Artykuły

Chłopak z Hollyłodzi

Warto czasem spojrzeć na ten napis ,,KONIEC''. Wtedy nasza droga może będzie lepsza, mądrzejsza, bardziej widząca ludzi obok. Gdybyśmy zobaczyli napis ,,nie bać się śmierci'' na słupach, które mijamy, wtedy byłoby nam lżej - pisał Jan Machulski do Elżbiety Sokołowskiej.

Jan Machulski (1928 - 2008)

Używam tej poufałej frazy, którą zmarły w czwartek Jan Machulski zatytułował swoje, wydane blisko dziesięć lat temu wspomnienia, bo rzeczywiście miał on w sobie coś z wiecznego, ,,swojego chłopaka''.

W smutnej listopadowej serii zgonów wybitnych ludzi, ten był chyba najbardziej niespodziewany. Kiedy ,,TRYBUNA'' rozmawiała z Janem Machulskim w przeddzień jego 80. urodzin, które obchodził 28 lipca, imponował radością życia, energią, pogodą ducha i tą niezwykle dla niego charakterystyczną, a wcale nieczęstą u wybitnych aktorów i reżyserów, bezpośredniością, bezpretensjonalnością i serdecznością. Było mi ogromnie miło i zaszczytnie, że zwracał się do mnie po imieniu.

Jan Machulski kochał sztukę, teatr, film, nauczanie i kochał życie, posiadłszy ars vivendi w stopniu najwyższym. Kochał szczególnie aktorską młodzież, cieszył się jej sukcesami. I ona mu tę miłość odwzajemniała.

Był z prawdziwego zdarzenia człowiekiem i nauczycielem teatru. Traktował go nie tylko jako źródło dochodów, ale jako służbę pro publico bono. Właśnie dlatego założył m.in. Redutę 61 w Lublinie, Scenę Studyjną 64 w Łodzi, a nade wszystko warszawski Teatr Ochoty, który za jego i jego żony Haliny kierownictwa stał się kuźnią kadr aktorskich. Spod znakomitej inspiracji państwa Machulskich wyszło wielu znanych aktorów m.in. Katarzyna Figura, Edyta Jungowska, Magdalena Stużyńska, Cezary Pazura. Po spektaklach organizował często wieczory dyskusyjne, które pogłębiały wiedzę widzów. Był też wieloletnim dziekanem wydziału aktorskiego łódzkiej ,,Filmówki'', jej malowniczą postacią, przyjacielem studentów, a w ostatnich latach prowadził własną szkołę aktorską w Warszawie. Starał się też, aby jego ukochana, rodzinna Łódź została Europejskim Ambasadorem Kultury.

Nade wszystko był jednak wspaniałym aktorem, prezentującym styl gry określany czasem jako ,,angielski'' - zdystansowany, elegancki, bez przesadnej ekspresji. Czasem jego grę nazywano też ,,francuską''. To świadczyło o tym, że jego styl gry wyróżnia się na tle stylu charakterystycznego dla większości aktorów jego pokolenia, naznaczonego mniej czy bardziej ,,szkołą Stanisławskiego''. To właśnie ,,angielskość'' i ,,francuskość'' jego gry sprawiały, że bardzo często angażowano go do pamiętnych spektakli kryminalno-sensacyjnego telewizyjnego teatru ,,Kobra''.

W znakomitych kreacjach widzieli go widzowie teatralni całej Polski: Łodzi, Olsztyna, Lublina, Warszawy. Jednak, oczywiście, największą sławę przyniosły ważne role filmowe, które zagrał u znakomitych reżyserów. Te wszystkie wspaniałe dokonania sprawiły, że Jan Machulski ma swoją gwiazdę z odciśniętą przez niego dłonią w słynnej Alei Gwiazd przed łódzkim Grand Hotelem przy ulicy Piotrkowskiej. Wybitny artysta zawsze pozostanie w serdecznej, wdzięcznej pamięci nas - widzów.

W swoich wspomnieniach ,,Chłopak z Hollyłódź'' napisał o swoich rolach teatralnych i filmowych, ale pominął rolę Ochockiego z ,,Lalki'' Wojciecha Jerzego Hasa. A przecież postać idealisty Ochockiego, który chciał ,,przypiąć ludzkości skrzydła'' bardzo przypomina postawę samego artysty.

On i jego żona Halina uważali, że teatr powinien wziąć na siebie trochę odpowiedzialności za życie duchowe i moralne młodzieży. Uważali też, że teatr obrazkowy typu ,,duży telewizor'' już się przeżył, bo pod tym względem film czy telewizja są atrakcyjniejsze. Uznali, że do teatru można chcieć przychodzić także po to, by się zmienić, żeby postawić ważne pytania i uzyskać na nie odpowiedź, szukać jej. Dlatego po spektaklach organizowali dyskusje nad postawą bohatera. Rolę teatru rozumieli niczym rolę apteki czy poradni, albo rolę starego przyjaciela, do którego przychodzi się, aby się poradzić.

W jednym z wywiadów Jan Machulski mówił: ,,Aktor jest w teatrze najważniejszy, bo bez niego te ważne treści do widza nie dotrą. Teatr to aktor, człowiek, który ma coś do powiedzenia i widz, który chce go wysłuchać. Tak przecież zaczął się teatr. Aktor to ten, który pokazuje to, czego bez niego nikt by nie zobaczył. Czyli jakiś czarownik''. Ze swoich ról nie był zadowolony: ,,Grałem zwykle epizody, albo jakichś smutnych blondynów czy mdłych dyrektorów. Nie mam na swoim koncie głównej roli w jakimś wielkim filmowym wydarzeniu. W tak popularnym kiedyś filmie, jak ,,Orzeł'' dali się zapamiętać raczej Sławek Gliński czy Bronek Pawlik, ale nie moja postać, trochę bez wyrazu'' - twierdził z właściwą sobie skromnością, choć w tym przypadku nietrafnie.

O swoim aktorstwie mówił: ,,Lubiłem nie taką prostą charakterystyczność, wynikającą z warunków, z ułomności, czyli że aktor ma tak śmieszny wygląd, że aż nie wypada się z niego śmiać, ale taką, jak charakterystyczność Jacka Lemmona, który był przystojnym, postawnym mężczyzną, a jednocześnie wyśmienitym komikiem. Takie role mnie ciągnęły, ale nie bardzo miałem do nich szczęścia, za to częściej grałem jakichś bladych młodzieńców lub wyblakłych dyrektorów''.

Bolał go kryzys teatru współczesnego, martwił go terror oglądalności za wszelką cenę, schlebianie najniższym gustom estetycznym - byle szybko, byle jak, byle czym, byle zaszokować, nagością, okrucieństwem, krzykiem. Bliskie mu były tradycje Reduty Juliusza Osterwy, wileńskiej i warszawskiej: ,,Syn Juliusz nieprzypadkowo nosi takie imię'' - zauważał.

Za swojego mistrza teatralnego uważał Erwina Axera, swego profesora na wydziale reżyserii. ,,Ma on wspaniałą umiejętność rozmowy z aktorem, delikatność połączoną z ogromną konsekwencją, by wydobyć z aktora wszystkie jego walory i możliwości'' - mówił Machulski. Pracował jako aktor z Januszem Majewskim, ,,wspaniałym artystą i człowiekiem, który bardzo we mnie wierzył jako aktora'', ze Stanisławem Lenartowiczem, z Władysławem Pasikowskim, z synem Julkiem, z Wojciechem Jerzym Hasem, ojcem aktorów, ,,bardzo ich szanującym i dbającym, by ich nie skaleczyć''. O Hasie mówił tak: ,,Był to niewątpliwie niezwykły artysta. Poza Ochockim grałem u niego niewielką ale ciekawą rolę hrabiego Pena Flor w Rękopisie znalezionym w Saragossie w roku 1964. Has był bardzo pedantyczny, wszystko było przygotowane do pracy na planie, autor zdjęć, Mieczysław Jahoda, też dokładnie wiedział, co ma filmować.

Nie było żadnej improwizacji, a ten cudowny czar emanujący z jego filmów był efektem realizacji drobiazgowego planu. Był też czas na próby przed kręceniem. W Lalce, którą kręciliśmy we Wrocławiu była wspaniała, kolorowa scenografia, pachniało jabłkami, których wszędzie było pełno, chodziłem z tą lampą po altance. Bardzo miłe wspomnienia. Mam też w pamięci zabawny wspominek z kręcenia przyjęcia u Łęckich. Duża hala, kilkudziesięciu aktorów, statyści, a tu wchodzi milicjant. Na jego widok Has zakrzyknął: Co tu robi milicja na tej hali?!. A jeden z aktorów na to, do Hasa: Po prostu usłyszał, że tu Prusa mordują na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem''.

Jego znajomi i przyjaciele ze środowiska artystycznego m.in. Zofia Kucówna, Leonard Pietraszak czy Andrzej Łapicki, podkreślali jego życzliwość, otwartość wobec ludzi, sympatię dla nich. W swoich wspomnieniach Jan Machulski napisał: ,,Tak jak potrzebne są filtry broniące nas przed kompletnym zatruciem środowiska naturalnego, tak teatr może, musi i powinien bronić człowieka przed zniewoleniem umysłu, przed zatruciem duszy, przed wystygnięciem serca. Przed tym, aby Polskę nie zalewała półinteligencka pycha i wyniosłość''.

--------------------------------------------------------------------------------

Kilka lat temu Jan Machulski pisywał na moją prośbę felietony dla jednej z łódzkich gazet. Kiedy zmarła bliska mi osoba, dostałam od Niego tekst szczególny, rozważania o sensie życia. Może warto dzisiaj posłuchać, co znakomity aktor, a także (może nawet przede wszystkim!) wychowawca miał do powiedzenia na temat spraw ostatecznych.

Ten tekst nigdy nie został opublikowany i istnieje jedynie w rękopisie.

Elżbieta Sokołowska

Sens życia

Każda z wielkich religii ma swój sposób przygotowywania ludzi na śmierć, zarówno ich samych, jak i ich najbliższych. Religie nawet zachęcają, by to przygotowywanie się do śmierci uznać za sens ludzkiego życia. Kiedy Jezus dowiaduje się o śmierci Łazarza, cierpi jak każdy człowiek. Zaczyna płakać z Martą i Marią, siostrami zmarłego, jednak wie już, że przywróci życie temu, który nigdy nie zwątpił. Oświadcza Marcie: ,,Ja jestem zmartwychwstaniem. Kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie''. Często zastanawiam się nad tym, czy pogodzić się z nietrwałością życia, czy też uwierzyć w jego wieczność.

Na co dzień zapominamy, nie zastanawiamy się nad sensem życia. Czy jest jakaś dalsza nasza droga, czy po prostu zakopią nas i koniec? Człowiek współczesny nie został całkowicie uwolniony od tej myśli, od tego pytania.

Kościół za dużo mówi o ,,tamtym świecie'', a za mało o tym. Przecież najważniejsze pytanie jest o sens życia TUTAJ, o drogę, jaką idziemy w kierunku śmierci, czy jesteśmy do niej przygotowani.

Warto czasem spojrzeć na ten napis ,,KONIEC''. Wtedy nasza droga może będzie lepsza, mądrzejsza, bardziej widząca ludzi obok. Gdybyśmy zobaczyli napis ,,nie bać się śmierci'' na słupach, które mijamy, wtedy byłoby nam lżej. Wolter napisał taki aforyzm: ,,Kiedy rodzimy się, płaczemy, a inni się śmieją. Gdy umieramy, śmiejmy się. Niech inni płaczą''. Reszta jest milczeniem. Wiem, że nie ma nic - tylko to, co było.

Jan Machulski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji