Artykuły

Romeo i Julia wśród gangsterów

Krakowski Teatr Stary wystąpił z prapremierą ,,Scenerii zimowej" Maxwella Andersona, pisarza ame­rykańskiego mało znanego w Pol­sce, którego warto było przypomnieć. Chociażby dlatego, że niedawno obser­wowaliśmy swego rodzaju "festiwal" sztuk O'Neilla. Łączy ich obu próba stworzenia nowej tragedii - w opar­ciu o wzory europejskie, lecz na ma­teriale historii i współczesności amerykańskiej. Próba nieudana, to inna sprawa. Dorobek Andersona jest wszak­że ważnym ogniwem dramatu amery­kańskiego i nie są dalecy od prawdy ci krytycy, którzy umieszczają jego twórczość pomiędzy O'Neillem a Williamsem i Millerem.

Tekst Andersona liczy już przeszło 30 lat i zdążył się w wielu warstwach zestarzeć. Dobrze sobie z tego zdawał sprawę tłumacz (Maciej Słomczyński) i reżyser (Zygmunt Hübner). Stąd prze­kład i opracowanie tekstu sprawnie pomogły zwietrzałym partiom, nie likwi­dując jednak charakterystycznej, wierszowano-lirycznej poetyzacji, która w za­mierzeniu autora miała unieść konstruk­cję zbudowaną z melodramatu, sensacyjności i tragiczności o proweniencji szekspirowskiej.

Hübner zaimponował odwagą w trak­towaniu pomyłek pisarskich. Umiejęt­nością odkrycia materiału dla teatru współczesnego, nazbyt rygorystycznie zmierzającego do eliminowania fabuły, zdarzenia, mocnych wrażeń czy spięć emocjonalnych, działających na uczu­cia i zmysły. Lek przed ośmieszeniem, banałem, płaskością, ascetyzacja uczuć i namiętności, ich umowność na sce­nie i skierowywanie wszystkiego do wnętrza stłumia wszak cały nurt sce­nicznych penetracji, zepchnęła w za­pomnienie sporo utworów napiętnowa­nych jako nienowoczesne. I niewątpli­wie zasługą Teatru Starego jest reha-bilitacja jedneeo z zapomnianych i wy­klętych gatunków scenicznych we współczesnym teatrze - melodramatu.

W inscenizacji "Scenerii zimowej" udało się Hübnerowi na pewno złączyć tragiczną beznadziejność poszukiwania prawdy i sprawiedliwości przez młode­go Mio, tragiczność utopioną w melo­dramacie, sensacyjności ocierającej się nieraz o banał - ze współczesnym procesem stulecia wokół zabójstwa Kennedy'ego. To sprawa aktualizacji. Inną zasługą reżysera jest odważne, choć niezmiennie ryzykowne przeprowadze­nie wątku miłości Mio (J. Nowicki) i Miriamne (A. Polony), z pełnym obciążeniem szekspirowsko - melodramatycznym. Ich czysta miłość i śmierć z rąk gangsterów na zaśmieconej i brudnej ulicy slumsów, mimo irytutącej miej­scami poetyzacji, jest wzruszająca; działa oczyszczająco. Trafia do uczu­cia, bo została mocno osadzona w świecie utrzymanym klimacie rozgry­wek i porachunków pomiędzy bandy­tami, których reżyser obdarzył lekkim tonem parodii.

Atmosfera domu to w równej mierze zasługa scenografii Andrzeja Cybulskiego. Splątana, hieratycznie wykrzywio­na konstrukcja rur-przewodów nad su­fitem mieszkania Esdrów urosła do symbolu, dalekiego od nachalności, wrzynająca się w proscenium. Ulica zaś slumsów szeroko, perspekty­wicznie wynurzająca się w proscenium, cała zabudowana ruderami, zapuszczo­nymi mieszkaniami i komórkami, wypełniona walającymi się stosami śmieci, zniszczonych przedmiotów - ukonkretniła i scaliła rozgrywający się melodra­mat. Bardzo dobra scenografia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji