Artykuły

Muszę to odespać

Aktorstwo to zawód piękny, ale i okrutny, wysysa z człowieka prawie wszystko - z JERZYM TRELĄ rozmawia Hanna Ciepiela

Rozmawiamy po spektaklu, w teatralnym bufecie. Tuż po zagraniu Gombrowicza siedzi pan z bułką przy gorącym żurku...

- A czemu mam głodować? To jest tak jak z księdzem: ludziom się wydaje, że ksiądz nic nie ma pod sutanną. Jak byłem dzieckiem, też tak uważałem, bo spodnie wydawały mi się czymś zbyt przyziemnym. Tymczasem zarówno ksiądz, jak i aktor to tylko ludzie. Na dodatek na teatralnej scenie dość ciężko się pracuje. To nie jest tak, że aktor coś tam sobie pofika i dostaje brawa. Do każdej roli trzeba się dobrze przygotować. A są też takie przedstawienia, że człowiek poci się jak w czasie najcięższej roboty fizycznej. Jak grałem Konrada w "Wyzwoleniu", musiałem w trakcie spektaklu dwa razy zmieniać koszule, bo były tak mokre, że kleiły się do ściany. W związku z tym, aktorowi potrzeba trochę kalorii i ciepłej zupy.

Występuje pan w teatrach od ponad 40 lat, zagrał pan około 150 ról, zdobył mnóstwo nagród. Kiedy czuje się pan szczęśliwy na scenie?

- Największą radością jest praca nad rolą, nad powstającym spektaklem. Oczywiście nie robi się tego dla własnej przyjemności, tylko dla widzów. Dzień premiery jest sprawdzianem, czy to wszystko miało jakiś sens. Ale dla mnie najistotniejszy i najciekawszy jest proces dochodzenia do roli, bo wtedy staram się odnaleźć jakąś nieodkrytą cząsteczkę w sobie, w życiu, w świecie.

Są aktorzy, którzy stale korzystają z tych samych sposobików na rolę...

- Gardzę sposobikami. Gdybym zaczął stosować pewne chwyty, to musiałbym zrezygnować ze sceny. I zacząć pracować na przykład na stacji benzynowej, bo tam powtarzanie czynności jest prawidłowym postępowaniem.

Jako młody człowiek pracował pan w teatrze lalek, oprócz grania zajmował się pan tam scenografią. Wcześniej ukończył pan liceum plastyczne. Czy plastyka nadal jest obecna w pana życiu?

- Nie mam na to czasu. Ten zawód jest taki, że jak się chce go wykonywać poważnie, pochłania bez reszty. I aż mi głupio, gdy ludzie zadają mi pytania o hobby. Co powiem, że literatura? To oczywiste, że czytam książki, bo są mi potrzebne, gdy przygotowuję się do spektaklu i muszę poznać tło, historię, psychologię postaci. A muzyka? Z muzyką, plastyką jest podobnie. Bo aktorstwo to zawód piękny, ale i okrutny, wysysa z człowieka prawie wszystko.

Jerzy Stuhr napisał kiedyś żartobliwie: "Trela ma taki głos. On jak stanie, jak wyda z siebie głos, zdaje się takie mądre wszystko, co powie". Skąd w panu ten głos?

- Ja dużo rzeczy głupich mówię prywatnie, czasem tylko zawodowo coś mądrze na scenie, choć nie zawsze, bo grywam też różnych głupków. Tak więc to chyba nie sprawa głosu, tylko raczej myślenia o tym, co się mówi. Staram się to uwiarygodnić. Jak mi się czasami udaje i zauważa to mój kolega Stuhr, to się cieszę.

Od lat jest pan wykładowcą w krakowskiej PWST. Czym różnią się ci młodzi ludzie od tych, którzy, tak jak pan, studiowali w latach sześćdziesiątych?

- Tak naprawdę młodzi ludzie są zawsze tacy sami. Niecierpliwi. Bo nie doświadczyli jeszcze radości tego zawodu i jego goryczy.

Wracając na chwilę do pana życia pozascenicznego. Mieszka pan w Krakowie, ma pan dzieci...

- Dwoje dorosłych dzieci. Syn jest operatorem filmowym, a córka pracuje w produkcji telewizyjno-filmowej. Mam też dwoje wnuków: dziewczynkę i chłopczyka.

Teraz pan wraca do domu i co pan będzie robił?

- Będę ze dwa dni spał. Bo wracam z ciężkiej pracy, ostatnio grałem gościnnie w Teatrze Ateneum w "Królu Edypie", a wcześniej cały tydzień spędziłem na nagraniach z reżyserem Ryszardem Bugajskim w Teatrze Telewizji. A dziś gorzowski festiwal. I teraz naprawdę należy mi się trochę snu.

Wcześniej wypytywałam pana o dzieci, bo bardzo chroni pan swoją prywatność. Nie ma pana w teleturniejach telewizyjnych ani w kolorowych pisemkach kobiecych...

- W pismach kobiecych powinny występować kobiety. Albo "coś dla kobiet". A ja nie pracuję ani w salonie kosmetycznym, ani w sex-shopie, tylko w teatrze.

- Dziękuję.

JERZY TRELA

Aktor, pedagog, były rektor krakowskiej PWST, którą ukończył w 1968 r. Od 1970 r. związany ze Starym Teatrem w Krakowie. W Gorzowie gościł 15 listopada. Zagrał starego Gombrowicza w spektaklu "Cafe Retiro" w reż. Mikołaja Grabow-skiego. Krakowski spektakl, pokazany w ramach Międzynarodowych Gorzowskich Spotkań Teatralnych, zakończył się brawami na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji