Artykuły

Galeforce Dance

Mamy do czynienia z grupą ludowych tancerzy, lecz czy kogoś obchodzą wioskowe harce? Błyskotliwy menadżer dorzucił fabułę czy raczej jej suche truchło. Namiastka treści ożywia w głowach monotonne sceniczne podskoki, które nie zostały stworzone do snucia i bajdurzenia. Mantra tych samych kroków i układów nie ma końca - o występach Galeforce Dance w Poznaniu pisze Wojciech Morawski z Nowej Siły Krytycznej.

Część pierwsza

No dobra. Recenzja z Galeforce Dance. Czemu akurat z "czegoś takiego"? Arystoteles na ratunek. Prawie cytat: gdy trzeba filozofować, filozofujmy. Gdy nie trzeba, filozofujmy by tego dowieść. Nie jestem tak mądry jak ten, za którego chciałbym uchodzić, dlatego cytat jest niedokładny. Nic w tej chwili nie poradzę na moją głupotę. Może to nawet lepiej. Zapraszam na widownię.

Spektakl - niektórzy pewnie wątpią w trafność tego słowa - irlandzkiej grupy tanecznej, która w swoich szeregach posiada nogi warte milion dolarów (James Devine), rozpoczynają ważne słowa: "bla bla zobaczą państwo historię dwójki kochanków nieświadomych swojej namiętności (!) Bleh, bleh rodzinna tragedia". Te kilkanaście słów jest naprawdę istotne. To jedyny szkic fabularny ponad dwugodzinnego spektaklu. Magia? Na pewno blisko.

Zanim postawię jakiekolwiek istotne pytania, jestem zobowiązany do odpowiedzi na pierwsze z nich - dlaczego oglądać złe spektakle? Prywatnie wierzę, że rzeczy złe kryją w sobie niezgłębione mądrości i swego rodzaju kunszt. Wypreparować sceny, w których dalsza redukcja elementów, możliwa jest tylko przez gaszenie świateł, to wbrew pozorom nie jest prosta sprawa. Fenomen uchwycenia absolutnych podstaw. Chwycenie się nici Ariadny w labiryncie symboli. Najcieńsza z możliwych witalności. Do rzeczy.

Mamy do czynienia z grupą ludowych tancerzy, lecz czy kogoś obchodzą wioskowe harce? Błyskotliwy menadżer dorzucił fabułę czy raczej jej suche truchło. Namiastka treści ożywia w głowach monotonne sceniczne podskoki, które nie zostały stworzone do snucia i bajdurzenia. Mantra tych samych kroków i układów nie ma końca. Przerwa w spektaklu, dodaje teatralnego splendoru. Realizacja fabuły przyprawia o dreszcz radości. Historia "rodzinnej tragedii" opowiedziana jest iście egalitarnym stylem.

Ekspozycja mężczyzn - "miasto, maszyna, masa"! Ekspozycja kobiet. Czerwone światło zalewa scenę, z playbacku płynie erotyczny saksofon. Wiotkie i uwodzicielskie, zabierają pięć minut życia, pod warunkiem, że nie masz nic innego do roboty. Ekspozycja muzyków. Klasyczny szantowy kwartet (bandoneon, gitara akustyczna, flet poprzeczny, flet prosty). Wesoło przygrywają do taśmy, pełnej keyboardowych brzmień, utwierdzających w przekonaniu, że spektakularne ciało pełne jest odleżyn. Ekspozycja wokalisty, który pełni rolę upośledzonego narratora. Gdy bohaterowie cierpią, śpiewa nam o tym jak cierpią itd. Makrostruktura została wyrażona. Obowiązuje w sposób totalny. Akcja nie może potoczyć się dalej, jeśli tetrachord następujących po sobie scen nie wybrzmi w całości.

W arcynudny sposób pojawiają się bohaterowie. Samiec alfa, który swoimi nogami nie potrafi chwycić publiczności za serce. Z niejasnych powodów ma pomalowane oczy. Następnie jego wybranka - urocza blondyneczka odziana w czerwoną satynę, bezwolnie uległa, dobra jak Jezus z Nazaretu - nadstawi oprawcom drugi policzek nim umrze. Klasyczna bohaterka gwałtu. Na koniec przedstawienia bohaterów, pojawia się źródło wszelkiego zła - mroczna brunetka, paradująca po scenie w staniku. Nim pozabijają się przy blasku stroboskopów udających pioruny, które tuszują przerażający brak scenicznych działań (trudno jest wystepować umieranie), czeka mnie jeszcze wiele długich minut.

Całość spektaklu ma wydźwięk przerażająco plemienny. Kobiety i mężczyźni podzieleni na grupy biorą udział w scenach, które nie mają pomiędzy sobą żadnego związku. Jak w "Bajce" Proppa. Pewne elementy funkcjonalne muszą się pojawić, by bohaterowie mogli zamknąć opowieść. Poza tym, sceny nie służą niczemu poza kolejnymi potwierdzeniami statusu kobiety i mężczyzny, a także różnicowaniem ich na dobrych i złych, przy użyciu popowo zmutowanych dyskursów - jestem łagodny, gdyż jestem kolorowy, a przecież kolorowi są jeszcze dobrzy.

Wszystko to okraszone jest obrzydliwie ckliwą grą świateł - czerwone dla kobiet, białe i ostre dla panów. Rzucone projektorem na scenę, klasyczne irlandzkie symbole przypominają nam, co oglądamy.

Nie rozumiem, czemu publiczność klaszcze. Oklaski są tu czymś autotelicznym. Pojawiają się bez przerwy. Towarzyszą końcowi każdej piosenki, każdemu tanecznemu trikowi. Często pojawiają się zupełnie bez sensu. Jednak dla widzów nadszedł czas oklasków. Dobrze wiedzą, co widzą. Do tego stopnia, że nie muszą patrzeć.

Koniec. Fabuła uległa rozwiązaniu. Całe szczęście. Pora na miażdżący bis.

Część dwa

Zaczyna się prawdziwy pogrom. Nasze mózgi przesiąknięte benzoesanem sodu i e-konserwantami zaczynają usłużnie wibrować pod butami tancerzy, którzy wydobywają ostatnie iskrzenia naszych neuronów (?), skacząc nam po głowach. Aktorzy wpadają w tłum. Zaczyna grubas-wokalista , który chodzi wśród gawiedzi po płycie "Areny" i przybija sobie z nią "piątki". Kobiety wybiegają z rzędów. Całują i przytulają misia. Stojąca owacja trwa już kilka minut. Tłum wibruje na płycie jak sadło na brzuchu irlandzkiego "tenora". Nagle, wjeżdża ciężka tancerska konnica. Wszyscy konają pod jej obitymi żelazem kopytami. Tłum skanduje, woła. Tańczy, gdy kawaleria demoluje kolejne sektory. Powrót na wzgórze sceny. Jakaś kobieta podejmuje taneczny szturm scenicznych desek. Skandal. Nikt nie zwraca uwagi. Nieważne. Wchodzi bit. Trzydzieści sekund. Oklaski. Bit. Coraz mniej tlenu. 30 sekund. Oklaski. Powtórka sekwencji ze spektaklu. Oklaski. Bit. Wciąż mniej tlenu. Amok. Bit. Bit. Bit. Tłum skacze, śpiewa i tęskni za misiem. I oklaski - przeszywają całą salę. Nim się obejrzę, ryczę razem z tłumem. Dionizje głupoty. Gdzieś nagle, wszystko pod kontrolą. Śmierć emocji i panoptikon. Zapal się górne światło. Momentalnie wszyscy milkną i opuszczają salę. 30 sekund.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji