Artykuły

Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca. Podsumowanie

O XII Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.

Po zakończeniu festiwalu pozostaje lekki niedosyt, zdecydowanie zabrakło spektaklu o takiej sile oddziaływania jak ubiegłoroczna choreografia Anny Van den Broek "Co(te)lette". Dominującą tendencją spotkań była przeciętność wśród zagranicznych prezentacji, na których tle wyjątkowo pozytywnie wypadli polscy twórcy. Na szczęście, jak co roku, znalazły się nieliczne perełki, dla których warto było przejść przez wszystkie prezentacje.

Spośród sześciu zaprezentowanych spektakli, w ciągu ostatnich dni festiwalu na szczególną uwagę zasługują dwie prezentacje "Panopticon albo/i Przypowieść o maku" Śląskiego Teatru Tańca oraz "Kosmos" Wojciecha Kapronia. Reszta pozostaje w cieniu, przy czym najsłabsze spektakle skupiły się wyraźnie w trakcie ostatniego dnia. Po węgierskiej maszkarze "Nie ma takiego miejsca jak raj", przyszła kolej na czternastominutową, właściwie nieteatralną i pozbawioną wyrazistości etiudę "Skrytka Pocztowa" w wykonaniu Annette Labry. Na koniec wystąpił zaś Teatr Tańca Zawirowania, który swoim "Nic tylko błękit" nie był w stanie sprostać roli zwieńczenia festiwalu. Był raczej niestosownym wtłaczaniem tańca w linearną (i banalną) narrację, która mimo zastosowania szeregu narzucających się w swojej dosłowności środków (ekran z obrazem nieba, papierowe samoloty, podróżne torby czy szamotania między tancerkami), nie potrafiła wybrzmieć klarownie.

Początek dnia przedostatniego był również nieudany. Przewrotny okazał się tytuł spektaklu austriackiego SEAD-Bodhi Projekt - "Niewyraźny poziom", gdyż właśnie poziom tej prezentacji był cokolwiek wzbudzający wątpliwości. Autorzy chcieli pokazać multi-doświadczenie poprzez nieustanne permutowanie motywu zmiany ubrań. Aspiracje do zbudowania nowoczesnego tanecznego świata, który przekazywałby istotę współczesności rozminęły się z samą realizacją. Wyraźne niedostatki w koncepcji budowy spektaklu oraz braki techniczne skutecznie zniwelowały to, co niosło ze sobą celną myśl. Choć poszczególne sceny tworzą bardzo luźną kompozycję, to cała choreografia jest mocno obudowana w konkretne i konsekwentnie realizowane hasła jak współczesny wizerunek czy nieustanny recycling. Odwołanie się do dadaizmu, tak zasadne w przypadku Dada von Bzdülöw, wydaje się tu zupełnie bezpodstawne.

Dalsze spektakle tego wieczoru należały do bardziej udanych. Śląski Teatr Tańca zainstalował się ze swoim najnowszym projektem "Panopticon..." w nowej przestrzeni teatralnej Lublina - Scenie Warsztaty. W przestronnej hali powstała imponująca konstrukcja więzienna, którą widzowie obserwują z zewnątrz. Silnie zróżnicowany ruch zamknięty w ramach spektaklu - w klatce, a w niej tocząca się przypowieść o ziarnku maku, o człowieku. Wobec tak potężnej, groźnej scenografii tancerze znajdujący się w środku, pomimo targających nimi namiętności, pomimo wchodzenia w zmienne, intensywne relacje, pozostają bezbronni. Są tylko elementem całościowego obrazu niewoli, któremu każdy tancerz z osobna naddaje rys indywidualnych zniewoleń. Rozbudowana choreografia i scenografia oraz wprowadzająca gradację napięcia ścieżka dźwiękowa składają się na efektowny koncept. Wszystko to wydaje się być uzasadnione, jednak w końcowym efekcie rozrost formy niebezpiecznie przenosi się na długość spektaklu oraz stawia trudną do rozstrzygnięcia opozycję: wartościowość a widowiskowość.

Projektem, który skupił największą uwagę jest "Kosmos" Wojciecha Kapronia z Lubelskiego Teatru Tańca. Korzystając z idei Wasilija Kandinsky'ego dotyczących zagospodarowania płaszczyzny, idzie on o krok dalej w poszukiwaniach silnie zarysowujących się w ostatnich spektaklach grupy ("NN", "Daleko od ciała" Żak&Dziedzic). Ponownie wykorzystany zostaje ruch w przestrzeni scenicznej, który wykracza poza zwykły taniec. Tancerze LTT odkrywają w swoich choreografiach kierunek pionowy, ruch powietrzny. To poszerzenie odsłania nowy wymiar wyrazu, z którego artyści korzystają w bardzo mądry sposób. Novum w "Kosmosie" polega zaś na nadaniu znaczenia samej przestrzeni, która warunkuje się wzajemnie z ruchem. Przestrzeń określają trzy boki sześcianu wychodzące ze wspólnego wierzchołka dolnej podstawy. Emocje - kolor, ruch - linia, punkt. To wszystko jest jeszcze badaniem możliwości ruchu, odniesień ciała do płaszczyzny. Bowiem pierwsza prezentacja "Kosmosu" to tylko preludium do pełnowymiarowego spektaklu. Premiera planowana jest na początek następnego roku i powinna doczekać się szerszej analizy.

Wartość całego projektu tkwi w niezwykle celnym i harmonijnym połączeniu silnie oddziałującej na widza przestrzeni wizualnej (Aleksander Janas, Robert Zając), ścieżki dźwiękowej (Konrad Chyl) i choreografii. Niewiarygodnie jest to, że "Kosmos" work in progress faktycznie potrafi pochłonąć widza i zahipnotyzować go, co w dzisiejszym teatrze, także tańca, wydaje się niezmiernie trudne. Teorie udało się przetransponować na język tańca i to nie jako bezpieczne odwołania się do znanych treści czy ich proste przełożenia, co obserwować mogliśmy w wielu festiwalowych prezentacjach, ale jako skonstruowanie nowej, pociągającej jakości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji