Artykuły

Aktorstwo wyssałem z mlekiem matki

- Pierwszy raz Feuerbacha zagrałem w latach 80. Teraz pomyślałem, że byłoby dobrze wrócić do sztuki, która tak mnie przed laty zafascynowała. Bo jest to tekst napisany przez człowieka, który teatr zna od podszewki - mówi TADEUSZ KWINTA, świętujący 70. urodziny w sztuce "Ja, Fauberbach" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie .

Z Tadeuszem Kwintą o premierze spektaklu "Ja, Feuerbach", w Teatrze im. J. Słowackiego, w którym aktor gra główną rolę [na zdjęciu], i o urodzinach rozmawia Joanna Weryńska.

Swoje 70. urodziny świętuje Pan jak prawdziwy aktor - na scenie. Jakie to uczucie obchodzić jubileusz razem z widzami?

- Nie wiem. Pierwszy raz mi się to zdarza. Na pewno pojawią się stali widzowie Teatru im. J. Słowackiego, ale będzie to raczej kameralne grono, bo spektakl grany jest na scenie Miniatura. Jej widownia może pomieścić jakieś 70 osób. Zasiądzie na niej pewnie także moja rodzina, czyli żona i córka z wnukami.

W spektaklu "Ja, Feuerbach" Tankreda Dorsta zagra Pan dojrzałego aktora, czyli siebie...

- Trochę tak. Jest to takie moje ciche wyznanie. Pierwszy raz Feuerbacha zagrałem w latach 80. Teraz pomyślałem, że byłoby dobrze wrócić do sztuki, która tak mnie przed laty zafascynowała.

Dlaczego?

- Bo jest to tekst napisany przez człowieka, który teatr zna od podszewki. Sam przez wiele lat był aktorem. Dodatkowo jest to monodram, co oznacza, że ponoszę pełną odpowiedzialność za każde wypowiedziane w spektaklu słowo, a te u Dorsta mają niesamowitą siłę.

Czy teraz zagra Pan tę rolę inaczej niż 15 lat temu?

- Na pewno. Zupełnie inne spojrzenie mam na samą sztukę. Uznałem, że teraz jest ona aktualniejsza niż kiedykolwiek. Dziś wszędzie panuje kult młodości, doświadczenie przestaje być doceniane, w zawodzie aktora może nawet bardziej niż w innych. Byle amator może zagrać w serialu i od razu staje się gwiazdą, a wszyscy za wszelką cenę muszą być dowcipni, wykorzystując niewybredne żarty, które z inteligentną komedią niewiele mają wspólnego.

Na teatralnej scenie zadebiutował Pan w wieku 13 lat. Jak do tego doszło?

- Może to zabrzmi zabawnie, ale aktorstwo wyssałem z mlekiem matki, która grywała w teatrze i zaraziła mnie tą pasją. Należałem do szkolnego kółka teatralnego. Pewnego razu poszliśmy na wycieczkę do Teatru Młodego Aktora, czyli dzisiejszej Bagateli. Trwała próba. W przerwie pewna aktorka zaproponowała nam, żebyśmy przeczytali fragmenty sztuki. Kiedy wychodziliśmy, chwyciła mnie za rękę i powiedziała "Ty, dziecko, zostań". Zostałem i tak trwam do dziś.

Nie żałuje Pan?

- Nie, chociaż prawdą jest to, co Feuerbach mówi w sztuce Dorsta: "Za bycie na scenie, aktor musi zapłacić całym życiem". Kiedy się wsiąknie w teatr, to człowiekowi się wydaje , że jest on całym światem. A w rzeczywistości najważniejsza jest rodzina. Ale do tego wniosku dochodzi się z wiekiem. Pamiętam, jak kiedyś nocą wróciłem do domu z Warszawy.

Poszedłem najpierw do pokoju córki, żeby ją ucałować na dobranoc, a ona wymamrotała przez sen: "Tatusiu, jak kiedyś uda nam się spotkać, to porozmawiamy, dobrze?". Minęły lata i nie znaleźliśmy na to czasu. Staram się jej to wynagrodzić, opiekując się wnukami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji