Artykuły

Fredro rozbierany

"Damy i huzary" w reż. Piotra Ziniewicza w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Artur Daniel Liskowacki w Kurierze Szczecińskim.

Nie trzeba dziś wielkiej przenikliwości, ani inscenizacyjnej odwagi, by poczciwego - jak to się kiedyś mówiło - Fredrę czytać przez jego rubaszne, ba, grubo obsceniczne wiersze, które od lat krążą "pod stołem" wśród zwolenników świntuszenia. Mniejsza, czy strofy te faktycznie spod pióra hrabiego F. wyszły, czy stanowią tylko znak zgody na jeden z jego wizerunków, dość że zderzają się twardo z innym wizerunkiem - lekturowego komediopisarza dla dziatwy szkolnej.

A gdzie jest ten właściwy Fredro, arcymistrz polszczyzny i bystry obserwator, autor uniwersalny i wciąż współczesny? Na pewno ani po jednej, ani po drugiej stronie tak ustawionej sceny. Raczej między jej skrajnościami.

Piotr Ziniewicz zdawał się to rozumieć - proponując Fredrę na ostro, choć z dodatkiem tradycyjnych smaków - ale wziął się za to z nadmiernym rozmachem, a niedostatkiem refleksji. Efekt? Spektakl ledwie naszkicowany, za to grubą kreską. I choć śmiechu w nim sporo, to hałaśliwego, ciężkiego, a mało finezji i dowcipu.

W zamierzenia inscenizacji wprowadza nas już scenografia - znacząco umowna - połączenie myśliwskiego dworku (ogromne poroże w tle, wiadomo: faceci to rogacze), niechlujnej męskiej siedziby i teatralnej rekwizytorni-rupieciarni. Mamy więc od razu sygnał: uwaga, rzecz dzieje się na scenie, ale będzie to też scena walk między panami i paniami. Z królującym na niej - jakże by inaczej - łożem, ale i wieszakiem na różne stroje i fatałaszki, a co za tym idzie: teatralne kostiumy.

Ziniewicz nie wykorzystał jednak szansy tej zabawy w teatr. Nie wyciągnął też konsekwencji ze scenerii; rzekłbym, iż właśnie ona - scenografia, zwłaszcza kostium - stanowi tu dowód pomyłki na starcie i nieumiejętnej gry w zaproponowaną grę.

Jak to jest w sztuce? Do siedziby wojaków - prowadzących się po męsku, więc wśród hulanek i swawoli, a i żołnierskich komend - niespodzianie ściągają niewiasty, co przynosi zderzenie kultur i stylów bycia. Ale zderzenie to - w sposób poniekąd naturalny - stanowi równocześnie formę przyciągania. Panowie lgną więc do pań, z wzajemnością zresztą, czego skutkiem świat męski staje na głowie, a potem legnie w gruzach, dokładniej - na kolanach przed niewieścim.

Jak się to ma do kostiumu? Otóż może być tak: albo zapięci (obronnie) na ostatni guzik huzarzy rozpinają się pod wpływem wdzięków i furii niewieścich, albo rozchełstani, bo żyjący we własnym gronie, pod wpływem wdzięków i furii pań, zapinają się (obronnie) na ostatni guzik, żeby w finale, jednak, znów sprzączkom i haftkom huzarskich mundurów popuścić.

A jak jest u Ziniewicza? Huzarzy są rozchełstani, ba, pijacko niechlujni - fragmenty munduru, spodnie na pojedynczej wiszące szelce, wyłażące z nich koszule - od początku do końca w zasadzie. A raczej bez zasady: mundur tak wobec siebie, jak i wobec pań, noszą w pogardzie dla regulaminów żołnierskich i zwykłej estetyki. Przybycie dam niczego w tej mierze nie zmienia.

Nie, ja nie sugeruję, że akurat kostiumem zaprojektowanym przez Izę Toroniewicz powinny tu rządzić zasady jakiegoś hiperrealizmu czy psychologii, i że, dajmy na to, huzarzy powinni się do dam rozpinać scena po scenie, guzik po guziku. Ale jeśli rządzi tym jedynie chaos, a goły tors (na szczęście męski, choć i częściowego dezabilu pań nie brak) zamiast być erotycznym znakiem na pointę, staje się elementem wyzbytej przyczyn i słabo związanej ze skutkiem rozbieranki, to całość zmienia się w galimatias pozbawiony emocji i logiki.

No bo do czego niby doprowadził babski najazd na huzarów? Do niczego, jeśli mundury, jak były, tak zostały w nieładzie. A panie - cóż - niby weszły na scenę strojne obficie, ale obnażając się od przypadku do przypadku, jakby mimochodem, sprawiały wrażenie, że szykują raczej jakieś wielkie pranie niż na noc Kupały.

Tak że zamierzona przypowieść o tym, że walka płci to pozór, bo wszystko i tak pogodzi chuć, pomimo licznych scen, które być miały nasycone seksem, wypada równie nieprzekonująco jak cała ta niekonsekwentna rozbieranka.

Przedstawieniu brak też, niestety, pieprzyka, co raczej z niedopowiedzeń się rodzi, niż z dosłowności. Owszem, postaci służących, kuszących i wyzywających niczym panienki z Playboya - Fruzi, Józi i Zuzi (Beata Niedziela, Anna Przedpełska, Aleksandra Padzikowska) - bawią i budzą miły dreszczyk, ale w większości relacji między damami i huzarami nie ma smaku słodkiej, więc zabawnej pikanterii. Nawet najśmielsza i dynamiczna scena między Rotmistrzem (Wiesław Zanowicz) i Anielą (Katarzyna Ulicka-Pyda) wypada tak sobie. Dosłowność przytłacza tu farsę, tak jak Rotmistrz (grany ponuro, momentami aż brutalny w wyrazie, a nie wiem - czy to zamiar celowy, czy po prostu brak vis comica) rozochoconą Anielę.

O ile zresztą aktorzy są przez Ziniewicza prowadzeni dobrze jako zespół - sceny zbiorowe są może przesadnie rozbiegane, lecz układają się zgrabnie - to postaci huzarów i dam nie dźwigają komizmu ani niuansów tekstu Fredry.

Major, widziany przeze mnie na premierze, grany gościnnie przez Stanisława Górkę - aktora ułożonego, mającego jednak emploi dalekie od mundurowego - to zresztą jedna z przyczyn niepowodzenia całości. Słaby, bez żołnierskiego wyrazu, nie podlega żadnej przemianie - ani z zupaka (zwłaszcza, że nim nie jest) w usidlonego przez Erosa ciemięgę, ani z impotenta w ogiera (chwilowego zresztą, bo upadek Majora jest smutny, tyle że też tu nie pokazany). Jestem pewien - choć nie widziałem tej wersji spektaklu - że grający Majora Zdzisław Derebecki - bardziej predestynowany do tej roli - radzi sobie z nią lepiej. Ale czy jest to w stanie pomóc przedstawieniu?

Owszem, "Damy i huzary" w Bałtyckim toczą się po scenie w dużym tempie, aktorzy często mrugają do publiczności, a ta bywa zadowolona, rozpoznając w perypetiach damsko-męskiej obłapki żart uniwersalny, ale nawet zabawne chwile nie rekompensują rozczarowania. Bo tak ukazanym damom brak na ogół wdzięku, a huzarom - rasy i stylu. Tak że słynne "nie uchodzi!" - wygłaszane przez Leszka Żentary w roli Kapelana - skądinąd śmieszne i sympatyczne, staje się tu swoistym mottem dla całości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji