Artykuły

"Zemsta" bez muru granicznego

Na małej scenie, niemal bez rekwizytów, bez dekoracji. Na pierwszy rzut oka - programowa asceza: ubogi teatr autora i aktora, gdzie można tylko przypominać sobie znany na pamięć tekst i podziwiać role - popisy. Reżyser - Zygmunt Hübner - rezygnując z dekoracji, bynajmniej nie zrezygnował z interpretacji. I wcale nie dyskretnie, acz bardzo zręcznie - poprowadził aktorów tak, że przez całe przedstawienie śledzimy zdarzenia z tak napiętą uwagą jakby działy się na naszych oczach po raz pierwszy. Zaskakuje obsada: szczególnie ról tradycyjnych szablonowych kochanków: Wacława (Andrzej Wasilewicz) i Klary (Joanna Żółkowska). On - zażywny i rzeczowy, bez cienia zalotności, za to skory do działania ("zamęścia" - dyszy namiętnie) - nie ma w sobie nic z romantycznego zalotnika. Dokładnie wie, czego chce od swej przyszłej, a konwencjonalne teksty odklepuje z bardzo naturalnym znudzeniem i zniecierpliwieniem. Ściga Klarę z miną roznamiętnionego byka; jego umizgi są tyleż obcesowe, co bezpretensjonalne. Szczery śmiech widowni wywołuje już samo pojawienie się przerażającego postawnego kawalera, z włosami modnie ułożonymi w loki.

W drobnym ciele Klary tkwi duch godny jej kochanka: całkiem współcześnie sobie z zalotnikiem poczyna i przekonująco potrafi utemperować nadmierną zapalczywość jego działań. Ich dialog miłosny jest znakomicie puentowany przez "odgłosy wsi": zgodnie z przyjętą konwencją w odpowiednim momencie zaryczy nawet krowa.

Gdzież się ta "Zemsta" dzieje? Zamku nie widać; nie tylko dlatego, że scena mała - gdyby go wybudować pewnie by wyglądał jak kurnik.

Boy pisał: "Cześnik (powiatowy) to bardzo skromna godność tytularna: fikcja fikcji". Nasz Raptusiewicz (Bronisław Pawlik) nie jest nawet powiatowy, lecz chyba - gminny. Niestary jeszcze, ale - uczciwszy uszy gamoń i safanduła. Jak urzeczony wpatruje się w Papkina. Zasłuchanych w banialuki fanfarona - zapomina o swoich sprawach; zapominałby - otrząsnąwszy się po chwili z otępienia - wybuchnąć bezsilnym gniewem. Ogania się jak od natrętnej muchy - bezskutecznie. Papkin wodzi go w najlepsze za nos, wyjada poranną polewkę i co rusz potrafi zapanować wymową nad słabym wyraźniej umysłem patrona. Słabym - bo z Papkina przecież nie tęga głowa, wręcz marionetka ze szpadą przypiętą z niewłaściwej strony (mańkut?). Cóż można w takim razie powiedzieć o Dyndalskim (J. P. Stanisławski), który w głupkowatego Cześnika patrzy jak w tęczę? Wcale przy tym nie jest sklerotyk, jego absolutna pokora ma swoje źródło we wpływie, jaki wywiera każdy prowincjonalny dygnitarz na podwładnego - chudopachołka.

Wszystko to prowadzi nie tyle do zaktualizowania akcji, ile do wyniesienia jej poza czas. Aktorzy noszą wprawdzie kostiumy z epoki, ale umylnie - niezbyt konsekwentnie. Mularze wystąpią w kapotach i jeansach; Rejent (Władysław Kowalski) - w żupanie wiązanym z tyłu (co widać bardzo wyraźnie). Jak współczesny lekarski fartuch.

Daleko pada jabłko od jabłoni - chciałoby się powiedzieć patrząc na Milczków: ojca i syna. Wacława już znamy, Rejent jest jego przeciwieństwem: szczupły, niewysoki, bardzo opanowany. Przy tym przez cały czas gra. Starcze zachowanie tego dość przecież młodego człowieka to zręcznie nałożona maska.

Wchodzącego syna wita zgięty wpół - udawanym atakiem kłucia w piersiach; Papkina długo będzie zwodził pokorą. Dbały jest o konwenanse aż do granic groteski: upadną z Podstoliną na podłogę - całując sobie wzajem ręce (ona - teściowi, on - kobiecie).

Podstolina (Anna Seniuk) jest po kobiecemu śmieszna, zgodnie z przenikliwą autoanalizą: "Bo ja rzadko kiedy myślę, / Alem za to chyża w dziele". Do Milczka puściła się w te pędy, ale - z wypakowanym kuferkiem. Nie brakuje jej sprytu i świadomości własnych braków. Bez żenady wciąga Wacława do sypialni, tak jak zapewne uczyniła to kiedyś - na początku znajomości. "Dawne zapały" Rejentowicza wypada po równi tłumaczyć zręcznością jej śmiałej gry i temperamentem byczkowa-tego młodziana; o "uczuciach" nie ma tu mowy.

Dziś mało kto bawi się dobrodusznym humorem; śmiejmy się z "Zemsty", bo mądrzejsi jesteśmy od zaplątanych w prościutkie intrygi bohaterów. Wszyscy wszystkich oszukują, a rozsądna Klara triumfuje nad Podstoliną i "Śmieszniejszego cóż być może / Jak - gdy zwodzić chce zwiedziony / w chwili, gdy ta pieści w swym wdowim łożu - Wacława. Śmiejmy się - bo aktorzy puszczają do nas oko - grając bez ukrywania tego, że grają. Młody Milczek zdybany przez Podstolinę zwraca swoje rozpaczliwe pytanie / "Co tu mówić?...z jakiej roli..." / oczywiście - do suflera. Mularze - robotnicy na naszych oczach tworzą potrzebny kochankom ogród (doniczka wniesiona) i w odpowiednim momencie likwidują go (doniczka wyniesiona). Słynnej bitwy o mur graniczny - nie zobaczymy wcale: z lewej stoi w świetle reflektora drabina Cześnika, z prawej - Rejenta; między nimi - mrok. W tej ciemności słychać tylko co jakiś czas umowny hałas, jakieś brzdąkania. To najbardziej widowiskowa scena spektaklu, w której - prawie nic nie widać.

Tekst został odpowiednio okrojony, doskonale zinterpretowany i zainscenizowany w trosce o najdrobniejsze szczegóły. Można bez końca opisywać poszczególne rozwiązania, zwykle trafne i zabawne. Ważniejsza jest jednak sama metoda uwspółcześniania "Zemsty" nie poprzez realia (tego się zrobić nie da), a poprzez jawnie manifestowaną grę i jawnie manifestowaną reżyserię. Przedstawienie ujęte jest jakby w cudzysłów: oglądamy nie tyle gotowy spektakl, ile - jego "próbę" (o czym informuje także program). Ironia, w miarę dozowana, czyni z bohaterów po trosze kukiełki, ale żywe i... do nas podobne. Mimo, iż rzecz się dzieje w zasadzie poza czasem historycznym, trudno się oprzeć wrażeniu, że natykamy się co chwila na - zamierzone - anachronizmy. Motywacje działań postaci tkwią korzeniami w naszej rzeczywistości. W foyer spostrzegamy wizerunki bohaterów, między innymi Cześnika; to czarno-białe zdjęcie Pawlika, przycięte na kształt szlacheckiego trumiennego portretu.

Zadziwiające, że inscenizatorska wstrzemięźliwość harmonijnie połączyła się z wielką śmiałością; szacunek dla utworu - z interpretacyjną odwagą, szczególnie w obsadzaniu ról i charakteryzowaniu postaci. Nie stały się poprzez to ani "historyczne" ani "dzisiejsze"; zostały tylko ukazane z perspektywy współczesnego odbiorcy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji