Artykuły

Historia toczy się szybciej

"Historia toczy się teraz szyb­ciej" - powiedział mi kilka lat temu pewien historyk. Historyk - polityk. Odniósł to spostrzeżenie do przemian, za­chodzących w świecie niejako ,,na naszych oczach". I rzeczywiście! Ileż to przemian przeżył przecięt­ny Polak?! Nie mówię o pokole­niu "zrodzonych w niewoli", ani o ,,kolumbach"( którzy dojrzewali dopiero w konspiracji, w czasie wojny; nawet nie o ich młod­szych braciach, o pokoleniu "za­rażonych śmiercią". Przecież uro­dzeni już w Polsce Ludowej mogą o tym świadczyć...

Istotnie - historia toczy się szybciej. Jakby ulegała naciskowi ogólnego przyspieszenia, dostrze­galnego już nie tylko w życiu społeczeństw. Odczuwalnego rów­nież przez każdego z nas indy­widualnie. Jeszcze wczoraj "Gru­pa Laokoona" Różewicza była protestem przeciw współczesnemu teatrowi. W założeniu nie miał to być żaden anty-teatr, czy anty-pomnik, wystawiony na pohybel staremu teatrowi. Raczej "wielka kloaka" zdychającej formuły sztuki, śmietnik zużytych rekwi­zytów, rzeźba w g...alarecie czy w marmoladzie, jak mówił sam autor. A więc żadnej akcji, żad­nych tak zwanych postaci, czy ty­pów, zupełny rozkład, kilka luź­nych obrazków, raczej black-outy niż tak zwane scenki. Temat? Wy­nikał właśnie z protestu: entro­pia współczesnej kultury, proces rozpadu, żarty z wytartych, wy­świechtanych formułek języko­wych. W podtekście nawet nie iro­nia, raczej drwina z naszej nieautentyczności, z póz, które przyj­mujemy, z tego, że mówimy języ­kiem sloganów, że posługujemy się gotowymi kliszami, słownymi ste­reotypami, przyciśnięci do muru przez dzieci czy prostaczków - wykręcamy się, odpowiadając - jak w dowcipie - "nie garb się!"

Kto my? Nie pamiętam już dokładnie czy pierwsze wykona­nie "Grupy Laokoona" odbyło się w teatrze studenckim, czy zawo­dowym. Wątpliwość wytłumaczo­na. Bo to "wczoraj" było dokład­nie trzynaście lat temu. Poza tym większość sztuk Różewicza rozpo­częła teatralny żywot od scen stu­denckich, awangardowych, kontestatorskich. Trudno wszak ocze­kiwać, by zawodowy teatr sam się obnażał i zadawał sobie samobójcze ciosy. Adresatem kpiny Różewicza byli wszak zawodowcy, profesjo­nalny stary teatr. "My" to byli wówczas "oni".

Po trzynastu latach "Grupę Lao­koona" wystawił na swojej scenie teatr, nazywany dziś żartobliwie "klasycznym", najstarszy z powo­jennych, pozostający przez ćwierć wieku pod tym samym kierownic­twem artysty zawsze wiernego autorowi, którego realizował teatr zawsze wybredny w wyborze tek­stu: teatr, który może o sobie po­wiedzieć, że "współczesny" z naz­wy wprowadzał na swą sceną utwory, będące w zarodku "kla­sycznymi". Na scenie "Współczes­nego" odbyły się prapremiery "Niemców" i "Pierwszego dnia wolności" Kruczkowskiego, "Ka­riery Artura Ui" Brechta, "Tan­ga" i "Zabawy" Mrożka, sztuk Albeego, Bonda, Pintera. Warto o tym pamiętać, gdy oglądamy tam znakomicie wykonaną "Grupę Laokoona", która rozbrzmiewa dziś zupełnie innymi treściami. Bełkot wytartych banałów, wygła­szanych przez "naukowców", ju­rorów konkursu na dzieło sztuki czy pochlebców - dociera do wszystkich. Po prostu sztuka Ró­żewicza, zamierzona jako drwina ze "starego teatru" zamieniła się w powszechnie zrozumiałą, aktual­na satyrę na nas samych, skiero­wana do wszystkich. Już się nie możemy zasłaniać, że to nie "my", że to nie do nas, że to "kolega". Adres społeczny "Grupy Laokoona" w ujęciu Zygmunta Hübnera upowszech­nił się. Publiczność Teatru Współczesnego śmieje się zgodnym chórem z sytuacji, gdzie wszyscy posługują się formułkami wyjęty­mi z gazety i nikt już nie potrafi mówić "własnymi słowami".

Wojciech Siemion, jeden z najświetniejszych odtwórców tekstów Różewicza, twierdzi, że cała twór­czość tego pisarza, poety i drama­turga, mówi o przemijaniu. Że postrzeganie mijania jest właści­wie jedynym tematem, którym się Różewicz zajmuje, dając temu wy­raz w różnych formach literac­kich. W jego sztukach nic sie nie dzieje. Chór starców mówi w pew­nym miejscu "Kartoteki" do Bo­hatera:

Toć nawet u Becketta

ktoś gada, czeka, cierpi, śni,

ktoś płacze, kona, pada, bździ.

Rusz się, inaczej teatr zgubisz.

A anty-bohaterski Bohater nic. Bo Różewicz likwiduje bohatera jako osobowość. To nikt o ce­chach wspólnych niezindywidualizowanych, masowa reprodukcja bez oryginału. Coraz bardziej podobny do nas, mówiących o moralności, historii, polityce, wy­chowaniu czy sztuce języ­kiem gotowych formułek, wy­jętych z gazety, pozbawionych indywidualnego charakteru; in­ternacjonalnym wolapiukiem.

To chyba też jedna z oznak, że historia toczy się szybciej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji