Artykuły

Więźniowie losu

Ostatnimi laty dość często pojawiają się w teatrach spektakle, które są adaptacjami wybitnych powieści. Zjawisko to wynika być może częściowo z braku nowych, oryginalnych utworów dramatycznych, ale przede wszystkim jest - jak sądzę - podyktowane pragnieniem wyjścia poza formy tradycyjne. Zwłaszcza że teatr i tak nowych form poszukuje i dosyć dowolnie dobiera dla swych artystycznych penetracji materiały literackie. W teatrze profesjonalnym świetnym przykładem może tu być działalność Adama Hanuszkiewicza, który konstruuje przedstawienia z poezji, publicystyki czy wspomnień pisarzy.

Nie zabraknie również przykładów, jeśli zechcemy wymienić powieściowe adaptacje teatralne. Pisałem niedawno na tych łamach o "{#re#16558}Patnie{/#}", spektaklu przygotowanym w Łodzi przez Kazimierza Dejmka na podstawie "Lorda Jima" Conrada. W innym łódzkim teatrze grany jest "Bołdyn" według powieści Putramenta. Z kolei w krakowskim Teatrze Wajdy, reżysera, który przed wielu laty stworzył słynne przedstawienie "Biesów" wykorzystując również wątki powieści Dostojewskiego.

Jest w tym teatralnym sięganiu po Conrada czy Dostojewskiego swoisty paradoks. Obydwaj to przecież pisarze moralnego dyskursu, zainteresowani zgłębianiem ludzkiej psychiki, często jej mrocznych pokładów i równocześnie autorzy utworów gęstych, wieloznacznych, wymagających wnikliwej lektury. I właśnie - okazuje się - taka proza przyciąga reżyserów i to reżyserów przecież wybitnych.

Z ducha Dostojewskiego wyrosła również powieść Władysława {#au#12}Terleckiego{/#} "Odpocznij po biegu". Wydana pod koniec 1975 bardzo szybko zdobyła powodzenie u czytelnika (przed kilkoma tygodniami rozeszło się już drugie jej wydanie) i wysokie noty krytyków. Tę powieść zaadaptował sam autor dla Teatru Powszechnego, który niedawno rzecz wystawił w reżyserii Zygmunta Hübnera.

Powieść i sztuka nawiązują do motywów znanej sprawy kryminalnej z początku stulecia - morderstwa popełnionego przez zakonnika. Ale Terlecki kanwę kryminalną wykorzystał dla celów specjalnych: aby zademonstrować zachowanie ludzi w sytuacjach ostatecznych. W powieści, a jeszcze wyraźniej w sztuce, główną postacią okazuje się nie morderca - Sykstus (Maciej Rayzacher), ale przybyły z Petersburga sędzia śledczy - Iwan Fiodorowicz (Władysław Kowalski). Można by go w jakiś sposób skojarzyć z Porfirym Pietrowiczem ze "Zbrodni i kary".

Głównym elementem sztuki Terleckiego są przesłuchania oskarżonego i świadków przez Iwana Fiodorowicza. W chwili, gdy ten ostatni przystępuje do sprawy (a od tego momentu zaczyna się rzecz sceniczna) fakty są już właściwie znane i śledztwo można by zamknąć. Ale sędziego interesują nie tylko fakty - chce dociec, jakie motywy kierowały zabójcą, pragnie zrozumieć fenomen zbrodni.

W sztuce nie ma w zasadzie wydarzeń fabularnych, rozwoju akcji w potocznym rozumieniu słowa. Dramat rodzi się ze zderzenia odmiennych postaw, mentalności, światopoglądów, które na siebie wzajemnie oddziaływają.

Iwan Fiodorowicz szuka - powiedzieliśmy - odpowiedzi na pytanie o wewnętrzne, duchowe przyczyny zbrodni. Ale próbuje to czynić z przekonaniem, że zna odpowiedź. Na początku jest sceptyczny, przeświadczony o swej wyższości moralnej, intelektualnej, światopoglądowej, narodowej itd. Posiada system rzekomo niezawodnych racji, w imię których postępuje. W trakcie śledztwa, może pod wpływem niezwykłych okoliczności sprawy i osobowości oskarżonego, przechodzi znamienną ewolucję. Pokazał ją świetnie Władysław Kowalski.

Co powoduje ową ewolucję (która stanowi zresztą oś dramatu)? Osłabienie ducha sędziego, zachwianie jego systemu umotywowane jest częściowo chorobą. Iwan Fiodorowicz zaczyna zaglądać w oczy śmierci - a to narzuca inną hierarchię ziemskim wartościom. To łączy go z Sykstusem, zbliża do zrozumienia czy nawet uznania zbrodniarza. Można powiedzieć, ze w starciu postaw zwycięstwo odnosi Sykstus. Jego system myślowy jest na tyle pojemny, aby pomieścić i wytłumaczyć sytuacje krańcowe. Grający Sykstusa Maciej Rayzacher potrafił pokazać niezmienność swego bohatera, przez spokój i pokorę przebija pogodzenie z losem, swoisty fatalizm.

Klęska Iwana Fiodorowicza stawia go na jednej płaszczyźnie z Sykstusem. Sędzia broni się przed tym do końca; przypieczętowuje jego przegraną samobójstwo żony zatrzymanego przezeń świadka. A więc i on jest winien - jak Sykstus - cudzej śmierci.

Utwór Terleckiego porusza się wśród racji moralnych i filozoficznych. Taka materia stwarza w teatrze podstawowe trudności inscenizacyjne. Jak poradził sobie Hübner? Zbudował dramat ze scen wydobywanych z ciemności, jakby pokazując tylko niektóre momenty z duchowej ewolucji bohatera. Całość tego procesu przebiega przecież głęboko w świadomości czy nawet podświadomości Iwana Fiodorowicza i poznać jej nie sposób.

Rzecz dzieje się w surowej i monumentalnej scenografii Jana Banuchy. Szare tło muru kojarzyć się może zarówno z klasztorem, jak więzieniem: dekoracja jakby podkreśla metaforyczny sens sztuki, iż jesteśmy więźniami swego losu, równocześnie przez linie zbiegające się gdzieś w górze - ponad przestrzenią sceny- odsyła do metafizycznych pytań i kwestii, które określają głęboki sens "Odpocznij po biegu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji