Artykuły

Ignorancja wychodzi jak szydło z worka

Jako młoda aktorka bardzo serio podchodziłam do pracy. Niepowodzenia okupione były bezsennością i łzami. Złe recenzje odbierałam jako krzywdę i katastrofę. Dziś nabrałam do tego dystansu. Nie traktuję pracy w kategoriach misji, nie chcę już spalać się bez reszty i nie uważam, by teatr miał zbawiać świat - mówi BOŻENA ADAMEK, aktorka Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

Anna Grabowska; - Krytycy czy felietoniści wyszukują różnorodne definicje aktorstwa. Ostatnio spotkałam się z twierdzeniem, że aktor jest prześwietlaczem natury człowieka i zastanawiam się, jak ono ma się do tego, iż zawód ten przez wieki postrzegano jako rodzaj błazeństwa?

Bożena Adamek: - Jedno drugiemu nie przeczy. Błazeństwo było, jest i będzie wpisane w zawód aktora, a dobre aktorstwo to istotnie penetracja ludzkiej natury. Oczywiście dziś nikt na drzwiach gospody nie pisze, że "psom. Cyganom i aktorom wstęp wzbroniony". Zmienił się społeczny status tego zawodu, ale istota jest od starożytności ta sama, Wyspiański pisał, że aktorów "na to powołano, by biorąc na się maskę i udanie, mówili prawdy ludzkiej przykazanie". Istnieje jednak, jak wiemy w każdej twórczości sztampa, chałtura, kicz, które sztuką przez duże S nie są, ale nie zajmujmy się tym. Jest tyle arcydzieł, które nas uwznioślają, że życie jest zbyt krótkie, by je poznać. Błazeństwo może być mądre i wielkie. Nie widzę go w głupkowatych telewizyjnych kabaretach, lecz np, w komedii dell'arte, która wyostrzała spojrzenie na ludzką naturę, wyśmiewała wady piętnowała głupotę, leczyła poprzez śmiech. Mądry błazen więcej powie o życiu niż aktor bez poczucia humoru. Teatr bez dystansu, bez szczypty szaleństwa, symbolicznego traktowania życiowych perypetii jest nudny i nie porywa - nie zdziera masek, za którymi wygodnie na co dzień się chowamy

A,G.: - Czy są takie teksty, które dziś jeszcze skłaniają do wysiłku intelektuainego?

B.A.: - O poziomie literatury serialowej nie mówmy. Dużego talentu nieraz trzeba, by te teksty stały się żywe, a postać intrygująca, by mimo schematyzmu i sztampy uratować problem, często bardzo istotny. W lepszej sytuacji jesteśmy w teatrze, gdzie często pracujemy nad wielką literaturą, czy w filmach fabularnych, kiedy trafi się nam przemyślany scenariusz. Nie wyobrażam sobie, by aktor, pracując nad historyczną postacią, nie zapoznał się z realiami epoki, nie przeczytał książek na ich temat, a grając jakiś zawód nie przestudiował jego specyfiki. Ignorancja wychodzi jak szydło z worka. Widać, czy aktor rozumie to, o czym mówi. Ja np, dostałam propozycję zaprezentowania poezji Anny Achmatowej. Tak bardzo zachwyciłam się jej wierszami, że wiele z nich sama przetłumaczyłam. Mają być opublikowane w 28. numerze "Nowej okolicy poetów". Tak się rozzuchwaliłam jako tłumaczka, że wzięłam się do jej wielkiego poematu "Requiem", Mam nadzieję, że także będzie wydrukowany. W listopadowym "Salonie Poetyckim" Anny Dymnej, w Teatrze im, J. Słowackiego w Krakowie także zaprezentuję poezję Achmatowej. Czekam na to z tremą i radością, bo ten wysiłek całkowicie pochłonął moją duszę,

A.G.: - Czy trudno jest grać postacie, które nie są pozytywne?

B.A.: - Każda sztuka opiera się na zderzeniu życiowych postaw i charakterów. Całe lata grałam postacie liryczne, delikatne, dlatego większą satysfakcję odczuwałam, gdy udało mi się zagrać "potwora". Móc dobrać się do jakiegoś charakterku, dać upust egoizmowi, głupocie, oczywiście w pełnej prawdzie, bez karykatury, to sprawdzian aktorstwa. Aniołem nie jestem, nie brakuje mi wad, a role z problemem zła są oczyszczające. Trzeba zastanowić się nad nimi i jak psycholog dociec przyczyn, objawów i skutków, a nawet zanalizować rolę z medycznego punktu widzenia. Ciało podlega psychice. Poprzez sposób poruszania, patrzenia, mówienia można powiedzieć wiele o duszy ludzkiej. Ostatnio w roli Radczyni w "Weselu" Wyspiańskiego z dużą frajdą demaskuję filisterstwo, próżność i głupotę. Widzowie wiedzą, że to gra, a nie autoprezentacja.

A.G.: - Podobno zawodu aktora nie można uprawiać za długo. Pani też ma takie refieksje?

B.A.: - Nie. Uważam, że to jeden z niewielu zawodów, w których można, o ile zdrowie pozwoli, pracować do głębokiej starości. Nie można sobie wyobrazić dziewięćdziesięcioletniego górnika fedrującego węgiel, ale cała Polska może zachwycać się cudowną panią Szaflarską w jej ostatnich kreacjach.

Czuję się jeszcze młoda i silna, choć czasem gram staruszki. Marzę o tym, bym wraz z emeryturą, która czeka mnie za cztery lata, nie musiała porzucić sceny. Oczywiście bez tego mój świat się nie zawali, umiem aktywnie wypełnić swój czas, ale jeszcze nie wyleczyłam się z teatru i chciałabym grać długo.

A.G.: - W miarę upływu czasu aktor staje się bardziej wymagający wobec siebie?

B.A.: - To indywidualna sprawa. Jako młoda aktorka bardzo serio podchodziłam do pracy. Często niepowodzenia okupione były bezsennością i łzami. Złe recenzje odbierałam jako krzywdę i katastrofę. Dziś nabrałam do tego dystansu, stałam się wobec siebie i mojego środowiska bardziej tolerancyjna. Nie traktuję pracy w kategoriach misji, nie chcę już spalać się bez reszty i nie uważam, by teatr miał zbawiać świat. Wiem z doświadczenia, że potrzebny jest dystans, by móc improwizować, potrzebny jest "błazeński błysk". A jeśli chodzi o akceptację, to jestem bardzo wrażliwa na atmosferę w pracy. Kolegom aktorom podobała się moja rola w "Rezerwacie" Łukasza Palkowskiego. Dawniej po takiej dramatycznej scenie byłam zmordowana, bolały mnie wszystkie mięśnie, Łukasz wierzył, że to dobrze zagram i ja dzięki jego akceptacji uwierzyłam, że potrafię temu podołać. Swoboda aktorska to nie głupi luz, tylko komfortowy stan, który pozwala na pełną koncentrację, by ukazać to, co dzieje się w duszy

A.G.: - Jest Pani zadowolona ze wszystkich swoich ról?

B.A.: - No chyba pani żartuje! Zawsze można zagrać lepiej. Okrutna taśma pokazuje prawdę, że jesteśmy niedoskonali. Krytyczne spojrzenie na siebie to nie tylko moja przypadłość. Wielu aktorów nie lubi oglądać siebie na ekranie. Znam jednak i takich, którzy to uwielbiają.

A.G.: - Które przedsięwzięcie najbardziej Panią wyczerpało, wymagało ogromnego wysiłku czy jakichś wyrzeczeń?

B.A.; - Największa, najtrudniejsza rola nie wyczerpuje mnie tak, jak praca z osobami hałaśliwymi, zadufanymi czy niekompetentnymi, Nie mówię tu o debiutantach, którzy mają absolutne prawo uczyć się zawodu, ale na przykład o reżyserach, którzy wrzeszczą, narzucają swój, nie zawsze dobry, gust, albo o partnerach, którzy błyszczą swym nieznośnym gwiazdorstwem. Sama praca jest przecież szczęściem. Człowiek zarabia pieniądze i czuje się potrzebny Ale aktor to nie malarz, który sam decyduje, co stworzy na płótnie. Dobra atmosfera w zespole to podstawa sukcesu. Pewien serialowy reżyser miał do mnie pretensje, że jestem zbyt spięta, ale chwilę wcześniej powiedział, że musi, za przeproszeniem, nad takim g,"nem pracować. To wystarczyło, abym się zablokowała. Nie byłam w stanie o tym zapomnieć i wykrzesać z siebie spontaniczności,

A.G.: - Pani marzenie zawodowe..,

B.A.: - Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie oczekiwać od życia nieustannego święta. Jak wszyscy aktorzy marzę o dobrej roli, ale nie myślę o jakiejś konkretnej postaci. Niech życie przynosi niespodzianki. Nie mam wygórowanych marzeń, tylko takie zwykle. Nie wymagam też od siebie pasma sukcesów. Wiem, że nie muszę wszystkim się podobać, nie muszę być wymuskana jak lalka i nie martwią mnie pojawiające się zmarszczki. Nie zadręczam się jeżdżeniem na castingi, by pojawić się w serialu bądź reklamie. Na szczęście od czasu do czasu ktoś sobie o mnie przypomina.

A.G.: - Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji