Artykuły

Co to jest i jak to nazwać?

Mamy Rok Wyspiańskiego? Mamy. I wszędzie o tym aż huczy. Mamy czterosetlecie Unii Lubelskiej? Mamy. I wszędzie o tym jak dotąd, głucho. Jest okazja do prezentowania sztuki nie bardzo dokończonej, nie bardzo przemyślanej, nie bardzo - już powiedzmy szczerze - udanej tegoż Stanisława Wyspiańskiego o Zygmuncie Auguście. Kiedy grać takie rzeczy, jak nie przy rocznicowych okazjach?

Krakowski Teatr Telewizji zagrał i -myślę- wydobył z tego tekstu wszystko, co wydobyć było można. To znaczy niewiele. Możliwe, że koneserzy literaccy załamią ręce nad Waszym sprawozdawcą, ale literacko, dramatycznie i pod każdym innym względem Feliński ze swoją "Barbarą Radziwiłłówną" jest o całe niebo lepszy

A w ogóle...

NARZUCENIE POZORNOŚCI

Między małżonkami trwają kłótnie o budżet domowy, ale naprawdę, to chodzi o to, że coś tam pękło w sferze emocjonalnej, a te złotówki których akurat do pierwszego brakuje, to po prostu pretekst. Pozorność.

W historii nie inaczej, Za ostatniego Jagiellona rozstrzygnęły się- koniec końców niekorzystnie- trzy wielkie sprawy historyczne. I co najmniej jeden wielki dramat. Trzy wielkie sprawy historyczne - to kwestia struktury społecznej kraju, kwestia struktury politycznej kraju i kwesta orientacji w polityce międzynarodowej. Ostatecznie nie załamały się szanse miast na rozwój taki jak na Zachodzie; skrystalizował się kierunek ku dominacji nie szlacheckiej, ale magnackiej. Jeśli o strukturę polityczną chodzi, to wyklarowała się - prawda, że jeszcze w fazie embrionalnej, ale już żywotnej - rzecz moim - jako prawnika - zdaniem najgorsza. Fasadowo ustrój demokracji szlacheckiej, faktycznie zaś... Gdybyż tylko oligarchiczna struktura! Oligarchiczna anarchia, faktyczny podział Rzeczypospolitej na kilkadziesiąt "państw" magnackich z władzą i prawem jak najbardziej absolutystycznym. Zawsze, w najlepiej funkcjonującym państwie i prawie, istnieje pewna luka pomiędzy literą prawa i instytucjami państwowych a praktyką. Tu było coś zupełnie innego, nawet nie przepaść: odwrotność między prawem a życiem. No i ta Unia Lubelska... Konserwatywni historycy ze szkoły krakowskiej - a za nimi ostatnio profesor Konstanty Grzybowski ("Rzeczy odległe a bliskie- rozmyślania o historii Polski", kupcie koniecznie, jeśli jeszcze zdołacie...) - widzą w tym akcie źródło wszystkich dalszych nieszczęść.

Trzy kwestie historyczne o największym znaczeniu. I do tego dramat o napięciu zaiste trudnym do wyobrażenia. Oto koniec końców zawodzą próby "dogadania się" światłego króla z najbardziej światłą i politycznie dojrzałą częścią społeczeństwa. Coś między nimi stanęło, coś wsypało piasek w tryby naturalnej i pożądanej, zdawałoby się współpracy, na którą w gruncie rzeczy obydwie strony miały wielką chęć.

A tu nic - tylko ta Radziwiłłówna. Przecież to - prawda, że ostry politycznie epizod z początków panowania. Umarła w maju 1551, panowanie Zygmunta Augusta trwało jeszcze dwadzieścia lat i właśnie w tym następnym dwudziestoleciu, kiedy nie było ani "problemu Barbary" ani "problemu Bony" działo się wszystko to, co najważniejsze.

W potocznej zaś świadomości historycznej (która jest bardzo ważna, bo jest czynnikiem kształtującym kulturę polityczną, a od niej zależy powodzenie społeczeństwa w stopniu chyba nie mniejszym, niż zdrowie od stopnia wiedzy o higienie) tak już zostało: piękna Barbara, Bona licho wie jaka, uwikłany w miłosne perypetie król Zygmunt August.

Pozorność.

CO TO JEST I JAK TO NAZWAĆ?

To skupianie się uwagi ludzkiej nie na tym, co naprawdę istotne, co ma decydujące znaczenie, ale na problemach trzeciorzędnych, pozornych mniemanych czasami można zauważyć we wszystkich epokach i pod każdym - chyba? - kątem szerokości geograficznej, nie tylko w życiu społecznym, ale także jeśli idzie o sprawy osobiste. Poddajmy się uczciwej (ale, powtarzam, uczciwej) autoanalizie, dostrzeżemy u samych siebie sporo tego rodzaju objawów.

Co to jest, jak to nazwać? Zwyczajna niedoskonałość umysłu. Na pewno i to. Błyskotliwość, "fotogeniczność" pewnych zjawisk, które - choć nie ważne, same rzucają się w oczy. Na pewno i to. W końcu - jeśli mamy wrócić do przedstawienia, które stało się pretekstem do tych rozważań - wątek Barbary i Zygmunta jest naprawdę efektowny i trudno dziwić się literatom, że pióro ich kieruje się właśnie w tę stronę.

Ale na dnie zjawiska jest chyba coś jeszcze,. Przysłowiowe uchwycenie byka za rogi, to nie tylko kwestia sprawności intelektualnej. To także kwestia odwagi. Odwagi spojrzenia faktom - wszelkiego rodzaju: z życia osobistego, z historii, z teraźniejszości - w oczy. Bo jak się już raz im spojrzy w oczy, bo jak się już raz zdefiniuje problemy istotnie ważne, a nie pozorne, to później trzeba zdobywać się na wysiłek i odwagę, żeby stawiać temu wszystkiemu czoła.

Pewna moja koleżanka ze studiów - Boże, ileż to już lat! - opowiadała jak natarczywie atakują ją problemy tego rodzaju, jak odniesienie sukni do pralni, zapłacenie rachunku za telefon itp. w czasie, kiedy naprawdę ważne jest tylko jedno: kucie do egzaminu.

Co to jest i jak to nazwać? Nie podejmuję się odpowiadać na te pytania. To sprawa książki, nie felietonu. Książki, która by opowiedziała jak to (zupełnie zgodnie z prawem monetarnym Kopernika) kiepskie, pozorne, fałszywe problemy wypierają problemy istotne, realne, decydujące; jak uciekamy z kręgu kontrowersji realnych i ważnych w krąg kontrowersji troszeczkę urojonych, troszeczkę... ułatwionych. Podobnie jak zły pieniądz wypiera pieniądz dobry.

TROCHĘ PRZYZWOITOŚCI:

Dość daleko odbiegliśmy od krakowskiego przedstawienia i Zygmunta Hubnera: wrócimy pod koniec do niego samego. Wrażenie najogólniejsze? Miałbym zastrzeżenia do roli Barbary Radziwiłłówny (B. Mikołajewska). Przesłodzona. To przecież wielka pani w europejskim formacie; pomińmy dość bogatą literaturą o jej - nie zawsze przystojnych - przygodach erotycznych, trzymajmy się tekstu sztuki; przecież ta wdowa po dostojniku litewskim Gasztołdzie doskonale zdaje sobie sprawę, jakim wyzwaniem politycznym jest jej małżeństwo. Idzie na to, nie można więc jej robić tak na dziewczęco i na słodko.

Natomiast podobała mi się bardzo Bona (Z. Jaroszewska). Zwykle - mam na myśli sztukę Felińskiego - próbuje się rozegrać tę postać w konwencji sprzeczności między macierzyństwem a polityką. Tu nic z tych rzeczy. Jest znakomity portret polityka, który przegrał swoją grę i ma pełną tego świadomość. Zygmunt August? M. Walczewski, kreujący tę postać mógł wziąć bardziej pod uwagę fakty znane z historii; że był to polemista niezrównany, mistrz parlamentarnej szermierki, a jednocześnie ktoś - przynajmniej w tym okresie - odcinający się wyniośle od "poddanego mu" społeczeństwa, ostentacyjnie podkreślający nie tylko swoją królewskość, ale i kulturalną "inność".

Tak oto - dla przyzwoitości - dzielę się swoimi uwagami ze spektaklu teatralnego, naprawdę zaś przez cały czas ciąży nade mną pytanie o mechanizm sprawiający, że w potocznej świadomości pozostał ten problem pozorny - z Barbarą Radziwiłłówną - gdy rzeczywiste problemy...

TEATR TELEWIZJI: S. Wyspiański, "Zygmunt August" Reż. Z. Hubner. Muz, J. Kaszycki, W rolach głównych: M. Walczewski, B. Mikołajewska i Z. Jaroszewska. W pozostałych: I. Olszewska, A. Seniuk, F. Ciepiela, W. Sadecki, M. Słojkowski, B. Szmela, J. Nowak, .J. Zelnik, A. Pszoniak, K. Fabisiak, R. Wójtowicz, E. Luberadzki.

PREMIERA DNIA 23 MAJA 1969 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji