Artykuły

Ciekawość i współczucie

"LOT NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM" Dale Wassermana, wy­stawiony przez Zygmunta Hübnera w Teatrze Powszechnym, bu­dzi zainteresowanie publiczności. Niewątpliwie sporo osób pocią­ga egzotyczna sceneria amerykańskiego szpitala psychiatryczne­go, niemało też do powodzenia spektaklu przyczyniają się re­żyseria i gra aktorów - z pewnością jednak nie są to już wszyst­kie czynniki, uzasadniające zaciekawienie. Są jeszcze dalsze, tkwiące głębiej w samej sztuce, w modach, przenikających współczesną kulturę, w nawiązaniach do trwałych, niejako od­wiecznych motywów literatury.

OBŁĄKANY był król Lir. Szpital psychiatryczny zjawiał się jako kontrast i swoista podpora dla objawie­nia niechcianych prawd w li­teraturze romantycznej, wy­mieńmy tu - z polskiej - choćby "Nie-Boską Komedię" czy "Kordiana". Dziś pojawia­ją się na półkach księgarskich coraz liczniej książki, traktu­jące o światach wewnętrznych ludzi psychicznie chorych - rzeczy naukowe i beletrystycz­ne, jak owa powieść Keseya, na której oparł swą adaptację Wasserman. Chorzy skarżą się niekiedy, że owo współczesne zaciekawienie miewa rysy okrutne, ponieważ oni przede wszystkim cierpią, zaś pęd do podglądania tłumi obowiązek współczucia i pomocy. Dotyczy to także literatury, choć przy­znać trzeba, że pisarze, posłu­gujący się scenerią środowiska szpitalnego, traktują ją na ogół pretekstowo, rozprawiając nie o chorobie, lecz o moral­ności, o wolności i tyranii, o zagrożeniu i poczuciu bezpie­czeństwa.

W sztuce Wassermana (którą teatr podejrzewam - starał się, i słusznie, ulepszyć dramaturgicznie) następuje takie właśnie zderzenie przeci­wieństw - niejednoznacznych przecież, nader pomieszanych, krzyżujących się. Siostra Ratched sprawuje nieograniczoną władzę nad oddziałem, potrafi docenić jej smak i nie będzie tolerować prób jej ogranicze­nia. Jest więc tyranem, lecz - czy tylko? Dla sporej grupy pacjentów, którzy przyszli do szpitala dobrowolnie, bo czuli się niepewni w świecie, jest ona także uosobieniem spoko­ju i bezpieczeństwa, osiągane­go za pewną cenę, bo nie za darmo przecież.

Drugi biegun to pacjent Mc Murphy - uosobienie wolnoś­ci wesołej, cwaniackiej, bez ograniczeń. I on jednak ma drugą twarz, odkrywaną w miarę, jak budzi się w nim rodzaj współczucia dla współ-pacjentów. Jego opór wobec siostry staje się nagle anarchiczny, agresywny i musi się skończyć katastrofą. Metafora zderzenia przeorganizowane­go, rygorystycznego świata kultury, cywilizacji, państwa ze światem anarchistycznego buntu? Zapewne; tak samo zresztą jak i opozycji scientyzmu i irracjonalnośći, jak wielu innych przeciwieństw.

Gdyby Wasserman był pisa­rzem wybitnym, byłoby tu o czym rozprawiać; w tym przy­padku wystarczy jednak pros­ty -jak amerykański kemiks - rozbiór akcentów. Bo są jeszcze inne: gwałtownie za­znaczona ambominacja wobec systemu lecznictwa psychia­trycznego, absurdalny nieco, a miejscami szyderczy, ton ca­łości (z parodią tzw. terapii grupowej na czele), nutka "poetyczności" wreszcie, ujęta w motywach zachowania i ucieczki Wodza Bromdena, In­dianina.

Reżyser Zygmunt Hübner nadaje sztuce walor dyskur­sywnego wywodu. Spektakl nie rozmywa się dzięki temu w smaczkach i nastrojach, jest rygorystycznie realistyczny - co znaczy, że tonacje poetycz­ności i absurdu nie zostały wyeliminowane, lecz wyraźnie - w miarę rozwoju akcji od­sunięte w tło.

Toczy się na scenie aktorska rywalizacja; trudno zdecydo­wać, komu oddać pierwszeń­stwo: Wojciechowi Pszoniakowi w roli Mc Murphy'ego, któ­ry jest aktorskim żywiołem i zarazem daje pokaz perfekcji technicznej, czy Mirosławie Dubrawskiej w roli starzejącej się siostry Ratched, skupionej, zimnej kobiety, którą od we­wnątrz spalają ognie rozmai­tych niespełnień, poszukującej środków zastępczych takich jak narkotyki. Obok nich Bronisław Pawlik w świetnej, w niejed­nym szczególe i intonacji nie­ustająco wzbogacanej roli pac­jenta Hardinga, Olgierd Łukaszewicz (Bibbit - subtelne studium chłopca, porażonego lękiem przed super-Matką), Franciszek Pieczka (Wódz Bromden - znakomita maska, dyskretna powściągliwość w głównym, określającym postać dialogu) - i kilka celnych epizodów oraz mniejszych ról. Nie można wreszcie nie wy­mienić celnej, taktownej i nie­natrętnej scenografii Kazimie­rza Wiśniaka.

Najcenniejszymi wartościami premiery Teatru Powszechnego pozostają - dla mnie - gra aktorów i reżyseria, co razem składa się na znaczące prze­życie teatralne, ułatwiające na­wet i dyskusję nad komiksową (co nieco) moralistyką Wasser­mana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji