Artykuły

W świątyni zabrakło wspólnoty

Spektakl "Rysa" Teatru ZAR okazał się wprawdzie interesującym wydarzeniem obchodów 70. rocznicy Nocy Kryształowej, jednak po jego obejrzeniu pozostał pewien niedosyt. Nie jest to wina zespołu prowadzonego przez Jarosława Freta, bowiem o charakterze przedstawienia w dużej mierze zadecydowały czynniki pozaartystyczne. Pisze Tobiasz Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

Noc Kryształowa była traumatycznym doświadczeniem dla społeczności żydowskiej żyjącej w 1938 roku. Właśnie wtedy w nocy z 9 na 10 listopada naziści rozpoczęli dewastowanie i palenie synagog na terenie całej Rzeszy. Zamordowano kilkadziesiąt osób, zbezczeszczono żydowskie cmentarze, tysiące ludzi zostało aresztowanych i trafiło do obozów. Zamieszki hitlerowców były brutalnym aktem nietolerancji tamtych czasów. Wydarzenie wzięło nazwę od odłamków szkła z rozbitych okien i sklepowych wystaw.

W dniach 6 - 9 listopada 2008 roku Synagoga pod Białym Bocianem stała się miejscem, w którym artyści z Polski, Niemiec i Izraela pod hasłem Wrocławskich Dni Wzajemnego Szacunku starali się uczulić społeczeństwo na problem dzisiejszych przejawów nietolerancji. W tym właśnie kontekście w ostatni dzień uroczystości Teatr ZAR zaprezentował swoją "Rysę" - spektakl będący jednorazowym wydarzeniem, które mocno wpisało się w przesłanie spotkań odbywających się we wrocławskiej świątyni.

Wstępem do rozważań powinna być wypowiedź Jarosława Freta, który kilka dni wcześniej o swoim spektaklu mówił w następujący sposób: "Tytułowa "Rysa" jest metaforą śladu, który te wydarzenia zostawiły w ludzkiej pamięci. Nie chodzi tu o pamięć faktograficzną, ale wewnętrzną, bo - choć nie uczestniczyliśmy w tych zdarzeniach - radzenie sobie z tą sytuacją nadal jest dla nas wyzwaniem". Przedstawienie jest zbudowane z cytatów pochodzących z ostatniego projektu Teatru ZAR. "Cesarskie cięcie. Próby o samobójstwie" (reż. J. Fret, premiera 13 grudnia 2007 r.) to spektakl mocno i boleśnie zanurzony w tematyce śmierci. "Rysa" jest jego krótszą i zmienioną interpretacyjnie wersją. Ciekawe jest to, że Fret postanowił w zasadzie nie zmieniać znaków teatralnych, których użył wcześniej (niektóre tylko nieznacznie zmodyfikował), a jedynie nadać im inny sens i tym samym uzyskać inny temat swojej teatralnej wypowiedzi. Na pierwszy rzut oka widzimy więc "Cesarskie cięcie". Identyczna scenografia składająca się ze stołów i krzeseł otaczających i wyznaczających owalny plac gry. W rogu pianino. Rozbrzmiewa "Gnosienne I" Eryka Satie, by za chwilę ustąpić miejsca agresywnemu tangu. Dramaturgię budują pieśni oraz ruch. Trzeba zaznaczyć, że tak jak w każdym przedstawieniu Teatru ZAR muzyka nie pochodzi z zewnątrz, ale z wnętrza spektaklu - na krzesłach wokół miejsca gry siedzą trzy kobiety (Aleksandra Kotecka, Ewa Pasikowska, Nini Julia Bang), które odpowiadają za strukturę muzyczną przedstawienia. Śpiewają wielogłosowe korsykańskie pieśni funeralne, grają też m.in. na skrzypcach i wiolonczeli. Samą swoją obecnością biorą także udział w akcji scenicznej. Nie należy również lekceważyć dźwięków, które powstają wskutek ruchu, zrytmizowanego stukotania obcasami i zintensyfikowanego oddychania aktorów. Ta muzyka konkretna świetnie wpasowuje się w rytm spektaklu.

Szybko okazuje się, że mamy do czynienia z zupełnie innym przedstawieniem. Próby samobójcze, które były kolejno odtwarzane w "Cesarskim cięciu", pojawiają się znowu w "Rysie", ale temat dążenia do śmierci zostaje niejako zdjęty z tych scen. Pozostaje za to cierpienie. Sam spektakl jako całość jawi się spokojniej. Ruch nie jest już tak nerwowy, a bardziej taneczny i jest go zdecydowanie mniej. Dwie kobiety, protagonistki spektaklu (Kamila Klamut i Ditte Berkeley) prowadzą ze sobą dialog za pomocą pieśni. Jak już wspomniałem, sceny przedstawiane przez aktorów nabierają zupełnie innych znaczeń. Jeśli "Cesarskie cięcie" było teatralną walką o śmierć, to "Rysa" zdaje się być walką o życie. Po części dzieje się tak za sprawą zwiększonej roli przedmiotu. Lejtmotywem staje się wysypywanie kryształków szkła z walizki na scenę. W ten sposób tworzy się jasną linię - tytułową rysę. Dźwięki tłuczonego szkła są dość intensywne. Fret pokazuje nam swoją interpretację wydarzeń Nocy Kryształowej. Duże ilości szkła, jak wtedy, gdy jego odłamkami zasypane były żydowskie domy. Wino w kieliszkach, którego wylewanie wiązało się ze śmiercią, z dążeniem do niej, zastąpiono przez kryształki. Sugeruje się tym samym, że w tej sytuacji śmierć byłaby wybawieniem, że sama sytuacja prześladowania jest od niej gorsza. Przełykanie ostrych kawałków szkła to cierpienie, które trwa podczas życia. Wynoszenie walizki przez postaci kojarzy się z ucieczką. Szybkie, bardzo głośne oddechy aktorów również podsuwają taką myśl. Intensyfikują wrażenie osaczenia. Fret stara się pokazać uczucia, jakim mogły ulegać ofiary tamtych wydarzeń. Przed oczami widzów jawią się potencjalne sytuacje. Nogi kobiety (Kamila Klamut) trzymane na karku leżącego głową do ziemi chłopca (Matej Matejka), które w innym kontekście mogłyby implikować sytuację erotyczną, w tym wypadku wiążą się z uciskiem, poniżeniem, odrzuceniem. Kamień leżący na jednym ze stołów tylko czeka, by nim ktoś rzucił. Płonąca karta przypomina o spaleniu się wielu wartościowych i ważnych dla kultury judaizmu dzieł sztuki. Znakiem kończącym spektakl jest powieszona na rozhuśtanej linie zapalona menora. Sugeruje się nam objawienie Boga, jego chwilową obecność. Niewątpliwie scena ta jest inspirowana zakończeniem "Ewangelii dzieciństwa" - pierwszego teatralnego projektu Teatru ZAR (premiera 2002).

Zespół prowadzony przez Jarosława Freta przy okazji poprzednich przedstawień zdążył nas przyzwyczaić do kunsztu aktorskiego na najwyższym poziomie. Tak jest i tym razem. Wszechstronne umiejętności członków grupy ze szczególnym uwzględnieniem działań wokalnych i ruchowych potrafią wprawić w zachwyt niemal każdego widza. Zarówno w aktorstwie Zaru jak i w ogólnym kształcie spektakli, które tworzy, twórczo rozwijają się i dopełniają dwie tradycje, z których ten teatr wyrasta. Mówię o tradycjach Ośrodka Praktyk Teatralnych "Gardzienice" Włodzimierza Staniewskiego (rola pieśni, wyprawy i poszukiwania etnograficzne zespołu) oraz Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego (aktorstwo fizyczne, zbliżanie się do teatru tańca). Fret inspirując się dwoma sławnymi poprzednikami, potrafi stwarzać zupełnie oryginalne własne wypowiedzi artystyczne.

Duży kłopot sprawia jednoznaczne ocenienie tego, czego byłem świadkiem. Pisałem o niedosycie, który pozostał po tym wydarzeniu. Sprawa jest skomplikowana, ponieważ z czysto teatralnego punktu widzenia nie można mieć do spektaklu zastrzeżeń. Zobaczyliśmy spójną strukturę, dopracowaną warsztatowo, nie dającą nam wątpliwości, że mamy do czynienia z wysokoartystycznym, wartościowym przedstawieniem. Powiodło się przemienienie doskonałego spektaklu ("Cesarskie cięcie"), który przekazywał pewne ważne idee, na inny, który miał odmienne równie ważne przesłanie narzucone przez kontekst pozostałych wydarzeń w Synagodze pod Białym Bocianem. Wszystko odbyło się przy pomocy tych samych działań teatralnych. Trudny to zabieg, wymagający umiejętnego wyczucia. Fretowi się udał. Czemu zatem odczuwam niedosyt i nie jestem do końca zadowolony? Otóż przestrzeń, która narzucona została Teatrowi ZAR osłabiła siłę oddziaływania spektaklu. W sali Apokalipsy, w której prezentowane jest "Cesarskie cięcie", forma przedstawienia jest celem do budowania duchowej więzi między aktorem i widzem. Klaustrofobiczna sala w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego wzmaga w widzach skupienie i powoduje intensywniejsze odbieranie sensów przekazywanych przez działania aktorskie. Siedzimy blisko prezentowanych zdarzeń i przez czas trwania spektaklu współuczestniczymy w nich. Tworzymy wspólnotę. W synagodze nie było tej wspólnoty, skupienie rozpraszane było przez zbyt dużą medialność obchodów rocznicy Nocy Kryształowej. Zamiast kameralnego spektaklu, mieliśmy do czynienia z wydarzeniem, w którym brało udział zbyt wielu widzów. Podczas trwania pokazu drzwi świątyni otwierały się wielokrotnie, niektóre osoby wychodziły, inne wkraczały w przestrzeń spektaklu, tym samym naruszając jego strukturę. Filmowano i fotografowano. Sama synagoga okazała się zbyt obszerna, dźwięk tracił swoją moc, łagodniał i szybko ulegał zapomnieniu. Specyfika spektaklów Zaru w tym wypadku została przysłonięta przez szerszy kontekst.

Z drugiej jednak strony właśnie specyfiką działalności teatru warto bronić Freta, który z pełną odwagą i odpowiedzialnością odważył się zabrać głos w sprawie, która wydała mu się bliska. Należy mu się za to uznanie. Trzeba bowiem pamiętać , że Teatr ZAR to nie tylko teatr. To więcej niż teatr. Projekty sceniczne są tylko jedną z dróg, którą podąża cały zespół. Są poniekąd uzasadnieniem i eksplikacją doświadczeń i działań, polegającym na szeroko zakrojonych poszukiwaniach kulturowych. To, co zobaczyliśmy w Synagodze pod Białym Bocianem, było właśnie takim poszukiwaniem. Zresztą przedstawienia tego teatru nigdy nie są zamkniętą strukturą. Zawsze znajduję się w nich szczelina, która umożliwia ich dalszy rozwój. W tego typu grupach teatralnych charakterystyczną cechą jest praca w systemie work in progress. Ze zmienioną wersją "Ewangelii dzieciństwa" mogliśmy się już spotkać. Wystarczy przypomnieć "Łazarza" z udziałem Daisuke Yashimoto - japońskiego tancerza butoh (premiera 19 października 2003).

Mimo moich ambiwalentnych odczuć podczas odbioru "Rysy" kilka rzeczy stało się dla mnie jasnych. Pewne jest, że jeśli ktoś po raz pierwszy zetknął się z twórczością Teatru ZAR, to spektakl ten był silnym bodźcem do głębszego zainteresowania się tym zespołem. Jarosław Fret pokazał w nim przedsmak emocji, jakie czekają na widzów, którzy wybiorą się na "Ewangelie dzieciństwa" i "Cesarskie cięcie". Oba projekty przeznaczone są do wielokrotnego oglądania i z czasem nabierają coraz większej wartości. Osobiście z niecierpliwością czekam na trzecią część tryptyku Freta ("Anhelli. Inkantacje" - premiera zapowiadana na 2009 rok) i to czekanie zamierzam wypełnić, delektując się dotychczasowymi przedstawieniami Teatru ZAR.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji