Artykuły

"Młodzi gniewni" po latach

Oglądana po 17 latach od prapremiery sztuka Osborne'a "Miłość i gniew" wywołuje przede wszystkim gorzką zadumę nad czasem bezlitośnie dewaluującym niektóre postawy uznane za prawdziwe, sprowadzającym do nieoczekiwanie małych rozmiarów problemy i sprawy niegdyś głośne i rozdęte. Trudno dziś wprost uwierzyć, że właśnie ta sztuka wywołała onegdaj w angielskim społeczeństwie taki szok, swoistą eksplozję, której echo - jak pisał krytyk - "wciąż jeszcze niesie się po statecznych kuluarach angielskiej kultury". Już wtedy zresztą krytyka miała niejasne wrażenie, że rozgłos, jaki uzyskał utwór Osborne'a niepomiernie przerastał jego klasę artystyczną, że spowodowały, go raczej względy natury pozateatralnej. Osborne sformułował bowiem to, czym żyło ówczesne młode pokolenie inteligencji - jej bunt przeciw starej, konserwatywnej i kastowej Anglii, przeciw obłudzie i skostnieniu mieszczańskiej kultury. Bohater sztuki, Porter, uosabiał żywe w młodym pokoleniu nastroje frustracji i zniechęcenia, niewiary w sens życia. Dlatego może porównywano go z Hamletem, a autora nazwano "młodym gniewnym", które to określenie stało się odtąd hasłem wywoławczym pokolenia angielskich intelektualistów lat 50-tych.

Czym jest dziś dla nas ta sztuka i jej bohater? Jego "wielki" bunt zdaje się być przysłowiową burzą w szklance wody. Ta postać dziwnie zmalała, by nie rzec - skarlała, zatraciła swój autentyzm. Porter, którego oglądaliśmy na małym ekranie teatru TV, w wykonaniu Romana Wilhelmiego - jest po prostu żałosnym kabotynem, człowiekiem infantylnym i irytującym. Obserwując kolejne przejawy jego abnegacji i brutalności dziwimy się, że w postawie tego człowieka odczytywano kiedyś - i to nie tak dawno - manifest pokolenia. Perspektywa czasu ostro wydobyła na jaw tylko pożałowania godne przejawy jego buntu: chamskie zachowanie, demonstrację całkowitego braku uczuć, ustawiczne oskarżanie całego świata. A w parze z tym idzie, o dziwo, absolutny brak wymagań wobec samego siebie. Trudno go wręcz traktować poważnie. W swej nieszkodliwej (a jeśli chodzi o najbliższych nawet szkodliwej) czupurności przywodzi on wręcz na myśl owego inteligenta z wiersza Gałczyńskiego, któremu również roiło się, że walczy z całym światem, a w efekcie "paszkwil rąbnął na miejską pralnię". Porter w rezultacie także ogranicza się do tego, że mając ukończone studia pracuje w kiosku, a w domu wyżywa się w niszczeniu Bogu ducha winnej żony (ciekawa kreacja Poli Raksy). 2eby chociaż ona ucieleśniała sobą wady mieszczańskiego świata! Toteż próby tłumaczenia - w rozmowie owej żony z ojcem - jego zachowania tym, że urodził się w niewłaściwej dla siebie epoce - nie przekonują, podobnie jak smętne stwierdzenie Portera, że żyje w czasach, w których nie ma niczego, dla czego warto by umrzeć. Chyba w żadnej epoce nie ma miejsca dla ludzi, którzy niczego nie chcą z siebie dać, negują wszystkie wartości zastane, a żadnych nowych nie proponują w zamian. Którzy nie czynią najmniejszego wysiłku, aby świat zmienić. Bo jaki jest program konstruktywny Portera? Żaden.

Może rzecz w tym, że mamy już trochę dość tego typu bohaterów zarówno w literaturze, teatrze jak i filmie? I sztuki Osborne'a powstałej na zamówienie chwili nie można - jak to uczynił Zygmunt Hubner w TV - odrywać o kontekstu, tła z którego wyrosła, żeby była w ogóle zrozumiała.

A swoją drogą jak to historia kołem się toczy. Gdy "młodzi gniewni" oslągnęli już na Zachodzie swój zaawansowany wiek "tatusiowy", ich dorastający synowie poszli w ich ślady: włączając się w różne odmiany ruchu hippiesowskiego walczą ze światem zastanym, podobną bronią też niczego nie proponują, a wszystko negują.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji