Artykuły

Odejścia od Havla

Spektakl odsłania w komiczny sposób nie tyle mechanizmy władzy, lecz kuchnię stosunków międzyludzkich wrzuconych w świat wielkiej polityki - o "Odejściach" w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Ateneum w Warszawie pisze Joanna M. Cywińska z Nowej Siły Krytycznej.

Polska prapremiera najnowszej sztuki Vaclava Havla miała zainaugurować nową erę w Teatrze Ateneum. Izabella Cywińska, która po śmierci Gustawa Holoubka objęła fotel dyrektora tegoż teatru, w rozmowach przedpremierowych z dziennikarzami zapewniała, że jej realizacja "Odejść" odsłoni nową twarz Ateneum, zmusi stałych widzów do zmiany przyzwyczajeń i skonfrontowania się z nowym wizerunkiem tego miejsca. Tymczasem (niestety) obyło się bez rewolucji i bez rewelacji.

"Odejścia" są opowieścią o odchodzącym ze stanowiska kanclerzu postkomunistycznego państwa Vilemie Reigerze (Piotr Fronczewski), który próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. Człowiek zawsze aktywny, podziwiany przez tłumy, ulubieniec kobiet, realizator własnej ideologii, w centrum której (jak twierdzi) umieścił człowieka, traci pozycję polityczną i społeczną. Dotychczasowa aktywność nie pozwala mu jednak na bycie biernym, Rieger w dalszym ciągu chciałby działać dla dobra ludzi. Bohater staje się centrum przedziwnej sytuacji, wokół niego gromadzą się sekretarze dokonujący inwentaryzacji wszelkich rzeczy, w których posiadanie wszedł Vilem będąc jeszcze kanclerzem. W ciągu całego spektaklu przez scenę przewijają się postaci przenoszące z miejsca na miejsce podarunki od dyplomatów, polityków i osobistości świata (między innymi ogromną gipsową figurę niedźwiedzia, wielki obraz kanclerza, oraz ukochaną przez Riegera postać Gandhiego). Urzędnicy państwowi, na czele z Hanuszem (Arkadiusz Nader), dokładają wszelkich starań do tego, by zamknięcie okresu urzędowania kanclerza przebiegło zgodnie z wyznaczonymi procedurami. Ich biurokracja rodzi wiele komicznych sytuacji, jak na przykład poszukiwanie pobranego przez kanclerza tuż przed odejściem kompletu linijek i kilku kolorowych gumek. Intrygującą postacią jest Wiktor, były sekretarz byłego sekretarza Vilema (w tej roli Artur Barciś), oddany pracy również po godzinach, wciąż przytakujący, przesadnie uprzejmy w stosunku do byłego kanclerza. Wiktor przegląda dokładnie dokumenty i prywatną korespondencję Riegera, otrzymuje od niego polecenie spalenia tych listów, jednak kilkakrotne zapytania kanclerza o to, czy listy zostały już zlikwidowane, wprawia go w zakłopotanie. Wiktor to z jednej strony wnikliwy służbista, z drugiej podejrzanie elastyczny podwładny. Bieg wypadków odsłania prawdziwe intencje tego bohatera, który w przeciwieństwie do byłego kanclerza nie kieruje się żadną ideologią, lecz pragnieniem zdobycia jakiegokolwiek stanowiska.

Sztuka odsłania w komiczny sposób nie tyle mechanizmy władzy, lecz kuchnię stosunków międzyludzkich wrzuconych w świat wielkiej polityki. Obok wpływowego człowieka zawsze gromadzić się będą ludzie, których przyciągnie sztuczny blask urzędu. Niektórzy (tak jak Wiktor) będą chcieli załatwić swoje własne sprawy, inni (jak absolwentka politologii) zapragną choć na chwilę stanąć w blasku jupiterów.

Jednak u Havla polityka wydaje się najmniej istotna. Na tym opiera się cały dowcip sztuki - "wszechmogący" kanclerz przekraczając próg domu, staje się pionkiem w walce o dominację kobiet. Każda z nich (matka, kochanka i córka) należy do innego pokolenia, każda na swój sposób pragnie ugruntować własną pozycję u boku głównego bohatera. Ale wszystkie te bohaterki łączy przekonanie o tym, że wiedzą lepiej od Vilema, czego on potrzebuje, czego pragnie, co powinien powiedzieć, co ma zrobić. Nawet wywiad z reporterem dziennika "Fuj" w ich obecności przestaje być rozmową na tematy polityczne, a zaczyna być poszukiwaniem sensacji. Dziennikarz (Grzegorz Damięcki) sprytnie wykorzystuje tę sytuację i sam dopisuje kolejne rozdziały opowieści o Reigerze.

Szansa debaty politycznej pojawia się w momencie, kiedy na scenę wkracza Klein (Krzysztof Tyniec) - wiceminister, a później premier kolejnego rządu. Jednak jak na farsę przystało, debaty kończą się wywoływaniem drażliwych kwestii i zapalaniem się byłego kanclerza, którego reakcje i wypowiedzi nie obchodzą Kleina, żywo zainteresowanego Moniką (Krystyna Tkacz), towarzyszką Ireny (Halina Łabonarska) długoletniej przyjaciółki Vilema. Zresztą wiceministra nie interesują dyskusje o przeszłości - ma on konkretne plany co do przyszłości, a w szczególności co do willi kanclerza. Składa mu zatem propozycję nie do odrzucenia: poparcie jego rządu (którego program jest sprzeczny z ideologią wyznawaną przez Riegera), albo przeniesienie z dotychczas zamieszkiwanej rządowej luksusowej willi do domku na wsi, ponad sto kilometrów od miasta. Kanclerz jako zagorzały humanista, gotów jest przystać na tę propozycję, aby uchronić swoich pracowników (ogrodnika), przyjaciół (Irenę, Monikę) i rodzinę przed utratą pracy i dachu nad głową. Nie wszystkim jednak ten pomysł się podoba - czy utrata honoru i zaufania społecznego to nie zbyt wygórowana cena za zapewnienie komfortu bliskim? Ostatecznie wszyscy opuszczają willę, a premier Klein otwiera w tym miejscu centrum erotycznej rozrywki.

"Odejścia" stawiają pytanie jak daleko można odejść od samego siebie? Czy rzeczywiście dbałość o interesy innych zawsze jest zaletą? Czy we współczesnym świecie jest jeszcze miejsce na prawdziwe humanistyczne wartości? A może jest to tylko zasłona, polityczna maska, której główny bohater nie zdejmuje wchodząc do domu? Kim tak naprawdę jest Vilem Rieger? Havel nie odpowiada na to pytanie, postać Riegera nie jest do końca jasna. Tekst byłego prezydenta Republiki Czeskiej demaskuje świat wielkiej polityki, kreśląc głównego bohatera, przywódcę państwa jako postać, która w zaciszu domowym poddana jest własnym namiętnościom, nie potrafi oprzeć się sugestiom matki i kochanki. Ten niedoskonały przywódca zyskuje jednocześnie ludzką twarz - nie jest posągowym władcą, ojcem narodu, lecz człowiekiem ze wszystkimi ludzkimi słabościami, problemami, bolączkami.

Gdzieś w tle tego tekstu pojawia się Król Lear, stając się niejako pierwowzorem, a może punktem wyjścia do interpretacji postaci Vilema. Szekspirowski tekst pojawia się także na scenie, konwencja lekkiej komedii zostaje przełamana krzykiem zrozpaczonego Leara, jego strachem i bólem. Fronczewski z łatwością przeskakuje ze współczesności w szekspirowską konwencję (trudniej jest z przypięciem tej sceny do całości przedstawienia) i chyba lepiej czuje się jako Lear niż jako Rieger ze swoją charakterystyczną, bardzo aktorską dykcją i gestykulacją. Jego styl gry stawia opór naturalności, czego efektem jest trochę "nadmuchana" kreacja Riegera. Czego więc zabrakło tak wytrawnemu aktorowi do stworzenia postaci, która bawiłaby i przyciągała uwagę? Kto poskąpił mu pola - dramaturg czy reżyserka?

"Odejścia" na pewno nie są najlepszą sztuką Havla, jednak charakterystyczny dowcip autora otwiera przestrzeń potencjalnym realizatorom tej sztuki. Z kolei Izabella Cywińska już wielokrotnie udowodniła, że potrafi budować z tekstów żywe, piękne i zachwycające obrazy, nie tylko filmowe, ale także teatralne. Tym razem czegoś zabrakło.

"Jeśli sztuka ma zabrzmieć w sposób właściwy, powinna być grana naturalnie, poważnie, trzeźwo, normalnie i bez przerysowań [...]". Słowa skierowane przez autora do inscenizatorów dramatu, otwierają spektakl w reżyserii Cywińskiej. Chyba zbyt ostrożną postawę wobec tych instrukcji przyjęła dyrektor Ateneum, gdyż zamysł spektaklu nie tyle odsłania naturalność, której domagał się Havel, lecz zmierza w stronę szeroko pojętego uśrednienia. Efektem nadmiernej dbałości o brak przerysowań jest beznamiętność głównych postaci (z Haliną Łabonarską na czele) i odebranie komicznego potencjału sztuce. O przedstawieniu nie można powiedzieć nic więcej poza tym, że jest poprawne. Havlovski komizm zagubił się, nie zaistniał w pełni na scenie. Spektaklu nie uratowały nawet dwie urzekające i subtelne kreacje: Danuty Szaflarskiej i Mariana Opani. Dodatkowy ciężar nadają przedstawieniu toporna wręcz scenografia autorstwa Pawła Dobrzyckiego, nienajlepsze kostiumy Diany Marszałek (za wyjątkiem fantastycznej szafirowej podszewki w marynarce Kleina) i koszmarnie ustawione światła.

Zwykliśmy wielką wagę przywiązywać do rocznic. Świętowanie osiemdziesięciolecia Teatru Ateneum taką propozycją "Odejść" nie było chyba najtrafniejszym wyborem. Pozostaje nam, jako widzom, mieć nadzieję na to, iż niefortunna realizacja nie położy się cieniem na działalności Teatru na następne osiemdziesiąt lat. "Odejścia" nie są wisienką na urodzinowym torcie Ateneum. Zgodnie z plakatem, pozostaną być może tylko nadgryzionym herbatnikiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji