Artykuły

Smutek Buffalo Billa

TEN pisarz sprawił nam niespodziankę. Startował przed kilkunastu laty (dokładnie w 1962 r.) surreali styczną błahostką sceniczną, zatytułowaną "O mój tato, biedny tato, mama powiesiła cię w szafie na śmierć a mnie się serce kraje na ćwierć", a dziś poznajemy jego później­szą, wcale nie lekką i wcale nie odwodzącą od poważnego myślenia sztukę o zagładzie Indian północnoamerykańskich.

Arthur Kopit postępuje z tym tematem uczciwie. Bo mógłby postąpić wykrętnie, półuczciwie, gdyby np. ujął (a były takie próby) temat wy­niszczenia Indian jako przejaw koniecznego zwycięstwa cywi­lizacji nad człowiekiem natury, który nie chciał się poddać. A tak nie było, jak wiadomo. In­dianie wyginęli nie dlatego, że taki był wyrok procesu dzie­jowego, lecz dlatego, że tak chcieli ludzie, którzy kładli fundamenty pod wielkość Ameryki. Los czerwonoskórych był w pewnej mierze i jest na­dal metaforą losu ziemi, a ra­czej roli amerykańskiej, albo­wiem zniszczenie pierwszych właścicieli tej ziemi stało się jak gdyby prologiem eksten­sywnego, rozrzutnego gospoda­rowania tym niezmierzonym, zdawałoby się, bogactwem.

Oczywiście, jak potwierdza Tocqueville, potoczna świado­mość amerykańska przyjmo­wała, że prolog został odegra­ny w majestacie prawa i mo­ralności.

Jest rzeczą godną uwagi i pocieszającą, że moralnemu i heroicznemu mitowi Dzikiego Zachodu dobrali się do skóry artyści amerykańscy, że nicują go teraz i ukazują jego wew­nętrzne pęknięcia i fałsze. Po­stępują tak nie tylko pisarze, bo również w westernach fil­mowych widoczne są od pew­nego czasu próby rewizji le­gendy.

Kopit obrał dla swej opo­wieści o śmierci wodza Siuksów, Siedzącego Byka, formę widowiska (Show) - tak sa­mo mocno osadzoną w kultu­rze amerykańskiej, jak owa le­genda Dzikiego Zachodu.

Jest w tym wyborze prze­wrotność i zarazem wierność wobec historii: Siedzący Byk, nim został zabity przez policję, występował w sławnej rewii Buffalo Billa, sądząc zapewne, że w ten sposób zdoła skupić uwagę publiczności na losie Indian. Sztuka Kopita zawiera dwa wątki osobowe: wątek wodza Siuksów, niosący jak gdyby wyrzuty sumienia, i wą­tek aranżera rewii, sławnego Buffalo Billa, dla którego spra­wa Indian, uosobiona w losie Siedzącego Byka, staje się - w wersji Kopita - osobistą klęską. Sceniczny Buffalo Bill kończy swą szampańską sce­niczną rewię jak smutny, skrachowany artysta, który ma na ustach uśmiech i słowa udają­ce wiarę, że oto jeszcze jest i rozwija się żywotna, indiańska Cepelia, ale w jego oczach wi­doczna jest rozpacz.

Reżyser Zygmunt Hübner nie traktuje tej sztuki jako małostkowego pretekstu do osądzania Ameryki i amery­kańskiej historii, lecz ekspo­nuje sprawę ludzką i moralną. Cała natomiast "amerykańskość" tej rewii, tak - zdawa­łoby się - podatna na szyder­czą deformację, staje się dale­kim, a nawet trochę po maco­szemu potraktowanym tłem. Owo tło wszakże - byleby rzeczywiście pozostało tłem, wolnym od prezentystycznych point - niewiele by straciło, gdyby zostało zaaranżowane z większą rewiową przebojowością i tempem, a zwłaszcza gdy­by zostało płynniej zmontowa­ne. Być może zresztą, że i sce­nariusz sztuki Kopita stanowił tu zaporę trudną do przebi­cia, bowiem "Buffalo Bill" (oryg. tytuł "Indians") to tekst wprawdzie szlachetny, ale w roli scenariusza prezentuje się jako mieszanina stylistyk i tonacji bardzo niejednorodnych i niejednakowo skutecznych teatralnie. Wszystkiego tu bowiem dużo - począwszy od publicystyki scenicznej i orato­ryjnej retoryki, na parodii Saloonu i teatru amatorskiego skończywszy, uwaga widza jest więc rozdzierana na epizody i przez to niejednakowo czuła.

W całości lepsza jest nie­wątpliwie druga część widowi­ska, przejmujący jest też finał. Dwóch aktorów zasługuje na osobne pochwały: Stanisław Zaczyk w roli tytułowej, który podporządkowuje moralną to­nację postaci Buffalo Billa sce­nie końcowej, rzeczywiście mocnej w wymowie, mimo iż zagranej na zciszeniu i smut­ku, oraz Andrzej Szalawski w roli Siedzącego Byka, który buduje postać na nieledwie ry­tualnej gestyce, na masce po­wagi i godności.

Do wartości przedstawienia należą także niektóre epizody (zwłaszcza Prezydent Gustawa Lutkiewicza i John Grass Ra­fała Mickiewicza), oraz sceno­grafia Marcina Jarnuszkiewicza - zdecydowanie sugestywniejsza we fragmentach op-artowskich, komiksowych. Do­brze też słucha się przekładu Kazimierza Piotrowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji