Artykuły

Nazwa stała się prorocza

- Zaczynaliśmy w niedobrym dla teatru studenckiego czasie. Postanowiliśmy wyjść na ulicę, żeby znaleźć nowego widza. Na początku chcieliśmy rozmawiać z rówieśnikami poprzez teatr społeczny, polityczny. Nie myśleliśmy o podróżach. Okazało się jednak, że nazwa "Biuro Podróży" stała się prorocza - mówi reżyser PAWEŁ SZKOTAK, z okazji 20-lecia poznańskiego teatru.

Z Pawłem Szkotakiem [na zdjęciu], o dwudziestu latach Teatru Biuro Podróży, rozmawia Stefan Drajewski:

Jakie były początki Teatru Biuro Podróży?

- Siedzieliśmy ze Zbysławem Kaczmarkiem w ciemni akademika, nie pamiętam którego. Było trochę alkoholu, a my snuliśmy plany i marzenia o teatrze.

Czy w tych planach było, że za dwadzieścia lat, ministerstwo kultury przyznawać wam będzie medale?

- Nie, tak dalece nasza wyobraźnia nie sięgała. Pamiętaj, że był rok 1988. Żyliśmy w innej rzeczywistości.

Kto był w pierwszym składzie Biura Podróży?

- Poza mną i Zbysławem był Andrzej Rzepecki, Kuba Klimaszewski i Grażyna Nawrocka-Skibińska. Zrealizowaliśmy razem "Einmal ist keinmal". Drugi - "Łagodny koniec" - zrobiliśmy już w innym składzie. Odeszli Grażyna i Kuba, a ich miejsce zajęli Marta Strzałko, Kasia Kacprzak i Marcin Liber. A potem był już "Giordano".

Od początku zakładaliście wyjście z sali w plener?

- Od początku byliśmy swego rodzaju akademią wędrującą, która ciągle się czegoś uczy, a z czasem zaczęliśmy sami nauczać. Zaczynaliśmy w niedobrym dla teatru studenckiego czasie. Postanowiliśmy wyjść na ulicę, żeby znaleźć nowego widza. Najpierw realizowaliśmy akcje uliczne, na przykład pod Kaponierą, którą zamienialiśmy na mieszkania dla bezdomnych studentów. Potem był "Giordano" i wszystkie następne spektakle, z którymi objechaliśmy cały świat. Na początku chcieliśmy rozmawiać z rówieśnikami poprzez teatr społeczny, polityczny. Nie myśleliśmy o podróżach. Okazało się jednak, że nazwa "Biuro Podróży" stała się prorocza.

Ile podróży odbyliście?

- Nie policzyliśmy. Ale na pewno byliśmy w 50 krajach na wszystkich kontynentach. Niestety, nie zawsze mogę jeździć z zespołem.

Powiedziałeś, że wasz teatr był na początku polityczny. A teraz?

- Nadal taki jest, chociaż akcenty czasami się zmieniają. Oprócz pokazywania przedstawień, prowadzimy warsztaty. Staramy się docierać do miejsc boleśnie naznaczonych przez politykę, przez brak wolności. Kontakt z ludźmi, którzy mają gorzej nie z powodu własnej winy, jest dla nas bardzo ważny. Tu nie chodzi o malowanie się przed lustrem i zbieranie oklasków po przedstawieniu, ale o to, by nieść tym ludziom radość lub refleksję.

Skład zespołu się zmienia. Stawiacie nowym członkom jakieś wymagania?

- Dla nas liczy się nie tylko to, co kandydat potrafi w sensie teatralnym. Bardzo ważny jest sposób jego myślenia, widzenia świata. Nie wyobrażam sobie wspólnej pracy i życia z kimś, kto lokuje swoje sympatie polityczne na przeciwległych biegunach, co nie znaczy, że się nie kłócimy, czasem ostro. Musisz pamiętać, że oprócz Marty, Jarka Siejkowskiego i mnie, w zespole mamy dużo młodszych kolegów. Kiedyś zastanawiałem się, co będzie, jeśli przyjdzie do zespołu ktoś, kto urodził się w 1981 roku. I tak się stało. Przyszli tacy ludzie. To jest fascynujące, że oni są tak wyraziści. Dzięki temu mam poczucie, że jestem przez nich stymulowany.

Rzadko udawało się, aby teatr alternatywny tworzyła grupa ludzi, którzy mają różne doświadczenia życiowe wynikające z metryki.

- Mam poczucie, że dzięki temu zmienił się nasz odbiorca. Oprócz czterdziestolatków, naszych rówieśników, mamy nowych widzów.

Od pewnego czasu zapraszasz do współpracy zawodowych aktorów. Nie burzy to systemu wartości teatru alternatywnego?

- Nie każdy aktor z cenzusem szkoły teatralnej odnajdzie się w naszym zespole. Czasami okazuje się, że te dwie techniki aktorskie się wykluczają. Jest jednak kilka dowodów na to, że się da, i że wtedy współpraca staje się niezwykle satysfakcjonująca dla obu stron. Bo to jest fascynująca praca związana z podróżowaniem po świecie i w głąb siebie, choć wymaga wielu wyrzeczeń, końskiego zdrowia i hartu ducha.

W ciągu dwudziestu lat były też rozstania.

- Każde odejście jest bolesne. Chociaż są to rozstania zrozumiałe. Marcin Liber chciał robić coś swojego. Niedawno uświadomił mi, że był z nami 10 lat. Są odejścia tragiczne. Tak było w przypadku Andrzeja Rzepeckiego. Są odejścia matrymonialne. Dużo podróżujemy i kilku naszych kolegów zakochało się, a potem wyjechało do swoich cudzoziemskich żon - myślę tu o Adamie i Kubie Pierzchalskich. Zawsze te rozstania mnie dużo kosztowały. Trudno wymazać takie bliskie kontakty. My razem śpimy, jemy, podróżujemy, występujemy. Poznajemy swoją piękną stronę i tę gorszą. Były też rozstania konfliktowe...

Przez zespół przewinęło się kilkadziesiąt osób. Kto tworzy obecnie Teatr Biuro Podróży?

- Z pierwszego składu zostałem sam. Potem najdłuższym stażem może się pochwalić Marta Strzałko, Jarek Siejkowski, Basia Prądzyńska, Tomek Wrzalik, Bartosz Borowski, Łukasz Kowalski, Łukasz Jata... Trudno wymienić wszystkich. Współpracujemy z bardzo wieloma artystami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji