowieku wykorzenionym - czytam w programie - wyjętym z własnego środowiska i przeniesionym w świat zupełnie mu obcy, o człowieku wymykającym się na łono przyrody i rozliczającym się ze swoim życiem". I rzeczywiście - rachuje Słoń.

Tu zyski, tu straty. A wynik? Prosty. Oczywisty. I rzecz jasna, o zasadę mi chodzi, nie o ścisłe cytowanie opowieści. Zatem - dobrze, gdy jest pliszka, jak była w dzieciństwie, źle, gdy w pustym miejscu po pliszce dajmy na to supermarket wyrasta. Asfalt miażdżący łąki - przykrość. Blokowiska zamiast borów - fatalnie. Piła wypierająca bobra - katastrofalna zamiana. Klakson na amen zagłuszający świergot gila - zgroza... I tak to sobie jakoś w "Starym Słoniu" idzie, a raczej stoi parami, mami opozycjami.

Wieżowiec - świerk, chodnik - ścieżyna, zapalniczka - borówka, buldożer - lew, stacja trafo - słoń, spasiony bywalec fast foodów - hipopotam... Tak to sobie stoi w opowieści Roga, a na kanwie tych jednostronnie wzruszających par - pęcznieje dobroduszność, uwielbienie i nostalgia. I coś jeszcze się dzieje - rozkwita porażająco banalna teza. Otóż, człowiecze - nie ingeruj w przyrodę, bo to nieprzyjemnie się kończy. Przykład ze sceny? Służę. Oto łysy Baca nagle zaczyna piać sopranem strzelistym. Łysy Baca - ostatni kastrat Gorców? Tak - słyszalny dowód, że dłubanie w naturze, choćby tylko skalpelem, na smutne manowce groteski wiedzie. Amen. Scenograf Anna Sekuła wyznaje: "Przed moim domem jest łąka, rosną na niej piękne irysy. Budują tam teraz nowe osiedle i tę łąkę zabetonują. Ja wiem, że tego nie da się powstrzymać, świat musi się rozwijać, ale tych irysów żal". Przepraszam najmocniej, lecz co z tego, że irysów żal? Co z tego w teatrze? Co komu po gołym żalu na scenie? Tu tkwi sedno fiaska "Starego Słonia".

Epatowanie gołą nostalgią, gołą dobrodusznością, gołym uwielbieniem i gołym żalem - w teatrze zawsze jednako się kończy. Nieruchomością, katatonią sensów, rzeczonym już staniem w miejscu, sennością truizmów, choćby tych o pięknie przyrody, nade wszystko zaś - żądaniem, w odbiorze dość niesmacznym, niby skromnym, niby grzecznym żądaniem od widowni gołych łez gołego wzruszenia ciemnym losem ostatniego irysa. Gombrowicz rzekłby: nadmiar szlachetności - to takie przykre w konsekwencjach. Nie tylko przykre. Bywa, że skrajnie kłopotliwe dla szlachetności.

Pamiętacie ten w "Dzienniku" Gombrowicza fragment o stawianiu na nogi biednych żuków, co je na plaży zły wiatr na chitynowe plecy wywrócił? Gombrowicz leży i szlachetnym uczuciem tknięty - patykiem pomaga obywatelom przyrody do normalności wrócić. Jeden żuk, drugi, ósmy... I wstaje, bo ręki i patyka na dalszą pomoc nie starcza, wstaje i widzi: plaża aż po horyzont odwróconymi żukami zasłana. Więc szlachetność nazbyt szlachetna może się dla człowieka w nieludzką monstrualność przepoczwarzyć? Może. Dlatego mówi sobie Gombrowicz to, co ja teraz powtarza: no, dobrze, dość już, wystarczy pisania o "Starym Słoniu", trzeba już iść... I idę. Na piwo i papierosa, po asfalcie, do knajpy przy ulicy bez drzew, ku mordowni pełnej braci moich - miejskich degeneratów natury - nie pliszek.

Fundacja Teatru Ludowego oraz Śródmiejski Ośrodek Kultury. "Stary Słoń" wg Juliana Kawalca. Scenariusz Janusz M. Paluch. Reżyseria Tadeusz P. Łomnicki. Muzyka Adam Prucnal. Scenografia Anna Sekuła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji