Artykuły

Muzyczny Topor

W czerwonej farbie nie widziałam krwi, w zakładaniu pończoch nie dopatrzyłam się postaci ze względu na siłę teatralnej konwencji - o "Toporem w serce" w reż. Kamili Jankowskiej i Witolda Jurewicza w Teatrze im. Jaracza w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.

Przeglądając repertuar Teatru im. Jaracza w Łodzi można bardzo łatwo odkryć jego linię repertuarową. Na afiszu pojawiają się sztuki Erica Bogosiana, Anthonego Neilsona, Jeana Geneta, Mariusa von Mayenburga, Denisa Kelleya, ostatnio Wernera Schwaba. Dlatego sięgnięcie po twórczość Rolanda Topora, francuskiego prozaika o polskich korzeniach, scenarzysty, reżysera, grafika i scenografa, pozornie nie dziwi. Już wcześniej zainteresował się nią Roman Polański, który na podstawie powieści "Chimeryczny lokator" nakręcił w 1964 roku film. W latach dziewięćdziesiątych wystawiono takie sztuki jak: "Zima pod stołem" (reż. Tadeusz Bradecki, Teatr Studio), "Don Juan albo i ja" (reż. Jerzy W. Krysiak, Teatr Wybrzeże) oraz "Joko świętuje rocznicę" (reż. Piotr Cieplak, Teatr Dramatyczny).

Dziwić za to może formuła łódzkiego spektaklu, na który za materiał literacki posłużyła wspomniana już powieść i piosenki wykonane przez Mariusza Ostrowskiego w towarzystwie zespołu muzycznego (Krzysztof Baranowski, Robert Jastrzębski, Jacek Lesiak, Dariusz Konklewski). Czym jest "Toporem w serce" w reżyserii Kamili Jankowskiej i Witolda Jurewicza?

Monodramem muzycznym, w którym ubrana w przezroczysty, rzeźniczy fartuch postać dokonuje aktu spowiedzi? Jej tło jest makabryczne jak grafiki Topora. W małych klatkach stoją muzycy. Przysłaniająca ich folia zniekształca ciała i twarze. Zdają się być chwilami wydłużone, pozbawione oczu, trupie. Groteskowe są żywo wybijające rytm nogi gitarzysty. Jakby oderwane od reszty ciała, wskazują rozpad i dezintegrację. Klaustrofobiczną przestrzeń naznacza ściekająca zewsząd krew, która wystrzelana z lekarskiej strzykawki w stronę zawieszonej przed nosem widzów płachty, spływa niczym krople deszczu. Ściekają z metalowego, prosektoryjnego stołu, na którym może przed chwilą jak w makabrycznym horrorze pocięto kobietę, po której pozostał czerwony but. Czy to z nią schizofrenik prowadzi rozmowę, dotyka jej ciała? Czy jest obiektem jego erotycznych fantazji? Kim jestem? - pada na samym początku spektaklu.

Dziesięć kolejno wykonanych utworów odpowiada: naszą kondycję określa kultura i tradycja. Jej brud, mętny osad, seksualność, biologia tkwi w każdym z nas, a "udawanie, hipokryzja, kłamstwo i wszelkie inne "wady" piętnowane przez różne moralności, są stosowanymi przez poszczególnych osobników technikami służącymi przeżyciu". Człowiek "musi sprawiać wrażenie, że jest szczery. Musi wyglądać jak NORMALNY CZŁOWIEK", pisze ironicznie Roland Topor.

W ciszy czterech ścian ujawniają się ludzkie zabawy w wojowanie toporem. Czy spektakl "Toporem w serce" faktycznie w nie uderza dzięki groteskowemu odczuwaniu świata? Czy "neurotyczny reality music show" obnaża rzeczywistość? Widziałam świetnie zainscenizowane koncerty piosenki aktorskiej i recitale w telewizji, z których obrazy i słowa piosenek pamiętam do dziś. Tego wieczoru byłam w teatrze. Byłam jedynie widzem nominalnym, widzem z nazwy. W czerwonej farbie nie widziałam krwi, w zakładaniu pończoch nie dopatrzyłam się postaci ze względu na siłę teatralnej konwencji. Zapamiętam jedynie obrazy bez słów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji